Absynt pisze:Ale trzeba o siebie dbac ><. Nie wolno w kolko chodzic z myslami "ale jestem pojebany, nikt mnie nie chce". Stara zasada wewnetrznej projekcji psychicznej odbija sie na zewnatrz. I tracimy. Odnosze wrazenie Impos, ze nie ma dnia, a pewnie nawet i godziny, w ktorej nie myslisz o tym, ze masz pieprzone borderline. To juz stygmat, bo ta diagnoze odbija sie na Ciebie i spowrotem od Ciebie na zasadzie rezonansu. Masz latke. Niech se ona bedzie u lekarza, ale na litosc boska - jestes kxxxx taka sama istota jak kazdy kto ma czysta kartke, czy raka jelit. Ja zamiast myslec o tym, ze jestem dziwny, inny i porypany czytam ksiazki, zglebiam zainteresowania, ktore jakos beda wypelniac te tesknote za magia i bede mial o czym myslec... I nie moge poprzestac.
Owszem Absyncie, ale jak już pisałam i nie wiem, który raz to powtarzam, nie przejmowałabym się tym w ogóle, ani nie chodziłabym z tym jak to mówisz stygmatem na czole, gdyby osoby, na których mi zależy i których zdanie jest dla mnie ważne, nie pokazywały mi na każdym kroku, że ciągle coś robię nie tak, przez co bez przerwy czuję się czemuś winna.
Co do reszty... Nie mam już siły się tłumaczyć. I tak mam wrażenie, że w kółko powtarzam to samo, tylko innymi słowami. Rozumiem Abysnt, co masz na myśli, tylko wy zawsze jak mam moment kryzysu i trochę zacznę marudzić (nawet jeśli zaznaczę, że niczego od nikogo nie oczekuję jak ostatnio) od razu na mnie naskakujecie, tak, jakbym ja nie robiła nic innego tylko 24h na dobę siedziała i wypłakiwała oczy. Otóż tak nie jest. Nawet tutaj mam wrażenie, że wszyscy postrzegają mnie przez pryzmat kryzysów, a nie tych bardziej pozytywnych postów czy tematów, które też staram się tworzyć, choć może rzadziej. Bez urazy, i to mówię też do reszty chłopaków, która mnie teraz naskoczyła, ale rady od kogoś kto nie ma specjalistycznej wiedzy lub tą wiedzę w ogóle ma znikomą (jak Pablo który myli nazwy), albo nie zna tego z autopsji są dla mnie czasem z dupy wzięte. Bo w jednej godzinie napiszę, że nienawidzę siebie i chcę umrzeć, i nie widzę dla siebie żadnej nadziei, a w drugiej myślę już zupełnie inaczej i mam wrażenie, że czytam od kogoś jakieś farmazony, oczywiste oczywistości, które sama wiem. Sorry, wiem, że to może infantylnie zabrzmi, ale wy naprawdę nie macie zielonego pojęcia jak to jest co parę godzin lub dni co chwilę się zmieniać. Rano płakać w napadzie histerii, w południe robić za duszę towarzystwa, a wieczorem mieć ochotę schować się w czarnej dziurze.
Nie musicie mi tłumaczyć, że można sobie z tym jakoś radzić, bo ja to wiem, znam osoby, które to mają i żyją. Sęk w tym, że czasem nachodzą momenty, kiedy się nagle tego nie widzi lub się o tym zapomina, ale to nie znaczy, że w ogóle się o tym nie wie. Właśnie w takich gorszych momentach czuję się skazana na siebie i stąd ta cała refleksja, co do której nie chciałam żadnych komentarzy i wydawało mi się, że to wyraziłam, no ale mniejsza o to, ale nie oznacza to, że się tak czuję przez cały czas. Niestety ciągle zaprzeczam sobie, nie tylko na zewnątrz ale i wewnątrz głowy, dlatego to czasem jest takie trudne do wytrzymania, zwłaszcza w momentach, kiedy nagle się to zauważy, bo chciałoby się móc to wszystko sensownie wyjaśnić, tylko jak tu wyjaśniać logiczność nielogiczności?
SuperDurson też wyskoczył jak półdupek zza krzaka z niezwykle oświecającą prawdą. Piszecie, że mam się traktować jak osobę normalną, a sami piszecie do mnie jak do jakiegoś niedorozwoja emocjonalnego i debila.
A, i jeszcze co do zajęć - ja mam zajęcia, wierzcie mi, tylko, że może tylko wy macie taką słabą podzielność uwagi, bo ja nawet podczas spaceru, czytania czegoś, pisania, prowadzenia samochodu czy nauki gry na gitarze miewam czasami tak silne natłoki myśli, że nie jestem w stanie nad tym zapanować ani dostatecznie skupić się na czynności. Zaznaczam
czasami, żeby znowu nie było, że czym się nie zajmę, to zaraz płaczę.
W ogóle to mam wrażenie, że się mnie wszyscy uczepiliście, na tym forum jest cała masa marudzących Czwórek, a wy zawsze naskakujecie akurat na mnie. Ych, znowu bezsensowny wywód.
A i tak pomimo tej śmiesznej diagnozy czasem się łudzę, że to może rzeczywiście tylko hormony i za dwa lata nie będzie po tym śladu... uhm.