Tu jest ten artykuł:
A tu jest link do bloga: http://ps-sincerity.blogspot.com/.Dla siebie i dla innych
Od pewnego czasu coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że egoizm i altruizm są wiodącymi wątkami w moim życiu, a także że w pewnym sensie są dwiema stronami tego samego medalu. Często przychodzą jako dobro i zło albo poczucie winy i silne pragnienie czegoś. Oba są drogami donikąd.
Egoizm
Egoizm – moja narcystyczna, zachłanna część, efekt dziecięcego rozpieszczenia a jednocześnie zaniedbania. Wielkie pragnienia, które domagają się natychmiastowego spełnienia. To się odzywa, kiedy pacjentów traktuję przede wszystkim jako źródło dochodu, które ma zaspokoić moje zachcianki. Pobrzmiewa tryumfująco, kiedy rodzą się wielkie plany na bycie Kimś, na powiększanie siebie aż do rozmiarów olbrzymiej bańki na nieboskłonie. Moje egoistyczne zachowania w życiu osobistym – stawianie siebie na górze, „ja wiem lepiej, a ty jesteś zerem”, super-racjonalność, furia, kiedy ktoś nie daje mi tego, czego JA chcę. Czym skutkuje? Po pierwsze, lękiem. Że nie uda się spełnić tych wszystkich tak ważnych pragnień. A wtedy życie będzie nic niewarte, gorsze od innych (to ten rys narcystyczny). Presja staje się coraz większa, czuję, że schodzę wgłąb coraz węższego wąwozu. Ścianki zaciskają się coraz bardziej. Wąsko wyznaczone cele są jak kajdany więźnia. Po drugie, konflikty i poczucie winy. Za zło, które jest we mnie.
Altruizm
I wtedy przychodzi moment na altruizm, dobro. Bo skoro nie dostałam go wystarczająco od innych, to przynajmniej ja będę się opiekować. Patrząc na swoje własne dobre, samopoświęcające się zachowanie, poczuję się zaopiekowana. Poza tym jeśli coś jest nie tak, to na pewno jest to moja wina i tylko ja jestem odpowiedzialna za zmianę. Tak się rodzą tendencje nadopiekuńcze, przywiązywanie do siebie ludzi, branie wszystkiego na siebie. W relacji z pacjentami, w związku. Skutki? Ich niesamodzielność, brak oddechu, poleganie na mnie. Jeszcze większe niezaspokojenie moich potrzeb, zmęczenie, frustracja. Zadręczanie się wyrzutami sumienia za każdy popełniony w relacji błąd. Zanieczyszczenie tych relacji – bo przecież te osoby źle się czują ze mną, jeśli ja daję za dużo. Nikt nie lubi być nie fair, być coś dłużnym.
Wskazówki
W ciągu ostatniego roku nauczyłam się paru rzeczy:
1. Nie brać wszystkiego na siebie. Przyjąć czasami postawę bierności. Pozwolić, żeby współpraca była współpracą, a nie samodzielnym ciągnięciem wozu.
2. Przyjmować pomoc drugiej osoby, jaka by ona nie była. To może nie być to, na co się nastawiłam, ale coś całkiem innego. Przyjmij to, nie zamykaj się.
3. Nie szukaj tak bardzo winy w sobie. Zawsze istnieje ta druga strona, od której też dużo zależy. Każdy nosi w sobie dobro i zło.
4. Twoje pragnienia nie muszą być spełnione. Druga osoba nie jest automatem, który zawsze może spełnić twoje życzenie.
5. Nie warto być niewolnikiem celów. Kogo obchodzi, co masz i kim jesteś. Zauważ, jak źle się czujesz, kiedy twoja wewnętrzna płyta CD zacina się w tym punkcie. Zaczynasz tracić z oczu wygodę, komfort i wolność, które masz tu i teraz.
W pewnym sensie są to może obiecane wskazówki dla narcyzów. Ale nie dla typowych narcyzów, tylko takich jak ja – czasami zamieniających się w dawców. Mam nadzieję, że ktoś odnajdzie w tym siebie i pomoże mu to.
A przy okazji dodam, że symboliczne są moje typy enneagramowe – kiedyś 3w4, potem 3w2, czyli egoistyczny zdobywca z nutą dawcy, teraz 2w3, czyli dawca z nutą „na pokaz”;)
Używam tam pojęcia narcyzmu. To jest taki mój skrót myślowy, nie mam na myśli zaburzenia osobowości. Myślę, że w dwójkach i trójkach jest jednak coś narcystycznego, to pragnienie bycia kochanym i uwielbianym...