Witam.
Od dłuższego czasu, bodajże od jakichś 7 miesięcy, aktywowała mi się potrzeba analizowania siebie, "szufladkowania". Tak więc przypomniałam sobie m. in. o enneagramie - już wcześniej robiłam ten test, ale nie przywiązywałam wtedy wagi do mojego wyniku - 4w5. Po prostu, wiedziałam, że to jest, nie zagłębiałam się w opis, na długo o tym zapomniałam.
Wracając do tematu. Od pewnego czasu wróciłam do Enneagramu (kilka tygodni temu), próbując znaleźć swój typ. Mam kilka pomysłów, jakim mogłabym być, ale samej ciężko mi w obiektywny sposób określić siebie. Dlatego też postanowiłam poprosić o pomoc Was, forumowiczów - może ktoś z Was udzieliłby mi pewnej wskazówki, w którą stronę powinnam się udać?
- Jestem średnio stabilną emocjonalnie 15-latką. Cóż, emocje mną wręcz szarpią, wewnętrznie nie jestem w stanie nad tym panować. Mogłabym powiedzieć, że w pewnym miejscu moje "ja" jest przerwane na pół - dzieli się ono na chłodną, analityczną, realistyczną stronę i tą impulsywną, emocjonalną, choć na ogół optymistyczną. Nie potrafię ich zgrać. Między innymi dlatego mam problemy ze znalezieniem Enneatypu - obie moje strony są oddzielne, zupełnie inne, ale nierozerwalne; trochę jak Yin i Yang. I też, między innymi, dlatego też go szukam, może uda mi się je "pogodzić". Oprócz tego, przechodziłam wiele załamań, w pewnych momentach być może nawet depresję (?). Nie miałam (i nie mam) łatwego życia.
- Na ogół sprawiam wrażenie osoby otwartej, optymistycznej, wesołej; delikatnie, nieznacznie wręcz, w moich charakterze przeważa ekstrawersja. Nie lubię ujawniać swojego smutku przed sobą i innymi. Czasami jednak jestem odbierana jako osoba sztywna, chłodna, izolująca się (to ostatnie jest poniekąd zauważane w każdym towarzystwie, z wyjątkiem nielicznej grupki osób, przed którymi tylko udaję, że mnie coś z nimi łączy). Owszem, mam taką "otoczkę", ale jeżeli ktoś jest mi wystarczająco bliski, może się przez nią przebić.
- Jestem towarzyska, ale socjofobiczna. Brak ludzi wokół mnie powoduje, że po dłuższym czasie robię się osowiała, brakuje mi energii, etc. - do poprawnego funkcjonowania potrzebuję motywacji "z zewnątrz". Nie pcham się jednak do towarzystwa na siłę, wolę się trzymać uboczu, niepytana nie wtrącam się (jak już, robię to rzadko). Zdarza się, że w grupie przejmuję inicjatywę, ale tylko w przypadku, gdy reszta nie ma nic przeciwko - wtedy ukazuje się moja żywiołowa, przywódcza strona (o ile mam rządzić tylko "wewnątrz" grupy i nie pełnić roli przedstawiciela "na zewnątrz"). Czasami jednak potrzebuję odpoczynku - mam zalążki socjofobii, nawet mała grupa wywołuje u mnie niepotrzebny stres, po pewnym czasie mnie to wyniszcza od środka, czego nie widać.
- Nie znoszę improwizacji. Wszystko muszę mieć zaplanowane na ostatni guzik, inaczej szybko zaczynam panikować, bać się, a dalej... samo leci. Jeżeli muszę zabrać głos, zwłaszcza gdy zostałam nagle wywołana do odpowiedzi, również mam napady paniki, nie potrafię się ogarnąć, albo nic nie mogę z siebie wydusić i "zamieram" albo, próbując przekazać wszystko na raz, mówię niezwykle szybko i chaotycznie. Z odpowiedzią przy tablicy tak samo. (Tak, wysyłali mnie niedawno z tym do poradni pedagogicznej). W "życiu" identycznie - gdy ktoś na ulicy mnie zaczepi, nawet w dobrych intencjach, reaguję tak samo. W przypadku innego rodzaju stresu, jak np. dłuższa wizyta kogoś w moim mieszkaniu - robię się arogancka, wręcz oschła - zazwyczaj ze strachu. Nie jestem osobą, która lubi być niemiła. Jestem swego rodzaju "przepraszaczką". Jeżeli jestem do czegoś perfekcyjnie przygotowana, idzie mi świetnie - do momentu pierwszego potknięcia.
- Mam specyficzne poczucie humoru. Niektórzy mnie za nie uwielbiają, inni nie znoszą. Nie śmieszą mnie rzeczy, które wydają się zabawne dla osób w moim wieku. Za to sama lubię czasami palnąć coś zabawnego, a inteligentnego jednocześnie. Osoby bez dystansu, które mnie nie znają momentami mogą odebrać coś za atak, czy wyraz pogardy, ale nigdy nie mówię niczego w złych intencjach.
- Lubię czuć się ważna, potrzebna. Miło mi, gdy ktoś zrobi coś dla mnie dobrego - czy to porozmawia, czy przytuli, czy stanie w mojej obronie... wtedy czuję się kochana. Otwarcie nie wymagam ciągłej uwagi, chociaż przyznam, że cieszyłabym się, gdybym miała kogoś, kto by mnie tak pilnował. Mimo to, z całego serca nie znoszę podlizywania się mi, sama unikam tego jak ognia (wręcz popadam w skrajność i mogę wydać się bardziej sucha dla osoby, którą lubię, niż dla tej, której nie lubię, ha ha). Zazwyczaj odwdzięczam się tym samym, często nawet mocniej - źle się czuję, gdy mam u kogoś dług wdzięczności. Staram się pomagać innym jak mogę (i jak mnie nie blokuje moja fobia społeczna), gdy ktoś mnie o coś poprosi - zrobię to z czystą przyjemnością, że mogę się na coś przydać.
- Paradoksalnie, cenię sobie niezależność. Pomogę, jak ktoś będzie potrzebował, ale pobieram raczej zasadę dawania wędki zamiast ryby. Nie pozwolę nikomu wtrącać się do swojej roboty, jak i ja nie mogę się komuś zwalać do jego spraw, chyba, że coś z tego będę miała. Jeżeli ktoś, pomimo mojej pomocy po prostu się nie stara... po prostu taka osoba mnie niebywale irytuje i tracę do niej szacunek.
- Jestem w pewnym sensie marzycielką. Mam twórczą, artystyczną duszę (połączona w dodatku z łyżką lenistwa i szczyptą słomianego zapału xD), choć nie brakuje mi też logiki i analitycznego podejścia do świata. Cóż, to chyba skutek mojego "rozdwojonego" ja.
W razie jakichkolwiek wątpliwości, jestem otwarta na pytania.
Pozdrawiam.
! | Wiadomość z: Irka |
Taki temat już istnieje. Przeniesione. |