
Mógłbym wiele rzeczy tutaj wymienić: od znikomej dawki empatii w polskim społeczeństwie, po powszechna agresję, nadmierne skupianie na rzeczach negatywnych i wielu innych- jestem idealistą-marzycielem, więc inaczej być nie może. To co jednak najbardziej mnie wkurza, jest skierowane tylko do mnie (przynajmniej na moim obecnym poziomie zdrowia) i ciągnie się za mna od lat, od kiedy tylko pamiętam, a jest to brak umiejętności zawiązywania przyjaźni. Mam 28 lat, a nie mam osoby, która na równym poziomie jak Ja wysłuchuję innych chciałaby wysłuchać mnie, i tutaj nawet nie chodzi o problemy, ale o wszystko, co mnie otacza- o zainteresowania, życie codzienne... Za każdym jednym razem, gdy mam opowiadać o sobie czuje się wyalienowany, oderwany od otaczających mnie ludzi. Tyczy sie to także, a może przede wszystkim, nawet mojej rodziny (rodziców, rodzeństwa) dla której zawsze byłem/jestem (i zapewne będę) gówniarzem, z którego zdaniem nie ma co się liczyć (jestem w rodzinie najmłodszy). Zaraz ktoś mi wyskoczy z obrazkiem "freethinker- jak to jestem wyższy umysłem od innych". NIE, NIE JESTEM, choć chciałbym się za takiego uważać. Na ten jednak moment wiem i nie czuje by moje zainteresowania/życie codzienne odbiegało od życia przeciętnych ludzi, a mimo to tak trudno jest mi opowiadać o sobie bez wyczuwania automatycznego oceniania mojej osoby, a tym samym próby wywracia na mnie określonych zachowań.
Czuje się cholernie samotny mimo, że o znajomości nigdy nie musiałem sie w zyciu starać. A wkurza, że mimo ogromnej bazy ludzi wokół mnie nikomu nie potrafię zaufać na tyle by móc o nim powiedzieć- przyjaciel, przyjaciółka, bo słucha mnie, doradza i jest zawsze za mną, bo na to samo może liczyć z mojej strony. A jeszcze gorsze jest to, że za cholerę nie wiem jak to zmienić.
Ech.