Strona 4 z 4

: czwartek, 16 października 2008, 13:23
autor: koefe
Według mnie najdelikatniej upominać kogoś nie atakując jego jako osobę. Wręcz oddzielić jego błąd, od niego (bo "uważamy że to nie jest w jego stylu" / "on się zna tylko to trzeba inaczej" i tym podobne). Przy tym trochę dystansu do sprawy i poczucia humoru, nie okazując przesadnie negatywnych emocji.
I trzeba pamiętać o tym, że są też ludzie, których nie da się skrytykować tak, żeby ich nie zranić ich ego.

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: czwartek, 4 października 2012, 22:36
autor: Ninque
Na jednym z wyjazdów tak często przepraszalam jednego człowieka mimo, ze to niekoniecznie była moja wina, a do tego on jako chyba 8 lat starszy, ze doszłam do wniosku, ze przepraszanie ogranicze do minimum. Nie zawsze wychodzi, bo mam dziwne pojęcie minimum. :lol:

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: wtorek, 2 kwietnia 2013, 19:54
autor: IstariDreamer
W przeszłości stale prezentowałem taką postawę i była ona całkowicie szczera.

W jakimś stopniu pozbyłem się jej, gdy... zainteresowałem się enneagramem.
Teraz uważam się za kogoś 'w porządku', ale jednocześnie za kogoś, kto nie może być za takiego uznany przez innych. Jestem ok, ale nigdzie nie pasuję. Dlatego nie pcham się nigdzie na siłę. A nawet więcej - nie podchodzę bez jednoznacznego zaproszenia.

Nadal miewam jednak epizody mechanizmu z przeszłości. Uruchamia się bez mojej zgody i zauważam to dopiero po jakimś czasie. Musi być mocno zakorzeniony...

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: piątek, 7 listopada 2014, 09:12
autor: Celice
Co więcej, świadomość czyjejś dziewiątkowości sprawia, że w mojej psysze pojawia się wizja legalnego nagłowędziewiątcewejścia - dokładnie tak, kiedy zdaję sobie sprawę, że ktoś jest dziewiątką dochodzi do mnie, co mogę z taką słabą dziewiąteczką począć, można naginać zasady, można winę spychać na nią, czasem nawet można stosować mobbing. Uważam, że postawa 'przepraszam, że żyje' nawet gdy jest nie do końca prawdziwa i uzasadniona jest tak beznadziejna, że na tą biedną Dziewiątkę same spadają nieszczęścia. Bo czy można podejść poważnie do osoby, która przeprasza, że żyje?
Odświeżę temat, bo chcę się wypowiedzieć. Doszłam do takich samych wniosków a jestem Dziewiątką :D Odkąd "wyzdrowiałam" rozumiem dlaczego byłam traktowana jak popychadło. Bo 9 swoją postawą na to pozwalają. I to nie jest tak, że inni mają zamiar wejść nam na głowę a my im pozwalamy tylko my swoim zachowaniem/postawą prowokujemy innych żeby tak właśnie nas traktowali.
Dziś będąc już po "tej drugiej stronie" widzę to z obiektywnej strony. Nikt nie szanuje ludzi dlatego, że są mili, przymilają się i dopasowują się do innych. Takie coś jest irytujące. Ba! Do takich ludzi nie ma się zaufania bo nie wiadomo kim taka osoba naprawdę jest i nie wiemy czego się można po niej spodziewać. Dziś szanuję ludzi autonomicznych, asertywnych i obiektywnych. I wcale nie muszę ich szczególnie lubić żeby traktować ich z poważaniem. A przytakujące wszystkim Dziewiątki i robiące wszystkim dobrze Dwójki prowokują do tego, żeby je w najlepszym wypadku olać. Każdy jest traktowany tak jak na to zasługuje bo nieświadomie daje innym sygnał o tym, ile szacunku wymaga.
Przekonanie "Nie jestem nikim ważnym" sprawia, że nasze zachowanie także to pokazuje innym i w rezultacie jesteśmy traktowani jak ktoś mało ważny.

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: piątek, 7 listopada 2014, 11:40
autor: Ninque
Mam wrażenie ze odkąd wykazuje postawę bardziej asertywną i wiem czego chcę niektorzy probują mi wmowic ze nie jestem taka jaka byc powinnam. :/

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: piątek, 7 listopada 2014, 11:54
autor: Celice
Ninque pisze:Mam wrażenie ze odkąd wykazuje postawę bardziej asertywną i wiem czego chcę niektorzy probują mi wmowic ze nie jestem taka jaka byc powinnam. :/
Moja rada Dziewiątki dla Dziewiątki, taka typowo dziewiątkowa: korzystaj śmiało z dziewiątkowej upartości i nadal rób swoje :D To normalne, że na początku gdy chcemy wprowadzić zmiany w nasze życie i pokazać innym, że zmieniamy się w kogoś lepszego - oni będą reagowali niezadowoleniem. Też to przechodziłam. Tylko Ty wiesz jaka być powinnaś i do tego zmierzaj. Inni nie mają prawa "ustawiać" Twojego życia a robią to dlatego, że sami są niepewni siebie i pełni lęków. Bądź cierpliwa i uparta bo wkrótce zauważysz, że jeśli większość coś uważa wcale nie znaczy, że ma rację. Dziewiątka jest z natury bardzo obiektywna i błędem jest zatracać tę wspaniałą cnotę kosztem "spokoju" z otoczeniem. I to otoczeniem, które często jest w błędzie! :D

Re: 9 czyli

: sobota, 8 listopada 2014, 15:16
autor: Zielona
Ninque pisze:Mam wrażenie ze odkąd wykazuje postawę bardziej asertywną i wiem czego chcę niektorzy probują mi wmowic ze nie jestem taka jaka byc powinnam. :/
Ludzie bardzo się przywiązują do "praw nabytych" ;) Dziewiątki zwykle są postrzegane jako milutkie i grzeczniutkie, takie co nigdy nie odmawiają, nie mają potrzeb, a już na pewno nie stawiają żądań. Z 9-tkami jest wygodnie. A nawet jak się trafi Wielki Wybuch Słonia to wiadomo, że za chwilę wszystko wróci na swoje miejsce ;) Kiedy 9-tka zaczyna się zmieniać, nic dziwnego, że pojawia się opór - coś jest im odbierane! Odbierana jest im ich własna wygoda. W ich ocenie przestajesz być taka jaka powinnaś. A Ty po prostu stajesz się sobą - człowiekiem ze swoimi własnymi potrzebami, które dają Ci prawa np. do odmawiania bez poczucia winy.
Ludzie potrzebują czasu, żeby się przyzwyczaić. Z doświadczenia wiem, że jedni mniej, inni więcej. Tylko jedna osoba nie była w stanie zaakceptować mojej zmiany i uważała swoje "prawa nabyte" za nienaruszalne i nasze drogi musiały się rozejść. Bywa i tak.
Spoiler:

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: niedziela, 9 listopada 2014, 13:30
autor: Celice
Pamiętam, że gdy zaczynałam brać odpowiedzialność za siebie i swoje życie - znajomym w moim otoczeniu przestało to odpowiadać. Okazało się, że byłam dla nich tylko "towarzyszem niedoli", nieoceniającym słuchaczem, który okaże współczucie. Podświadomie zapewne cieszyli się z moich niepowodzeń a lepszej mnie nie potrzebowali bo zaczynałam im przypominać o słabościach i konieczności wzięcia odpowiedzialności za siebie. Pamiętam jak powiedziałam dobrej koleżance, że zaczynam czuć się dobrze sama ze sobą, odpowiedziała: "ech nie mogę tego słuchać!" Powiedziałabym teraz, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w szczęściu :D
Ja nie mogłam dłużej tolerować tego, co nienormalne bo to nie jest moralne. Powoli zaczynałam otaczać się ludźmi autentycznymi a toksyczni odsunęli się sami. Działa zasada - podobne przyciąga podobne.

Re: 9 czyli "przepraszam, że żyję"?

: niedziela, 9 listopada 2014, 17:22
autor: atis
Pamiętam, że gdy zaczynałam brać odpowiedzialność za siebie i swoje życie - znajomym w moim otoczeniu przestało to odpowiadać. Okazało się, że byłam dla nich tylko "towarzyszem niedoli", nieoceniającym słuchaczem, który okaże współczucie. Podświadomie zapewne cieszyli się z moich niepowodzeń a lepszej mnie nie potrzebowali bo zaczynałam im przypominać o słabościach i konieczności wzięcia odpowiedzialności za siebie. Pamiętam jak powiedziałam dobrej koleżance, że zaczynam czuć się dobrze sama ze sobą, odpowiedziała: "ech nie mogę tego słuchać!" Powiedziałabym teraz, że prawdziwych przyjaciół poznajemy w szczęściu :D
Może to powiedziane tak trochę półżartem, ale myślę, że jest w tym baaardzo dużo prawdy jeśli chodzi o dziewiątkowe znajomości w kontekscie 'jest dobrze-jest źle'. Nie mówię o superzdrowych, bo superzdrowe typy to superludzie, którzy nie mają raczej takich problemów, a zwlaszcza w przypadku 9-tek - lubi się je wówczas 'tak po prostu' bo to naprawdę cudowne osoby. Mam dwie takie ciotki i to chyba najlepsi ludzie, na jakich kiedykolwiek trafiłam. Ale w przypadku tych średniozdrowych typów, nieposiadających tak do konca własnego ja (to nie przytyk tylko takie ogólne spostrzeżenie) to hm.. od razu przychodzi mi do glowy taki przyklad - moja dziewiątkowa mum jest osobą raczej mało usposobioną społecznie, niezbyt rozrywkową i introwertyczną na dodatek. Wielokrotnie zwierzała mi się, że przyjaciółki ma tylko gdy potrzebują one wsparcia, bo zawsze wysłucha i poradzi i zrozumie, bo sama przeżyła okropne rzeczy i jej współczucie i wsparcie jest zawsze szczere, a jej rady 'jak żyć' są adekwatne do sytuacji i tak trafne i pomocne, że ludzie wracają od niej do domu z poczuciem, że TAK, dadzą radę, zacisną pięści i będą walczyć albo przeczekają albo po porstu nauczą się żyć z tym, co ich spotkało od teraz, a nie od nieokreślonego kiedyś. Kiedy jednak wszystko jest w porządku jest taka ... malo potrzebna, bo ani się z nią pobawić, ani poplotkować, ani wypić, bo nie ma potrzeby ani motywacji by wychodzić do ludzi. To w sumie przerażające i okropne, bo dla takich osób mam wrażenie że swiat musi byc strasznym miejscem, jeśli od znajomych słyszą głównie narzekania i widzą ich łzy, a radości nie bywają świadkami. W przypadku mojej mamy nie dziwię się temu, bo ona naprawdę nie ma zdolności współodczuwania szczęścia i ile w ustach niektórych "bardzo ci współczuję" brzmi fałszywie, to u niej tak brzmi "to super!" "gratulacje!" i "cieszę się razem z tobą!"...