Może zacznę od tego jak wyglądała "moja odmiana" bulimii...
Nawet nie wiam kiedy sie to zaczęło...ale chyba miałam ok 10 lat (!!!) Teraz
mam 21 a wyszłam z tego pare miesięcy temu... Więcej niż połowa mojego życia...
Pewne rzeczy jak trwają tak długo to stają sie taką nieodłączna częscią
naszego życia... tak było ze mną.
Dlaczego zaczęłam... jest pewnie wiele czynników... potrzeba akceptacji... i
jej brak ( w rodzinie, szkole...), niezaspokojona ambicja, a co za tym idzie, i
w połaczeniu z tym pierwszym, niska samoocena... Początkowo wydaje sie to być
jakimś wyjściem, pozniej nie można już bez tego zyc... to sposób "radzenia"
sobie z problemami... specyficzny sposób... bo nie rozwiązuje problemów, tylko
stwarza nowe...Potem... nieprawdopodobne poczucie winy... Nie lubie jak
ludzie... nawet (pozornie) znający sie na rzeczy mieszają wszystkie choroby
polegające na zaburzeniu jedzenia do jednego worka. Przecież to nonsens:
ANOREKSJA = KONTROLA, BULIMIA = BRAK KONTROLI
Bulimie można określić jednym zdaniem: "Jesz jak nie jesteś głodna, nie jesz
jak jesteś głodna"
Cały czas myslisz o jedzeniu...
Nie wiem jak wy, ale ja szczerze nienawidziłam siebie za to co robiłam,
potrafiłam sie po takich napadach naprawde "zmieszać z błotem"... czułam sie
jeszcze brzydasz i jeszcze bardziej beznadziejna... głupia, debilka, która
nawet nie potrafi zapanować nad jedzeniem... a później wygląda jak potwor, z
ta czerwoną twarzą (albo raczej mordą), przekrwionymi oczami, śluzem
wypływającym z nosa, z czerwonymi śladami palców w kącikach ust. Doskonale
pamiętam to uczucie jak po "zrobieniu swoje" w toalecie podnosiłam się i
czułam jak krew napływa mi do głowy powodując pulsujący przypływ gorąca.
Nie chciałam tego robić, ale choroba była silniejsza... doskonale was
rozumiem... dwa tygodnie da sie wytrzymać... zdarzają sie przerwy, ale potem
sie wraca... No to jak w takim razie jestem już czysta od prawie pół roku???
Jedno zdanie:
"Nie chcę już siebie za to nienawidzieć" ... prawda, że niepozorne zdanie, ale
jaką mam moc... przynajmniej dla mnie miało ogromna... a co tak naprawde
oznacza... Po prostu wybaczyłam sobie... te wszystkie lata jakie
"przegrywałam" z chorobą.. wszystko to co sobie kiedyś mówiłam... Ważne było
też to, ze nie wiedziałam wtedy jeszcze ze jestem wyleczona, ze to wystarczy,
po prostu przestałąm siebie nienawiedzieć niezależnie od choroby
)... nie
wiem czy jest to uniwersalny sposób na wyjście z tej bulimii, ale napewno wart
przemyslenia...
Musisz sobie zdać sprawę, że wyniszczasz sie psychicznie przez ta chorobę...
może tego jeszcze nie zwerbalizowałaś, ale tak naprawde Twoim problemem jest
to że NIENAWIDZISZ siebie .Siebie jako całokształtu... swojej fizyczności oraz
wszystkiego co poza te fizycznoś wybiega... Ile razy myślałaś, że mogłabyś to
robic lepiej, tamto inaczej no i wogóle mogłabyś być zupełnie inna??? Masz
niesamowite wymagania w stosunku do siebie... inni też może od Ciebie dużo
wymagają, ale tak naprawde Ty wymagasz od siebie wielokrotnie więcej niż oni
wszyscy razem wzieci...
Zawsze mowie, że ambicja to dobra cecha, ale nie jak jest chorobliwa. Odkąd
nie jestm już chora... zauważyłam, ze fajna ze mnie dziewczyna... całkiem
ładna, zupełnie mądra, radosna ciesząca sie życiem, pomocna, koleżeńska,
troche zwariowana, ale szczypta szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła
))
Akceptuje siebie jako CAŁOKSZTAŁT Nie tylko proste zęby i kształtne piersi...
po prostu nie przeszkadza mi już bycie sobą...
Pozdrawiam