Podam przykład. Ostatnio notorycznie jestem krytykowana przez pewną osobę o cechy, które są wadami stałymi - po prostu nie da się ich zmienić. Ok. Konkretnie chodzi o sposób, w jaki się wysławiam - wiem, nie potrafię przekazywać lakonicznie i zrozumiale swoich myśli. Pracuję nad tym od lat: czytam dużo książek, poszerzam swoje słownictwo, ale przykro mi - nadal nie potrafię tego wprowadzić w praktykę. Tak już mam, że nie mam talentu do wygłaszania oracji (czasem delikatnie samej sobie próbuję przetłumaczyć że to przez to, że uczę się języka polskiego dopiero od 7 roku życia, ale prawdę mówiąc nie wiem, na ile miało to wpływ na moje problemy z wysławianiem). Jest to wada, którą znam, i z którą się pogodziłam. I przychodzi ktoś, kto mówi mi ''weź zrób coś z tym, bo to jest jakaś masakra".
Ja na to:
- Hęę?!
(przede wszystkim dlatego ''hęę'', że do cholery robię coś z tym na bieżąco, na ile mam sił i mocy ;])
W pierwszym odruchu mam ochotę (nie wiadomo jakim sposobem) pójść i zrobić coś z tym, polepszyć się, spełnić czyjś ideał. Tylko właśnie: czy powinnam?
Gdzie jest granica pomiędzy pracowaniem nad swoimi wadami dla siebie a spełnianiem oczekiwań (i ideałów) innych?
*