Fake it until you make it

Dyskusje na tematy szeroko pojętej psychologii
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Ninque
Posty: 1297
Rejestracja: niedziela, 15 lipca 2012, 22:20
Lokalizacja: Kraków

Fake it until you make it

#1 Post autor: Ninque » poniedziałek, 19 maja 2014, 11:24

Przeglądajac artylkuły na focusie znalazłam ten
Na końcu jets link do tego TEDa. Oglądałam go już jakiś czas temu ale w sumie dobrze, ze mogłam go sobie odświeżyć, gdyż porusza on temat tego jak nasze gesty wpływają na naszą psychikę i mozliwości sterowania swoim nastrojem poprzez odpowiednie zachowanie. Pamietam, ze jak oglądałam go poprzednio to stwierdziłam wow fajne ale mi i tak się nie będzie chciało :lol:
teraz myślę inaczej

I mam pytanie do Was, po pierwsze co sądzicie o takiej formie samorozwoju, poprzez udawanie i czy może próbowaliście tego i z jakim skutkiem?

Można też poruszyć kwestię manipulacji za pomocą udawania siły albo innych zachowań.


Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie.

Awatar użytkownika
sjofh_ystad
Posty: 620
Rejestracja: poniedziałek, 2 kwietnia 2012, 23:44
Lokalizacja: Nowhere dense ideal / Heart of Darkness

Re: Fake it until you make it

#2 Post autor: sjofh_ystad » poniedziałek, 19 maja 2014, 12:21

Co sądzę? Bezczelnie powiem, że nie muszę oglądać, by wiedzieć. Po przeczytaniu słowa "udawanie" wiem, że moja niechęć wobec propozycji autora jest 100% pewna.

Awatar użytkownika
Ninque
Posty: 1297
Rejestracja: niedziela, 15 lipca 2012, 22:20
Lokalizacja: Kraków

Re: Fake it until you make it

#3 Post autor: Ninque » poniedziałek, 19 maja 2014, 12:56

Rozmawiałam kiedyś z Lii o książce Mężczyźni kochają zołzy i wypłynęła kwestia udawania "zołzy" (nieświadomych uświadamiam, że tam zołza ma trochę inne znaczenie, tak naprawdę jest to kobieta która się cieszy bycia sobą i jest wolna). Ze jasne, iż mężczyźni chcieliby taką zołzę ale czy jets sens ją udawać?

Są rożne drogi samorozwoju i wydaje mi się iż to jets jedna z nich, tak naprawdę nie chodzi o udawanie polegajace na oszukiwnaiu innych alee na wpłynięciu na samopostrzeganie, na swoją pewnośc siebie itd. Jak jest nieśmiała, zlękniona dziewczynka bojąca się odezwać moze przyjąć owa strategę fake it until you make it i zacząć zachowywać się odważniej, analizowac swoje zachowanie i wychwytywać to co ją tak naprawdę sciąga niżej, unikać tego. Gdybyś obejrzał filmik wiedziałbyś o co chodzi. :roll:

Inb mi opowiadał jak on wspinał sie po drabince samorozwoju i to polegało na czyms podobnym, na zauważaniu kiedy mówi "nie wiem" albo kiedy zapomina o sobie kiedy stara sie schowac albo nadmiernie przeprasza ze żyje. (tzn mogłam tu coś przeinaczyć ale idea zachowana mam nadzieję). Widąc te swoje zachownaia mógł ich unikać albo szukac rozwiazań, poświecić chwilę na zastanowienie się czego ja tak naprawdę chcę itd.

Fake it until you make it kształtuje człowieka od zewnąrz nie od wewnątrz. Tak jak skakanie przed egzaminem, chodzenie dumnie wyprostowanym po korytarzu zamiast kulenia się i szczękania zębami sprawia ze człowiek czuje się pewniej! i o to tu chodzi.

i naprawdę polecam zapoznać się i z filmikiem i z artykułem

jeszcze mi się przypomniało, iż w pewnej ksiązce spotkałam się teoria wpływu fizjoterapii na pomoc w psychoterapii. też ciekawa sprawa :P
Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie.

Awatar użytkownika
boogi
Pan Admin
Pan Admin
Posty: 5875
Rejestracja: czwartek, 23 października 2008, 22:48
Enneatyp: Perfekcjonista
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: Fake it until you make it

#4 Post autor: boogi » poniedziałek, 19 maja 2014, 15:35

Ninque pisze:I mam pytanie do Was, po pierwsze co sądzicie o takiej formie samorozwoju, poprzez udawanie i czy może próbowaliście tego i z jakim skutkiem?
Można to nazwać "udawaniem", a można to nazwać "planowaną zmianą zachowania". Kwestia nazewnictwa, a przy tym drugim określeniu sofista chyba nie będzie miał już negatywnych presupozycji.
Ponieważ chodzi o zrobienie czegoś nowego, to przez analogię spójrzmy na to z tej strony: jeżeli nigdy wcześniej nie pływałem kraulem, tylko zawsze żabką, to czy nie mogę spróbować nowego stylu? Wymaga przyzwyczajenia, inaczej obciąża mięśnie, więc na początku będą zakwasy i obowiązek świadomego pamiętania ("fake it") jak się poruszać, tak długo póki nie wejdzie to w nawyk ("until make it"). Ale w końcu się nauczę. I tutaj pytanie: czy to "fake it", czy może po prostu "train it"?
Słowa, słowa, słowa... A morał opowiastki jest taki, że człowiek nie jest raz na zawsze wykuty w kamieniu, tylko zmienia się z czasem - i pytanie brzmi, jak bardzo sam na swoje własne zmiany (swój własny rozwój) chce mieć świadomy wpływ. Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem?
"Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, zdefiniuj terminy których używasz."
- Voltaire

>> bardzo dziwny link <<

Affects / Hornevian / Harmonic / Trifix

Awatar użytkownika
999Przemek
Posty: 227
Rejestracja: sobota, 3 sierpnia 2013, 23:44
Enneatyp: Entuzjasta
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: Fake it until you make it

#5 Post autor: 999Przemek » poniedziałek, 19 maja 2014, 15:47

Ninque pisze:I mam pytanie do Was, po pierwsze co sądzicie o takiej formie samorozwoju, poprzez udawanie i czy może próbowaliście tego i z jakim skutkiem?
Spoczko, próbowałem tego z pewnością siebie (psychiczną i fizyczną). Chodziłem po prostu bardziej wyprostowany, zwracałem uwagę na rzeczy, które mogły wpłynąć na mój "niepewny" wygląd i je korygować. Z czasem nabrałem tej pewności siebie, ale tej wewnętrznej. Zewnętrzna zaś (tj. to jak wyglądam) też jest ok, ale nie wszystko się zachowało, bo np. dalej (za) szybko chodzę nawet kiedy nie trzeba :P
Enneagram: 7w8
Socionika i MBTI: ENTp-ILE
Instynkt: sx

Awatar użytkownika
Ael
Posty: 941
Rejestracja: sobota, 10 kwietnia 2010, 00:22
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: Kraina Czarów
Kontakt:

Re: Fake it until you make it

#6 Post autor: Ael » poniedziałek, 19 maja 2014, 16:03

Taki sposób radzenia sobie z problemami jest jak najbardziej uzasadniony przez teorię behawioralną.

To działa na tej zasadzie:
jest ci smutno -> włączasz sobie komedię, choćby i głupią -> śmiejesz się -> od śmiechu wydzielają się hormony szczęścia -> mózg reaguje poprawa nastroju
Wiele z takich działań zostało przebadane i udowodnione naukowo, jest tez stosowane w psychiatrii ( i jest jedną ze SKUTECZNIEJSZYCH form leczenia. Psychoanaliza to nie wszystko.)

Osobiście jak najbardziej sie staram to wprowadzać w życie, chociaż jako Czwórka mam problem z "udawaniem" czegokolwiek, potrzebna mi do tego publiczność (i dlatego wychodzenie z domu jest dobre!). Ale wiem, ze to pomaga. W ten sposób udało mi sie złamać nabytą w wieku nastoletnim nieśmiałość i powrócić do radosnego hasania po świecie rodem z przedszkola, co obecnie bardzo sobie cenię. Podobnie udało mi się złamać myślenie o sobie, jako o brzydkim kaczątku. Trochę wygłupów z koleżanką i aparatem i nagle hmmm, pewność siebie pod względem wyglądu znacząco wzrosła. :)

Jeszcze jedna rzecz: w ten sposób podjęłam kilka ważnych decyzji, co wyglądało mniej więcej tak: "Boję się, nie zrobię tego", "a gdybym się nie bała, chciałabym to zrobić?", "tak", "ok, udaję, ze się nie boję i robię to".

EDIT po przeczytaniu artykułu:
Aha, to już wiem, dlaczego tak lubię ubierać się na czerwono xD

Dorzucam jeszcze kilka linków z bloga jednej z moich ulubionych osób, które jak najbardziej wpisują się w tę strategię:
http://dangerdame.com/2014/02/25/how-to ... life-tips/
http://dangerdame.com/2014/03/10/how-da ... e-fatales/

Awatar użytkownika
Ninque
Posty: 1297
Rejestracja: niedziela, 15 lipca 2012, 22:20
Lokalizacja: Kraków

Re: Fake it until you make it

#7 Post autor: Ninque » poniedziałek, 19 maja 2014, 19:50

Ael pisze:
To działa na tej zasadzie:
jest ci smutno -> włączasz sobie komedię, choćby i głupią -> śmiejesz się -> od śmiechu wydzielają się hormony szczęścia -> mózg reaguje poprawa nastroju
Wiele z takich działań zostało przebadane i udowodnione naukowo, jest tez stosowane w psychiatrii ( i jest jedną ze SKUTECZNIEJSZYCH form leczenia. Psychoanaliza to nie wszystko.)
O tym jest filmiiiik, nawet nie trzeba włączac komedii wystarczy włożyć ołówek w zęby zeby zmusić sie do uśmiechu :P
Ael pisze:
Jeszcze jedna rzecz: w ten sposób podjęłam kilka ważnych decyzji, co wyglądało mniej więcej tak: "Boję się, nie zrobię tego", "a gdybym się nie bała, chciałabym to zrobić?", "tak", "ok, udaję, ze się nie boję i robię to".
:D bardzo ładnie, o to mi chodzi :D, i nieśmiałość właśnie chcę pokonac, boję się nowych grup rówieśników a z tym będę się musiała niedługo zmierzyć
Ael pisze: Dorzucam jeszcze kilka linków z bloga jednej z moich ulubionych osób, które jak najbardziej wpisują się w tę strategię:
http://dangerdame.com/2014/02/25/how-to ... life-tips/
http://dangerdame.com/2014/03/10/how-da ... e-fatales/
oo poczyytam sobie :D

@boogi ratujesz mojego Ti polara ^^ mówiąc rzeczy których ja nie umiem powiedzieć, ale pewnie sofista i tak już skazał na straty ten temat :(

@przemek ja też chodzę bardzo szybko, ale chyba wystarczy mieć wyprostowana sylwetkę i podniesiona głowe (mam nadzieję :D )
Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie.

Awatar użytkownika
Cotta
VIP
VIP
Posty: 2409
Rejestracja: czwartek, 12 maja 2011, 16:55
Enneatyp: Obserwator
Lokalizacja: pomorskie

Re: Fake it until you make it

#8 Post autor: Cotta » piątek, 6 czerwca 2014, 20:32

Do poradzenia sobie z pojedynczymi problemami - ok. Ale do bardziej kompleksowego samorozwoju już bym tego nie przyjęła. Może wyjaśnię na przykładzie. Jeżeli masz mieć wystąpienie publiczne, to możesz sobie pomóc doraźnie takimi technikami. Ale co leży u podstaw tego, że się stresujesz publicznym wystąpieniem? Niskie poczucie własnej wartości? Uzależnienie go od oceny innych ludzi? Obojętne, czy wystąpienie się uda, źródło problemu pozostaje nienaruszone.
Btw - prowadząca wcale nie sprawia na mnie wrażenia pewnej siebie. Mówi tak szybko, że dostaje zadyszki. Szybko mówią też często ludzie, którzy opowiadają o czymś, co ich fascynuje. Ale nie zauważyłam, żeby dostawali zadyszki. Napędza ich pasja a nie strach. Zauważyłam natomiast, że zadyszki od zbyt szybkiego mówienia dostają właśnie osoby o postawie "nie chcę tu być, chcę to mieć jak najszybciej za sobą". Więc pod tą maską dalej kryje się dyskomfort.
5w4, sp/sx/so, INTJ
LII [Ne, DCNH - CT(H)]


http://www.poomoc.pl/

Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.

Awatar użytkownika
Ninque
Posty: 1297
Rejestracja: niedziela, 15 lipca 2012, 22:20
Lokalizacja: Kraków

Re: Fake it until you make it

#9 Post autor: Ninque » piątek, 6 czerwca 2014, 20:55

odnośnie jej mówienia szynko, to często na tedach ludzie mówia szybko- maja zegar i nie mogą przekroczyć czasu a chcą jak najwięcej przekazać.

Wydaje mi sie iż nawet z udawana odwaga ale dawanie sobie rady z trudnymi sytuacjami moze podbudowac samoocenę a to pozytywnie wpływa na pozostałe aspekty życia. :)
Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie.

Awatar użytkownika
Cotta
VIP
VIP
Posty: 2409
Rejestracja: czwartek, 12 maja 2011, 16:55
Enneatyp: Obserwator
Lokalizacja: pomorskie

Re: Fake it until you make it

#10 Post autor: Cotta » piątek, 6 czerwca 2014, 21:48

Może, dlatego nie przekreślam tej metody jako jakiejś bezużytecznej. Wskazuję na to, że nie ujmuje problemu kompleksowo i nie dokopuje się do jego źródeł. Ale przy radzeniu sobie z określonymi zadaniami do wykonania może być przydatna.

Tak na marginesie, przypomniał mi się wątek:
Połączenie stresu/komfortu - przyczyna czy skutek?
Tam są m. in. rozkminy na temat cyklu powstawania poczucia własnej wartości (A: Postrzeganie siebie ----- > B: Czyny i zachowanie ------> C: Reakcje otoczenia ---- > A....) oraz tego, w jakim miejscu tego cyklu najłatwiej się przebić, żeby coś zmienić. Jedną z opcji jest zmiana na poziomie B (czyli wcale nie masz poczucia, że sobie poradzisz, ale i tak to robisz). Przy próbie dobrania się do cyklu od strony punktu B metoda "fake it" akurat może być cenna.
Natomiast długofalowo uważam, że większe korzyści przynosi uniezależnienie poczucia własnej wartości od ocen innych ludzi. Tj. nie twierdzę, że stuprocentowego - to chyba nie jest możliwe, zresztą taka postawa mogłaby prowadzić do zupełnego ignorowania feedbacku. Ale są osoby, które całą swoją osobowość usiłują skonstruować pod kątem zadowalania innych i tego problemu "fake it" nie rozwiązuje, a nawet może pogłębić.
Ostatnio zmieniony piątek, 6 czerwca 2014, 22:03 przez Cotta, łącznie zmieniany 1 raz.
5w4, sp/sx/so, INTJ
LII [Ne, DCNH - CT(H)]


http://www.poomoc.pl/

Życie bywa skomplikowane, więc lepiej się zdrzemnąć.

Awatar użytkownika
Enturie
Posty: 493
Rejestracja: poniedziałek, 26 marca 2012, 19:26
Enneatyp: Lojalista
Lokalizacja: poza zasięgiem sieci

Re: Fake it until you make it

#11 Post autor: Enturie » piątek, 6 czerwca 2014, 22:00

Jej... Przypomniało mi się, jak na tym zlocie rok temu w Kraku boogi zwrócił uwagę na moją postawę ciała. Byłam skulona i wbijałam paznokcie w skórę, zwrócił mi uwagę i w sumie miał rację, bo kiedy zaczęłam o tym myśleć i po zlocie już ukłądać się inaczej, to czułam się bardziej komfortowo.

W sumie to mam podobnie jak Sof. Jeśli chodzi o rzeczy "na siłę" "udawane", to mi się włącza blokada wewnętrzna, takie sprzeciw, ze nie, ja tego nie będę robić i koniec.

Ale ogólnie rzecz biorąc, to w jakimś stopniu się z tym zgadzam i staram się siedzieć względnie prosto i nie dążyć do tej skulonej postawy, bo wtedy faktycznie zaczynam się czuć gorzej będąc w grupie.
Na co dzień patrzę na to w kategorii tego jakie emocje się we mnie kotłują, kiedy robię się spięta, kiedy jestem rozluźniona i tu staram się nad tym pracować. To w sumie z terapii wyniosłam. Zawsze, gdy mówię o trudnych dla mnie rzeczach, to się spinam, mięśnie mi sie kurczą, podszczypuję się kiedy czuję ból albo chcę się ukarać, czasami się obejmuję - gdy sobie współczuję.

Do pewnego momentu to chyba może być pomocne, ale potem należy włączyć myślenie i programować to wnikając w siebie, a nie tak noo siłowo.
► Pokaż Spoiler
Sometimes what you're looking for comes when you're not looking at all

Awatar użytkownika
silver_bullet
Posty: 825
Rejestracja: poniedziałek, 11 czerwca 2007, 13:12
Enneatyp: Entuzjasta
Lokalizacja: jest mało istotna. Liczą sią ludzie.

Re: Fake it until you make it

#12 Post autor: silver_bullet » piątek, 6 czerwca 2014, 23:22

Fajna metoda wprowadzania nowych metaprogramów i ich starterów behawioralnych.
Prosta i skuteczna.
Jeśli chodzi o długofalowe działanie to wraz uważam ze to dość skuteczne narzędzie. Wprowadzasz nowe działanie nawykowe (fake it), utrwalasz (until you make it). Ponowne przyjrzenie się się procesowi jest możliwe praktycznie na każdym etapie, ale w mojej opinii chyba najskuteczniejsze na etapie końcowym gdy mamy juz gotowy utrwalony nawyk.
| 7 | ENTp | Kim jestem? |

"Logic will get you from A to B.
Imagination will take you everywhere.”

Albert Einstein

Awatar użytkownika
Ael
Posty: 941
Rejestracja: sobota, 10 kwietnia 2010, 00:22
Enneatyp: Indywidualista
Lokalizacja: Kraina Czarów
Kontakt:

Re: Fake it until you make it

#13 Post autor: Ael » piątek, 6 czerwca 2014, 23:54

Po reakcjach zdecydowanie widać, kto jest zwolennikiem psychoanalizy a kto behawioryzmu :D

Awatar użytkownika
Ninque
Posty: 1297
Rejestracja: niedziela, 15 lipca 2012, 22:20
Lokalizacja: Kraków

Re: Fake it until you make it

#14 Post autor: Ninque » sobota, 7 czerwca 2014, 00:09

Ael niekoniecznie, ja nie stoje do konca po zadnej stronie, widze plusy obu. Jestem zwolenniczką samorozwoju.
Jeżeli można było zrobić penicylinę ze spleśniałego chleba, z pewnością da się coś zrobić też z Ciebie.

Awatar użytkownika
sjofh_ystad
Posty: 620
Rejestracja: poniedziałek, 2 kwietnia 2012, 23:44
Lokalizacja: Nowhere dense ideal / Heart of Darkness

Re: Fake it until you make it

#15 Post autor: sjofh_ystad » sobota, 7 czerwca 2014, 08:22

Filmik z linka obejrzałem już jakiś czas temu. Intuicja mnie nie omyliła, to nie dla mnie, ale potrzebne jest wyjaśnienie. Odpowiedź powstanie, ale niestety musi być długa (może chcę żeby była? potrzebuję coś powiedzieć?), a z drugiej strony opornie mi idzie jej pisanie.
Fajnie że wspomnieliście o tym podziale (nie chodzi tu o żadne podziały w znaczeniu walki, niechęci, podkreślania różnic itd. no ale trzeba jakąś strukturę wprowadzać :) ) na metody psychoanalizy i psychologii behawioralnej, bardzo sensownym wg mnie. Pozwala mi to uporządkować myśli.
Btw widzę, że niezależnie Cotta i Enturie wyraziły wyżej podobne rzeczy, bardziej skrótowo (na pewno swoją rolę odgrywa Ti-Fe-alfowa zbieżność sposobu myślenia :) aczkolwiek ja jak zwykle jestem bardziej skrajny).
A i niezależnie od braku kompatybilności jej metod ze mną, fajna i godna szacunku osoba, której udało się coś osiągnąć i teraz chce pomóc innym.

ODPOWIEDZ