Kiedy tracisz kontrolę, zaczynasz się cofać?
Kiedy tracisz kontrolę, zaczynasz się cofać?
Czy nie jest tak, że przez całe swoje życie zabiegamy tylko o czyjeś szczęście? Chcemy, by ktoś był uradowany tym, że jesteśmy obok. By nas chwalił, utwierdzał w przekonaniu, że jesteśmy niezbędni, jedyni dla świata. Problem polega na tym, że rzadko kiedy zdarza się ktoś taki. Ktoś, kogo jesteśmy pewni. I wtedy pojawia się gorycz i żal. I znów dochodzimy do wniosku, jak bardzo jesteśmy beznadziejni. I nawet jeśli w głębi duszy lubimy tą swoją "oryginalność" to wystarczy jedno krzywe spojrzenie, jedno karcące słowo, by szlag nas trafił. I wtedy uruchamia się w nas przycisk "buntownika". Na przekór wszystkiemu, na złość sobie, postanawiamy już nigdy więcej nie zabiegać o czyjeś względy. Nawiasem mówiąc, lubimy przebywać we własnym towarzystwie. Lubimy własną niezależność. Ale tak bardzo nas to dziwi, tak bardzo nas to przeraża, że chcemy się zmienić. Przecież "nawet" psycholodzy twierdzą, że człowiek jest zwierzęciem stadnym. No to dlaczego, jakoś tak dziwnie się złożyło, że nam samotność nie przeszkadza? No, może nie - w nadmiarze . Dochodzimy do wniosku, że odbiegamy od normy. I nawet jeśli chcielibyśmy pokochać te swoje anomalie - nie możemy. Bo znów trafi się ktoś, na kim będzie nam zależeć. I ponownie spróbujemy się dla niego zmienić. I ponownie nam się to nie uda. Bo nas nie da się zmienić, więc postanawiamy siebie ukarać. Cofamy się. Coraz dalej. Z coraz większym przekonaniem, że tak będzie najlepiej (chociaż tak naprawdę ledwo powstrzymujemy siebie od krzyku i płaczu). Przejaskrawione? A może, my, czwórki, rzeczywiście tak mamy? Chcemy być w życiu perfekcyjni we wszystkim, chcemy zadziwiać, wyróżniać się, a jednocześnie chowamy się w cień, gdy pojawi się chociażby jakaś mała przeszkoda. Gdy pojawi się ktoś, kto chce być obok. Jesteśmy indywidualistami, a obawiamy się żyć po swojemu? Dlaczego tak bardzo nam zależy, by krzywdzić samych siebie, cudzymi receptami na życie? Dlaczego odnosimy wrażenie, że gdy nas nie uszczęśliwia to , co większość populacji ludzkiej, to znaczy, że tkwimy w błędzie? A może jednak rzeczywiście powinniśmy postępować tak, jak wszyscy. Byleby się nie wyróżniać, może sami nie wiemy czego chcemy. I bezpieczniej będzie posłuchać się innych... Czy nie jest tak, że przez własne tchórzostwo marnujemy wszystko, co w nas najlepsze, krzywdząc przy tym innych? Bo ciągle czegoś nam brak. Ciągle czujemy niedosyt. A może by tak odważyć się być sobą? Kimkolwiek jesteśmy...
bardzo pięknie napisane dżemiku i w moim przypadku, to się zgadza...całe szczęście dałeś/aś też odpowiedź na swoje pytania. To tchórzostwo, wieczny strach, może przed czymś nowym, trzyma, nas (mnie), jak na smyczy. Posiadam spore zasoby odwagi. Rzecz tkwi w tym, że nie wiem jak je stopniowo uwalniać, żeby być odważnym cały czas. I nie wiem czy szukać recepty na to u innych, czy w sobie. Próbuje jednego i drugiego, a co będzie właściwsze pewnie oceni jak zwykle panna historia.
Hm...
Spadamy w dół, czasem nawet nie próbując wspiąć się w górę. Jest to tchórzostwo i im bardziej to sobie uświadamiamy tym bardziej nas to dołuje, bo nie potrafimy znaleźć z tego wyjścia.
Jeżeli jesteśmy dla kogoś bliską osobą, to napewno ją krzywdzimy... Bo chce ona nam dać szczęście, a my uparcie obstajemy przy swoim, że jest to niemożliwe.
Odważyć się być sobą- no właśnie, a jak wygląda to moje szczere JA? Myślę, że zarówno mój problem i większości czwórek jest taki, że nie potrafimy określić siebie. Marzymy, błądzimy po nierzeczywistym świecie, a nie potrafimy stanąć twardo na nogach i zaakceptować siebie w realnym świecie. Ja jestem indywidualistką i idealistką, ale jednocześnie nie mogę powiedzieć, że właśnie ten charakter jest "mój". Gdybym wiedziała jak odkryć kim naprawdę jestem, to napewno byłabym dużo szczęśliwszym człowiekiem.A może by tak odważyć się być sobą? Kimkolwiek jesteśmy...
Większość czwórek "stało się" czwórkami, ponieważ ich przeszłość odbiega od normy- może być to patologia w rodzinie, śmierć, nieakceptacja przez rówieśników, itp. Dlatego mamy poczucie alienacji, wyjątkowości. Chcemy być w życiu perfekcyjni, bo chcemy żeby nam coś się udało, chcemy być szczęśliwi, a kiedy napotykamy przeszkodę- dopada nas niechęć, strach przed porażką której tak wiele już w życiu doświadczyliśmy.Chcemy być w życiu perfekcyjni we wszystkim, chcemy zadziwiać, wyróżniać się, a jednocześnie chowamy się w cień, gdy pojawi się chociażby jakaś mała przeszkoda.
Tak.Czy nie jest tak, że przez własne tchórzostwo marnujemy wszystko, co w nas najlepsze, krzywdząc przy tym innych?
Spadamy w dół, czasem nawet nie próbując wspiąć się w górę. Jest to tchórzostwo i im bardziej to sobie uświadamiamy tym bardziej nas to dołuje, bo nie potrafimy znaleźć z tego wyjścia.
Jeżeli jesteśmy dla kogoś bliską osobą, to napewno ją krzywdzimy... Bo chce ona nam dać szczęście, a my uparcie obstajemy przy swoim, że jest to niemożliwe.
4w5
poziom 8,9
ENTP
poziom 8,9
ENTP
Dokładnie. Ciągle powtarzam sobie, że jeśli ja będę szczęśliwa i zaakceptuję własną osobę, to wszystko się ułoży. Ludzie zobaczą,jaka jestem naprawdę. W końcu spotkam mężczyznę, któremu zaufam... Mrzonki.
Nie wiem, czy "tchórzostwo" to odpowiednie określenie...chociaż po głębszym zastanonowieniu sądzę, że tak. Jestem tchórzem, który miota się między oczekiwaniami innych a własnymi nadziejami. Między konsumpcyjnym stylem życia, a własnym światem marzeń. I nie mam odwagi, żeby postawić na jedną kartę. Boję się decyzji. Tego, że nie będzie można zawrócić...Że będę zalowała.
Godziny spędzam na planowaniu, a później jedno krytyczne słowo niweczy wszystko, co ulożyłam sobie w głowie.
Cóż...Ale jestem silna. Od nowego roku stosuje afirmacje i karcę się ilekroć mówię lub myślę o sobie złe rzeczy...
(karcę sie)
Ech...Pozdrawiam. niech moc będzie z wami.
Nie wiem, czy "tchórzostwo" to odpowiednie określenie...chociaż po głębszym zastanonowieniu sądzę, że tak. Jestem tchórzem, który miota się między oczekiwaniami innych a własnymi nadziejami. Między konsumpcyjnym stylem życia, a własnym światem marzeń. I nie mam odwagi, żeby postawić na jedną kartę. Boję się decyzji. Tego, że nie będzie można zawrócić...Że będę zalowała.
Godziny spędzam na planowaniu, a później jedno krytyczne słowo niweczy wszystko, co ulożyłam sobie w głowie.
Cóż...Ale jestem silna. Od nowego roku stosuje afirmacje i karcę się ilekroć mówię lub myślę o sobie złe rzeczy...
(karcę sie)
Ech...Pozdrawiam. niech moc będzie z wami.
-
- Posty: 68
- Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 00:36
-
- Posty: 882
- Rejestracja: poniedziałek, 31 grudnia 2007, 14:34
- Lokalizacja: Wrocław
-
- Posty: 45
- Rejestracja: czwartek, 17 stycznia 2008, 21:16
"- Kim jestem?
- Tyś jest swoim Ja. Tyś nazwiskiem. Podpisem na papierze. Wizytówką na drzwiach, inicjałami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Próżnym słowem. Suchą sylabą. Martwą literą. - Niczym więcej?
- Niczym mniej.
- Kim jestem? Inaczej.
- Jest rzeka. Piękna, nieporównywalna, niepowtarzalna, zawsze nowa a nieprzemijająca. Rzeka życia. Rzeka-życie. Na rzece jest most. Arcydziwaczny. Most, który nie wie, skąd wziął się, nie wie też, po co wziął się, nie wie, czym jest, nie wie nad czym, nie wie nic, a wszystko wydaje mu się. Nie widzi ani nawet nie domyśla się płynącej pod nim rzeki życia. Wydaje mu się, że on jest rzeką życia. Ty jesteś tym mostem.
- Kim jestem? Jeszcze inaczej.
- Jest więzienie. W celi jest więzień, na wieży strażniczej jest strażnik. Ci dwaj są jedną osobą. Więzień jest jednocześnie swoim własnym strażnikiem, strażnik jest jednocześnie swoim własnym więźniem. Ale ci dwaj, więzień i strażnik, nie widzą, że każdy z nich jest jednocześnie jednym i drugim. Nie widzą tego, że są jedną osobą, bo są rozdzieleni, a są rozdzieleni, bo nie widzą, że są jedną osobą. Sytuacja iście arcywięzienna, bezwyjściowa. Bo kiedy nawet od czasu do czasu zdarza się więźniowi uciec z celi i z gmachu więzienia, to ucieka on ze swoim niewidzialnym strażnikiem na karku i w konsekwencji to, co wydawało mu się być wolnością, okazuje się być jedynie inną formą więzienia. Tak samo strażnik wracający po służbie do domu w miasteczku zabiera pod czapką niewidzialnego więźnia i nocą budzi się spocony i przestraszony, bo śni mu się to, co może śnić się strażnikowi, to mianowicie, że więzień czmychnął z więzienia. I choć mógłby ktoś powiedzieć, że - pomimo wszystko - jeden jest bardziej nieszczęśliwy (więzień), a drugi mniej (strażnik), to nie ma pomiędzy nimi istotnej, jakościowej, prawdziwej różnicy, jako że zarówno jeden, jak i drugi nie są szczęśliwi. Ty jesteś tym więźniem i tym strażnikiem, celą i wieżą strażniczą, całym gmachem więzienia i całą tak zwaną wolnością."
E.S.
to się pokrywa z moim sposobem myślenia.
- Tyś jest swoim Ja. Tyś nazwiskiem. Podpisem na papierze. Wizytówką na drzwiach, inicjałami na sygnecie, imieniem na kartce kalendarza. Próżnym słowem. Suchą sylabą. Martwą literą. - Niczym więcej?
- Niczym mniej.
- Kim jestem? Inaczej.
- Jest rzeka. Piękna, nieporównywalna, niepowtarzalna, zawsze nowa a nieprzemijająca. Rzeka życia. Rzeka-życie. Na rzece jest most. Arcydziwaczny. Most, który nie wie, skąd wziął się, nie wie też, po co wziął się, nie wie, czym jest, nie wie nad czym, nie wie nic, a wszystko wydaje mu się. Nie widzi ani nawet nie domyśla się płynącej pod nim rzeki życia. Wydaje mu się, że on jest rzeką życia. Ty jesteś tym mostem.
- Kim jestem? Jeszcze inaczej.
- Jest więzienie. W celi jest więzień, na wieży strażniczej jest strażnik. Ci dwaj są jedną osobą. Więzień jest jednocześnie swoim własnym strażnikiem, strażnik jest jednocześnie swoim własnym więźniem. Ale ci dwaj, więzień i strażnik, nie widzą, że każdy z nich jest jednocześnie jednym i drugim. Nie widzą tego, że są jedną osobą, bo są rozdzieleni, a są rozdzieleni, bo nie widzą, że są jedną osobą. Sytuacja iście arcywięzienna, bezwyjściowa. Bo kiedy nawet od czasu do czasu zdarza się więźniowi uciec z celi i z gmachu więzienia, to ucieka on ze swoim niewidzialnym strażnikiem na karku i w konsekwencji to, co wydawało mu się być wolnością, okazuje się być jedynie inną formą więzienia. Tak samo strażnik wracający po służbie do domu w miasteczku zabiera pod czapką niewidzialnego więźnia i nocą budzi się spocony i przestraszony, bo śni mu się to, co może śnić się strażnikowi, to mianowicie, że więzień czmychnął z więzienia. I choć mógłby ktoś powiedzieć, że - pomimo wszystko - jeden jest bardziej nieszczęśliwy (więzień), a drugi mniej (strażnik), to nie ma pomiędzy nimi istotnej, jakościowej, prawdziwej różnicy, jako że zarówno jeden, jak i drugi nie są szczęśliwi. Ty jesteś tym więźniem i tym strażnikiem, celą i wieżą strażniczą, całym gmachem więzienia i całą tak zwaną wolnością."
E.S.
to się pokrywa z moim sposobem myślenia.
gówno prawda
Jeśli czegoś się boje to właśnie tego, utraty kontroli, ale nie jest to lęk paraliżujący, nle nie jestem tchórzem. Po prostu wiem ze jej tracić nie warto, w obecnej chwili życie nie wymaga ode mnie dowodów odwagi. Zdecydowanie nie jest tak, że trudności zniechęcają, raczej nakręcają... Nie nudzi Was trochę kiedy wszystko idzie zgodnie z planem?Emka pisze:Boję się decyzji. Tego, że nie będzie można zawrócić...
-
- VIP
- Posty: 2251
- Rejestracja: sobota, 24 marca 2007, 17:09
- Lokalizacja: z nikąd
zakładasz odrazu że nie można zabiegać o uznanie innych i je zdobyć...Czy nie jest tak, że przez całe swoje życie zabiegamy tylko o czyjeś szczęście? [...]że jesteśmy niezbędni, jedyni dla świata...
tak jakby otwierając się w pełni... stając się tym prawdziwym indywidualistą nie patrzącym na świat nie dało się wydobyć od ludzi tego co sprawia że czują się uzależnieni naszą osobą... oczywiście nie w pełni... nie tak że nie wyobrażają sobie bez nas życia bo wiadomo że człowiek dostosuje się do wszystkiego, ale jednak tak że uznają że jest lepiej, łatwiej i przyjemniej jak jesteśmy
więc ją pokażmy... dajmy ludziom jej próbkę... miejmy ich zdanie daleko... a jedyne co zyskamy to ich uznanie...Lubimy własną niezależność.
dajesz od razu odpowiedź na pytanie... jeśli nie możemy się zmienić... jeśli wiemy że się nie da... jeśli to nie dla nas... no to się nie zmieniajmy jak nie możemyI ponownie spróbujemy się dla niego zmienić. I ponownie nam się to nie uda. Bo nas nie da się zmienić
pracujmy nad tym co uważamy że się da a reszta... nawet nie oszukujmy siebie i innych
każdy kij ma dwa końce, zawsze istnieje druga strona medalu... nie ma w życiu czegoś takiego jak porażka, sukces o ile postaramy się spojrzeć na to z innej strony... wyciągnąć wnioski... przeanalizować tak dogłębnie jak potrzebujemy aby znaleść nasz sukces w tym w czym na pozór znaleść się tego nie da...Chcemy być w życiu perfekcyjni we wszystkim, chcemy zadziwiać, wyróżniać się, a jednocześnie chowamy się w cień, gdy pojawi się chociażby jakaś mała przeszkoda
przeszkody są... ale zawsze da się je pokonać... jak się uprzemy to i w totka wygramy. wystarczy że wyślemy 13'983'816 kuponów. nie da się? przecież się da
Więc korzystajmy z własnej! inaczej nie będziemy sczęśliwi... nie mam zamiaru się dostosowywać... jak to mówią "Rób to, co lubisz najlepiej a pieniądze przydą same". jestem szczęśliwy i byłem szczęśliwy nawet gdy nie cieszyłem się życiem bo nie miałem powodu ale wiedziałem że robię dobrze, zgodnie z własnym sumieniem i własnymi prawami... wiedziałem że mimo tego że nie odnoszę sukcesu przez niedostosowywanie się do innych jestem w zgodzie z sobą... zmieniałem twarze jak każdy ale każda z moich twarzy była moją w 100% tą z którą się zgadzałem i którą kreowały chwilowe hamulce często wywołane przez otoczenie... ale nigdy nie przekraczałem własnego prawa bo nie byłbym w zgodzie z sobą... miałbym do siebie żal... czułbym się fatalnieJesteśmy indywidualistami, a obawiamy się żyć po swojemu? Dlaczego tak bardzo nam zależy, by krzywdzić samych siebie, cudzymi receptami na życie?
zapewne...Czy nie jest tak, że przez własne tchórzostwo marnujemy wszystko, co w nas najlepsze
no i odpowiedź znalezionaCiągle czujemy niedosyt. A może by tak odważyć się być sobą?
- BlackHannah
- Posty: 101
- Rejestracja: sobota, 2 lutego 2008, 16:12
- Lokalizacja: Cieszyn
- Kontakt:
to tak jak odności wielkich miłościi.. probuje zabiegac o czyjes wzgledy a gdy ta osoba sie angazuje zaczynam widziec coraz wiecej wad .. wtedy sie cofam.. bo wiem ze nie sprostam temu uczuciu...
"..Za to, że chcą was zmieniać zamiast naśladować
że jesteście leczeni zamiast leczyć świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i samotność waszych dróg.."
4w5
że jesteście leczeni zamiast leczyć świat
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę
za niezwykłość i samotność waszych dróg.."
4w5
Re: Kiedy tracisz kontrolę, zaczynasz się cofać?
Mam wrażenie, że nie tylko z tchórzostwa wynika nasze wycofywanie, nawet nie przede wszystkim. Nie wiem jak Wy, ale ja z reguły świetnie zdaję sobie sprawę z tego, czego nie chcę albo w każdym razie szybko się orientuję. Stąd z reguły "nudzi mnie, kiedy wszystko idzie zgodnie z planem" - plany powstają nie z wewnętrznej potrzeby, a z konieczności w miejsce zanegowanych schematów. Milcząco zakłada się, że za sprzeciwem stoi alternatywa.
Marmolada, witamy na forum.
alternatywnym planem jeszcze nie jest.być sobą
Marmolada, witamy na forum.
4
have a strange day
have a strange day
Re: Kiedy tracisz kontrolę, zaczynasz się cofać?
Dokładnie o to chodzi. Wiem czego nie chcę, wydaje mi się ze gdybym stworzyła normalny, zdrowy związek, taki jak setki obserwowanych dookoła, męczyłabym się sama i zniszczyłabym życie kogoś drugiego, ze szara codzienność może tylko dobić. Z drugiej strony uswiadomiłam sobie niedawno, ze takie podejście do życia mnie zniszczy, nigdy niczego konstruktywnego nie zbuduję, w końcu z ciężką depresja wyląduję u psychoanalityka. Nie widzę za bardzo alternatywy... Zastanawiam się czy to splątanie w określaniu czego chcemy nie wynika z jakiejs niedojrzałosci, egocentryzmu, który zamyka skutecznie na zdrową relację z druga osobą. Mam wielki plan dorosnąc, tylko nie wiem zupełnie jak się zabrać za reformowanie swiatopoglądu. Mecza mnie silne emocje, mam dośc depresyjnych mysli i nastrojów. Gdybym tylko wiedziała jak się ich pozbyć i jak zacząc chciec tego czego chcą wszyscy.malna pisze:Mam wrażenie, że nie tylko z tchórzostwa wynika nasze wycofywanie, nawet nie przede wszystkim. Nie wiem jak Wy, ale ja z reguły świetnie zdaję sobie sprawę z tego, czego nie chcę albo w każdym razie szybko się orientuję.
4w3 ENFP
"The proper function of man is to live - not to exist."
"The proper function of man is to live - not to exist."
-
- Posty: 25
- Rejestracja: piątek, 15 lutego 2008, 19:47
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Tam gdzie chmury, to tylko dym z fabryk ;)
Mnie bawi to, że nie mam planu, nie mam myśli "co dalej?" jednak gdy coś idzie "nie tak jak trzeba", "nie z moim planem" ( i tu jest paradoks) wycofuję się, jestem zła, przerażona. Jeśli jakaś dana osoba jest winna tej zmianie, nie postępuje tak jak ja bym chciała, tak jak sobie to poukładałam, zaczynam się złościć i bać => wycofuję się i uciekam => jestem bardzi zła (ogólnie i na siebie), że to JA zostałam zmuszona (sama zdecydowałam się) do ucieczki i uników (wyimaginowana duma), czuje się kontrolowana przez kogoś => negatywne emocje kierują się przeciwko osobie, która spowodowała zmianę => zaczynam nią gardzić i nienawidzić
I tak już było wieeeele razy wiem że to nie jest wina TYCH osób jednak tak to się już dzieje. Najlepiej jest gdy to ja wszytkim kieruje, ja wybieram, ja mówie co teraz można zrobić, jak duży ma być krok do przodu.
I tak już było wieeeele razy wiem że to nie jest wina TYCH osób jednak tak to się już dzieje. Najlepiej jest gdy to ja wszytkim kieruje, ja wybieram, ja mówie co teraz można zrobić, jak duży ma być krok do przodu.
- Prowokacja
- Posty: 519
- Rejestracja: niedziela, 3 lutego 2008, 18:02
- Enneatyp: Lojalista
- Lokalizacja: Lodz
- Kontakt: