Chodzi mi właśnie o to, żeby mechanizmów obronnych nie uznawac jako częśc siebie, tylko zewnętrzną powłokę. Sama mówisz, że "chowamy" się za mechanizmami obronnymi - one nie są nasze, to jest ciało obce, którego można się pozbyc. Najpierw jest potrzebna zmiana myślenia, że to nie jest częśc mnie, warto odrzucic i głęboko potępic takie zachowania. Można to wg mnie osiągnąc poprzez realizacje jakimi mechanizmami się posługujemy oraz, że one nie są z nami tożsame.duplo pisze: Głównie mam na myśli mechanizmy obronne, za którymi się chowamy gdy czujemy się niekomfortowo.
I moje pytanie brzmi czy warto walczyć z tymi mechanizmami, czy taka walka czasem nie przynosi więcej szkód niż zysków. Czy nie jest to oszukiwanie swojej natury.
Mógłbyś to objaśnić?baby_kapar pisze: Żeby miec zdrowsze życie lepiej jest wygładzic i ustabilizowac wewnętrzną powłokę przez realizację, co wychodzi z Ego, a co pochodzi od innych.
Bardzo dobre pytanie. Używając jakiejś metody oczyszczenia, czy uwolnienia się od Ego w twoim rozumieniu (ja mam inne rozumienie), tracimy w pewnym sensie częśc siebie. Mogę powiedziec, że odrzuciłem większośc niezdrowych odruchów, bylem w oczach Enneagramu na wysokim poziomie zdrowia. Tylko pojawił się jednen problem - zaczęło byc nudno - nie wiele się działo, ludzie mnie przestali denerwowac, ja sam się nie wkurzałem na siebie, pełna akceptacja - tak prawie przez rok. Nie czułem się całkiem sobą będąc takim empatycznym i zrównoważonym, więc powoli przestałem się kontrolowac i byc świadomym siebie - życie stało się ciekawsze choc trudniejsze. Podsumowując, nie ma co się zmieniac w Buddę, tylko warto sobie konkretnie określic wcześniej co chcemy zmienic.duplo pisze: zadaję pytanie jeszcze raz, prościej ujmując: czy walka z mechanizmami obronnymi np. poprzez afirmacje, medytacje, NLP, wróżki itd jest zdrowe dla umysłu? Co tak naprawdę się zyskuje zrzucając cały pancerz wyuczonych odruchów? Z czym zostaje człowiek gdy jest "nagi" i czym się wtedy kieruje?
Dokładnieduplo pisze:Hipotetycznie, jakbym osiągnęła taki stan, to czy życie sprawiałoby mi radość? Tj, moje ego... tak, jednak wrócę do pojęcia ego. Moje ego sprawia, że czerpę dużo radości z takich rzeczy jak sado-masochistyczne fantazje, seks, albo mam satysfakcję z tego że dowalę jakiemuś snobowi grając mu na ambicji (np. gdy okazuję się od niego lepsza w jakiejś dziedzinie). Są to moje małe, toksyczne smaczki z których ciężko byłoby mi zrezygnować na rzecz... nagości?
I... także dokładnie.kangur pisze:tak, właśnie o tym pisałam, że ego broni się przed obdarciem, bo widzi siebie w tej całej otoczce. A jeśli jej zabraknie, zniknie zafałszowana tożsamość.Hipotetycznie, jakbym osiągnęła taki stan, to czy życie sprawiałoby mi radość? Tj, moje ego... tak, jednak wrócę do pojęcia ego. Moje ego sprawia, że czerpę dużo radości z takich rzeczy jak sado-masochistyczne fantazje, seks, albo mam satysfakcję z tego że dowalę jakiemuś snobowi grając mu na ambicji (np. gdy okazuję się od niego lepsza w jakiejś dziedzinie). Są to moje małe, toksyczne smaczki z których ciężko byłoby mi zrezygnować na rzecz... nagości?
Kwestia jest znowu taka, czym jest Ego? Po obdarciu się z fałszywej otoczki, czym zostaniemy? Czy to naprawdę będziemy my, czy może ktoś na wzór Buddy?
Moim zdaniem bez namiętności i slabości nie byłbym tak naprawdę sobą. Tzn, ta "fałszywa powłoczka", tudzież Ego, jest taką samą częścią mnie jak moja prawdziwe Ja. Z tym pierwszym trzeba nauczyc się życ w zgodzie a nie się go pozbywac.
Zaprzeczę sam sobie, ale się nie zgadzam jednak. Mimo wszystko realizacja czego naprawdę chcemy oraz co stoi nam na przeszkodzie, np chcemy dobrych relacji z partnerem ale mechanizmy obronne stoją nam na drodze, jest wartościowa. Spojrzenie na siebie obiektywnym okiem tak jakbyśmy obserwowali kogoś innego, czyli de facto odcięcie się od swoich przywar i uwalenie swojego Ego w rynsztoku, są drogą do poprawy jakości życia osobistego.Litowojonow pisze:Dość dziwny ten podział na "prawdziwe ja" i resztę, jak z jakiejś bajki. Pozwala się nie identyfikować z tymi wszystkimi niefajnymi przywarami, przecież to nie ja, to jakieś brudne uwalane w rynsztoku ego Wygląda to niemal jak kolejny mechanizm obronny ;]
Koniec końców, pozbywanie się swojego Ego nie, próba rozpoznania głębokich pragnień i potrzeb tak. Ograniczenie wpływu Ego na osiągnięcie celów tak, zaprzeczanie swojej naturze i uwarunkowaniom nie. Wszystko w odpowiednik proporcjach - tak.