Uzależnienie od innych
Uzależnienie od innych
czy jesteście mocno uzależnieni od innych? jak mocno? jakie znacie środki zaradcze? i w ogóle, macie jakieś przemyślenia na ten temat? wg mnie to jedna wielka porażka. Gorsze jest chyba tylko uzależnienie od siebie... i czy da się obyć w ogóle bez "uzależnienia"? kiedyś wierzyłam, że tak. Teraz zwątpiłam, ale to może moja niedojrzałość...
"Jeżeli już mam wierzyć w coś, czego nie widać, to wolę wierzyć w cuda niż w bakterie".
Dla przeciętnego człowieka moje uzależnienie od innych wydaje się być śmieszne i dziecinne, ale co zrobić?
Jestem bardzo mocno przywiązana do znajomych,przyjaciół i ludzi, którzy mnie otaczają. Lubię być w centrum zainteresowania, zawsze chcę wszystkich uszczęśliwiać, chcę, żeby wszyscy mnie uwielbiali.
A co kiedy tak nie jest?
To proste... czuję,że gasnę. Zapadam się, dołuję, czuję się niepotrzebna.
Najzabawniejsze jest to,że w chwilach, w których wszyscy zasypują mnie swoimi problemami z jednej strony czuję się mocno obciążona, a z drugiej szczęśliwa,że ktoś mi ufa i powierza tak ważną dla niego sprawę.
Nie potrafię w pełni cieszyć się swoim szczęściem, gdy moi najbliżsi mają kryzys. To mnie bardzo irytuje.
A jeżeli chodzi o środki zaradcze... proponuję pielęgnować swój egoizm, to mi czasami pomaga.
Jestem bardzo mocno przywiązana do znajomych,przyjaciół i ludzi, którzy mnie otaczają. Lubię być w centrum zainteresowania, zawsze chcę wszystkich uszczęśliwiać, chcę, żeby wszyscy mnie uwielbiali.
A co kiedy tak nie jest?
To proste... czuję,że gasnę. Zapadam się, dołuję, czuję się niepotrzebna.
Najzabawniejsze jest to,że w chwilach, w których wszyscy zasypują mnie swoimi problemami z jednej strony czuję się mocno obciążona, a z drugiej szczęśliwa,że ktoś mi ufa i powierza tak ważną dla niego sprawę.
Nie potrafię w pełni cieszyć się swoim szczęściem, gdy moi najbliżsi mają kryzys. To mnie bardzo irytuje.
A jeżeli chodzi o środki zaradcze... proponuję pielęgnować swój egoizm, to mi czasami pomaga.
Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.
2w1
2w1
Też tak mam, kiedy ktoś mi się zwierza, że czuję się szczęśliwa. I wyróżniona. Obciążona też. Był taki człowiek, który powierzył mi siebie-w pewnym sensie. Byłam dla niego siostrą, matką, przyjacielem w jednym. To był najszczęśliwszy okres mojego życia. A potem ja siebie powierzyłam jemu i było odwrotnie.
Też myslę, że najwłaściwiej jest pielęgnować egoizm, ale to trudne. I jakby niezalezne, przynajmniej u mnie. Ja nie tylko nie umiem się cieszyć swoim szczęściem, gdy ktoś ma problem, ale gdy kochana osoba ma problemy, nie potrafię myśleć o nikim innym, tylko o tym, jak jej problem rozwiązać i zawalam przez to własne sprawy. Nie potrafię zachowac minimum godności osobistej-gdy widzę, że kochany człowiek (który, nawiasem mówiąc, mnie wcale nie kocha, a przynajmniej nie na tyle, by przestac krzywdzić) rani mnie do żywego swoim lekceważeniem, nie umiem się obrazić i "zdrowo wkurzyć", tylko tłumaczę go sobie samej, potem tłumacze jemu, wręcz nakłaniam, by coś z tym zrobił! Ostatnio go rzuciłam, powiedziałam, że możemy się zejść, gdy pójdzie na terapię. I to ja go do tego namawiałam, a on stwierdził, że nie ma ze sobą problemów, tylko to ja mam problem, a odkąd jestesmy razem, przestałam go słuchać i byłam niecierpliwa. Najpierw się wkurzyłam, ale zdrowy odruch mi przeszedł, potem zaczęłam się zastanawiać, czy go nie przeprosić (!) za niedostatek czułości i uwagi, ale wyperswadowali mi to.
Chce wiedzieć, co zrobic, by więcej się tak nie uzależnić, bo zostanę strzępkiem człowieka. Nie chce więcej płaczu, zamartwiania się i bezsenności. I chcę odzyskać szacunek do samej siebie.
Też myslę, że najwłaściwiej jest pielęgnować egoizm, ale to trudne. I jakby niezalezne, przynajmniej u mnie. Ja nie tylko nie umiem się cieszyć swoim szczęściem, gdy ktoś ma problem, ale gdy kochana osoba ma problemy, nie potrafię myśleć o nikim innym, tylko o tym, jak jej problem rozwiązać i zawalam przez to własne sprawy. Nie potrafię zachowac minimum godności osobistej-gdy widzę, że kochany człowiek (który, nawiasem mówiąc, mnie wcale nie kocha, a przynajmniej nie na tyle, by przestac krzywdzić) rani mnie do żywego swoim lekceważeniem, nie umiem się obrazić i "zdrowo wkurzyć", tylko tłumaczę go sobie samej, potem tłumacze jemu, wręcz nakłaniam, by coś z tym zrobił! Ostatnio go rzuciłam, powiedziałam, że możemy się zejść, gdy pójdzie na terapię. I to ja go do tego namawiałam, a on stwierdził, że nie ma ze sobą problemów, tylko to ja mam problem, a odkąd jestesmy razem, przestałam go słuchać i byłam niecierpliwa. Najpierw się wkurzyłam, ale zdrowy odruch mi przeszedł, potem zaczęłam się zastanawiać, czy go nie przeprosić (!) za niedostatek czułości i uwagi, ale wyperswadowali mi to.
Chce wiedzieć, co zrobic, by więcej się tak nie uzależnić, bo zostanę strzępkiem człowieka. Nie chce więcej płaczu, zamartwiania się i bezsenności. I chcę odzyskać szacunek do samej siebie.
"Jeżeli już mam wierzyć w coś, czego nie widać, to wolę wierzyć w cuda niż w bakterie".
wiele z tego co piszesz do mnie pasuje, ale ja nie potrafię nikomu 'oddać' części siebie... boję się zaangażować.
"jesteś wspaniałym człowiekiem, zobacz, oni Cię potrzebują, ale czy Ty potrzebujesz ich? wiem,że tak nie jest! więc Ty też w końcu uwierz "
mi to pomogło
Znajdz sobie prawdziwego(!) przyjaciela, takiego, który Ci powie "nie przesadzaj z tym poświęcaniem się, zajmij się sobą!"Tenar pisze: Chce wiedzieć, co zrobic, by więcej się tak nie uzależnić, bo zostanę strzępkiem człowieka. Nie chce więcej płaczu, zamartwiania się i bezsenności. I chcę odzyskać szacunek do samej siebie.
"jesteś wspaniałym człowiekiem, zobacz, oni Cię potrzebują, ale czy Ty potrzebujesz ich? wiem,że tak nie jest! więc Ty też w końcu uwierz "
mi to pomogło
Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.
2w1
2w1
O tak, przyjaciele to skarb... Tylko, że fakt posiadania takowych, którzy powiedzą, żebym zadbała o siebie, nie wyklucza jednak "poświecania się" Bo myslenie moje jest mniej więcej takie (nieuświadomione oczywiście!): tu o mnie dbają, no tak nie można, skoro o mnie dbają, ja też musze o kogoś zadbać, bo trzeba dbać o innych, zwłaszcza o tych, o których nikt nie dba, i tak idzie łańcuszek.
Wiesz, żeby nie wyglądało też tak, że po kolei zbijam Toje tezy-najpierw tą o egoiźmie, teraz tą o przyjaciołach. Są słuszne i widze ich słuszność, tylko, że ciężko pokonać to myślenie-jestem ludziom potrzebna i dla nich trzeba, a nawet nalezy, zrezygnować czasem z siebie, nawet jeżeli niszczą od środka. Ciężko mi się pogodzić z faktem niebycia wszechmogącym "pomagaczem" rozjaśniającym świat i niosącym ludziom dobro...
Wiesz, żeby nie wyglądało też tak, że po kolei zbijam Toje tezy-najpierw tą o egoiźmie, teraz tą o przyjaciołach. Są słuszne i widze ich słuszność, tylko, że ciężko pokonać to myślenie-jestem ludziom potrzebna i dla nich trzeba, a nawet nalezy, zrezygnować czasem z siebie, nawet jeżeli niszczą od środka. Ciężko mi się pogodzić z faktem niebycia wszechmogącym "pomagaczem" rozjaśniającym świat i niosącym ludziom dobro...
"Jeżeli już mam wierzyć w coś, czego nie widać, to wolę wierzyć w cuda niż w bakterie".
to wasze uzaleznienie od ludzi jest ciezkie dla innych, moj ex nie potrafi dac mi spokoju, twierdzi ze jego zycie nie ma sensu beze mnie, no i narzuca sie strasznie-czuje sie stlamszona i ograniczona, tak jakby on nie potrafil istniec beze mnie i samodzielnie
Samotnosc pogladow innego czlowieka
i jego dziwna zawila natura
zmusza do usmiechu
gdy inny czlowiek spaceruje ulica
myslac o szczesciu
myslac o zyciu
zwraca uwage szarych ludzi
ten inny czlowiek ma inna dusze
inne widzenie i inne serce
i jego dziwna zawila natura
zmusza do usmiechu
gdy inny czlowiek spaceruje ulica
myslac o szczesciu
myslac o zyciu
zwraca uwage szarych ludzi
ten inny czlowiek ma inna dusze
inne widzenie i inne serce
- Orest_Reinn
- Posty: 1606
- Rejestracja: czwartek, 25 października 2007, 19:26
- Enneatyp: Mediator
Tak tylko mówi. W rzeczywistości uważa, że to ty sobie bez niego nie poradzisz i czeka tylko, aż go w tym przekonaniu utwierdzisz.Avin pisze:to wasze uzaleznienie od ludzi jest ciezkie dla innych, moj ex nie potrafi dac mi spokoju, twierdzi ze jego zycie nie ma sensu beze mnie, no i narzuca sie strasznie-czuje sie stlamszona i ograniczona, tak jakby on nie potrafil istniec beze mnie i samodzielnie
Jak postępować z dwójką:
Nigdy nie przyznawaj jej racji!
- Orest_Reinn
- Posty: 1606
- Rejestracja: czwartek, 25 października 2007, 19:26
- Enneatyp: Mediator
Dlaczego uważam się za 2 już tłumaczyłem.
Dla piątki najważniejsze jest utrzymanie prywatności. Dla 2 - utrzymanie bliskości. Myślę, że każde dwa typy mogą być z zachowania podobne. Jestem niby piątkowym analitykiem, lecz dwójka również analizuje - analizuje zachowania ludzi, żeby wiedzieć do kogo i jak podejść. Różnica jest taka, że piątka analizuje z dystansem, zaś 2 odnosi wszystko do siebie.
Siódemka by pasowała, tyle, że 7 wiecznie ucieka - mota się, byle pozostać w ruchu, boi się zatrzymać. Dwójka też się mota, i może się motać w różnych kierunkach, ale zawsze w kierunku ludzi.
Dla piątki najważniejsze jest utrzymanie prywatności. Dla 2 - utrzymanie bliskości. Myślę, że każde dwa typy mogą być z zachowania podobne. Jestem niby piątkowym analitykiem, lecz dwójka również analizuje - analizuje zachowania ludzi, żeby wiedzieć do kogo i jak podejść. Różnica jest taka, że piątka analizuje z dystansem, zaś 2 odnosi wszystko do siebie.
Siódemka by pasowała, tyle, że 7 wiecznie ucieka - mota się, byle pozostać w ruchu, boi się zatrzymać. Dwójka też się mota, i może się motać w różnych kierunkach, ale zawsze w kierunku ludzi.
- Orest_Reinn
- Posty: 1606
- Rejestracja: czwartek, 25 października 2007, 19:26
- Enneatyp: Mediator
- Orest_Reinn
- Posty: 1606
- Rejestracja: czwartek, 25 października 2007, 19:26
- Enneatyp: Mediator