Tęsknota za tym czego nie mam...
-
- Posty: 3
- Rejestracja: piątek, 13 października 2006, 01:09
ja też tak mam jako 4w5 .....
Ostatnio zmieniony wtorek, 24 października 2006, 15:50 przez raisonable, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: ?pytanie? Mamby
przepraszam ze tak pozno odpowiadam, ale nie mialam zbytniego dostepu do komputera... nie bylam jeszcze w zwiazku, :/ bo zawsze czuje strach przed otworzeniem sie przed kims nowym. Wtedy z kolei ta osoba zapewne pomysli ze jestem niezbyt przyjaznie nastawiona do niej(choc moze to tylko moje odczucie...), wiem o tym doskonale i potem, gdy analizuje cala sytuacje to wyrzucam sobie ze moglam powiedziec czy zachowac sie inaczej. nie wiem czy to moj lęk z ktorym sie urodzilam, ale w rodzinie uchodze za osobe bardzo wstydliwa i nerwowa, wiec moze to jednak prawda... sama nie wiem.A byłaś może kiedyś w związku? Ktoś Cię zranił? Czy to poprostu taki lęk, z którym się urodziłaś?
PS. Heh, miło jest wymienić się doświadczeniami z osobami, które czują to co ja przyznam szczerze, że nic mnie tak nie interesuje jak ludzka psychika.
PS. Również ciesze sie ze moge sie podzielic otwarcie z kims moimi przemysleniami...
"It's ooh so quiet.."
Re:
ołk napisal:
i co moze wydac sie absurdalne, zwlaszcza dla 7- np. mojej siostrze:), czesto mysle ze zwyczajnie nie zasluguje na jakiekolwiek cieple uczucie ze strony kogos na kim bardzo mi zalezy... jednak co ciekawe - mam takie wyobrazenie o hipotetycznym partnerze ktore nie ma zestawienia z kims kto mi sie podoba... chociaz zdaje sobie sprawe z tego, że nikt nie jest idealny...
coż, mam baardzo podobne podejscie do sprawy jesli nie identyczne...Często mam myśli typu: jestem inny, jestem gorszy. Przez to zamykam się, szczególnie przy tej osobie. Są chwile gdy uświadamiam sobie, że każdy jest inny i ja również jestem oryginalny. Mam wtedy ochotę do działania, chcę sie otworzyć. Niestety gdy chce zrobić krok do przodu, wtedy z powrotem wracają posępne myśli. Jest to strasznie męczące i nie wiem co robić.
i co moze wydac sie absurdalne, zwlaszcza dla 7- np. mojej siostrze:), czesto mysle ze zwyczajnie nie zasluguje na jakiekolwiek cieple uczucie ze strony kogos na kim bardzo mi zalezy... jednak co ciekawe - mam takie wyobrazenie o hipotetycznym partnerze ktore nie ma zestawienia z kims kto mi sie podoba... chociaz zdaje sobie sprawe z tego, że nikt nie jest idealny...
"It's ooh so quiet.."
wiecie, co na pewno nie ma sposobu, na poradzenie sobie z sobą, jedno jest pewne, musimy się otwierać na nowe znajomości i mieć przy sobie "grupę wsparcia" czyli przyjaciół na których mozemy liczyć, którym możemy zaufać, tylko to nas uratuje. aa cóż za dramat wypłyał z moich słów, wybaczcie nie chciałam by zabrzmiało to tak pompatycznie, hihi
Zdecydowanie prawda. Jednakże, przynajmniej w moim przypadku, zawsze chcę zrobić wszystko sam. Nie chcę nikogo zamęczać swoimi problemami, bo uważam że nie zasługuje na pomoc. Jeżeli nie potrafię czegoś zrobić sam, zaraz powraca myśl, że jestem do niczego.jedno jest pewne, musimy się otwierać na nowe znajomości i mieć przy sobie "grupę wsparcia" czyli przyjaciół na których mozemy liczyć, którym możemy zaufać, tylko to nas uratuje
Druga sprawa to, że czasami wydaje mnie sie, że jestem sam, że nikt nie chce ze mną rozmawiać, że jestem nudny i jest trudność z podejściem nawet do tych bliskich znanych nam osób. Jest to spowodowane tym, że np dwoje z nich o czymś rozmawia, a ja sie na tym nie znam (czuje sie gorszy); albo gdy ktoś ma problem lub jest czymś zajęty i nie ma ochoty bądź czasu na rozmowe zaraz czuje sie odrzucony.
Ostatnio jestem naprawde chorą 4 i dlatego takie pesymistyczne posty. Najgorsze jest to, że to wciąga i bardzo ciężko jest z tego wyjść. Najbardziej pomagają rozmowy z innymi, wygadanie się, wyżalenie, ale gdy chce sie pogadać o czymś i jednocześnie nie powiedzieć o co chodzi, coraz bardziej zaczyna sie człowiek motać i czuć głupio, bo już sam nie wie o czym mówi i w czym tkwi jego problem.
Dochodzę do wniosków, że w tym wypadku spokojne eliminowanie kolejnych problemów pobocznych jest nie na miejscu. Potrzebna jest rewolucja, uderzenie w sedno sprawy, pokazanie, powiedzenie czego sie chce, co boli, co przeszkadza prosto z mostu. Tyke, że jak to zrobic będąc zamkniętą we własnym swiecie 4w5?
4w5
- Basketcase
- Posty: 716
- Rejestracja: czwartek, 12 października 2006, 23:09
Taak, też tego doświadczyłem. Wyrzucanie swoich problemów i szukanie ludzi, którzy chcą o nich słuchać pomagło tylko doraźnie.Najbardziej pomagają rozmowy z innymi, wygadanie się, wyżalenie, ale gdy chce sie pogadać o czymś i jednocześnie nie powiedzieć o co chodzi, coraz bardziej zaczyna sie człowiek motać i czuć głupio, bo już sam nie wie o czym mówi i w czym tkwi jego problem.
Też tak czuję, ale obawiam się że taka rewolucja jest niemożliwa. Zmiany następują powoli i chyba trzeba zaczynać od rzeczy małych.Dochodzę do wniosków, że w tym wypadku spokojne eliminowanie kolejnych problemów pobocznych jest nie na miejscu. Potrzebna jest rewolucja, uderzenie w sedno sprawy, pokazanie, powiedzenie czego sie chce, co boli, co przeszkadza prosto z mostu. Tyke, że jak to zrobic będąc zamkniętą we własnym swiecie 4w5?
Chodzę do terapeuty 2 razy w tygodniu i próbujemy razem coś wymyślać, nie wiem, czy to coś tak naprawdę da, ale raczej nie jest beznadziejnie.
Grupa wsparcia... Łatwo powiedzieć. Niestety nie zawsze znajdzie się ktoś godzien miana przyjaciela. Ze mną to było tak, że za łatwo ufałam byle komu. Uważałam, że jeśli ktoś w ogóle chce rozmawiać z takim zerem jak ja, to odrazu jest doskonałym materiałem na najlepszego kumpla. Ale niestety te "przyjaźnie" bardzo często się rozpadały, bo ktoś zrobił mi krzywdę, a tych nie wybaczam za łatwo. Tak więc obecnie mało komu ufam, mam niewielu przyjaciół i czuję się samotna, bo udaję, że mam w dupie to co myślą o mnie inni i staram się nikogo nie udawać. A to, że nikomu się to nie podoba, to już inna sprawa. Skąd więc wytrzasnąć prawdziwych przyjaciół, skoro nikt nie chce mnie takiej jaką jestem naprawdę? Może ja zwyczajnie nie zasługuję na przyjaźń? Słodko by było się dowiedzieć...
Chyba jednak niezbyt zdrowa 7w8 ale taka, która ma w sobie coś z 4w3. (ENFP) sx/so/sp
Zupełnie, jakbym słyszała mojego... ech, powiedzmy - już "tylko" przyjaciela. Ile ja mu razy powtarzałam, że jest wartościowym człowiekiem, a on chyba tak naprawdę nigdy do końca mi nie uwierzył... Mogłabym nawet stanąć na głowie, a to i tak nic by nie dało. Przebić się przez taki mur jest naprawdę bardzo ciężko. A najgorsze jest właśnie to udawanie - że niby mu "nie zależy". To może odstraszać, bo wygląda jak olewanie wszystkich dookoła. Czułam się po prostu zbędna tej osobie.Mamba pisze:Grupa wsparcia... Łatwo powiedzieć. Niestety nie zawsze znajdzie się ktoś godzien miana przyjaciela. Ze mną to było tak, że za łatwo ufałam byle komu. Uważałam, że jeśli ktoś w ogóle chce rozmawiać z takim zerem jak ja, to odrazu jest doskonałym materiałem na najlepszego kumpla. Ale niestety te "przyjaźnie" bardzo często się rozpadały, bo ktoś zrobił mi krzywdę, a tych nie wybaczam za łatwo. Tak więc obecnie mało komu ufam, mam niewielu przyjaciół i czuję się samotna, bo udaję, że mam w dupie to co myślą o mnie inni i staram się nikogo nie udawać. A to, że nikomu się to nie podoba, to już inna sprawa. Skąd więc wytrzasnąć prawdziwych przyjaciół, skoro nikt nie chce mnie takiej jaką jestem naprawdę? Może ja zwyczajnie nie zasługuję na przyjaźń? Słodko by było się dowiedzieć...
Nie wspominając już o zaufaniu (jego do mnie). Szukał na każdym kroku jakiegoś mojego, choćby najmniejszego, błędu. Doszukiwał się ich nawet tam, gdzie ich nie było. To jest męczące dla obu stron...
Chyba nie ma klucza do wnętrza osoby, która zamyka się w sobie przed innymi. Ona sama musi chcieć się otworzyć.
Zasługujesz na to samo, co wszyscy inni ludzie. Grupy wsparcia też z ludzi się składają... Ale jak można się wspierać, nie rozmawiając szczerze i bez zaufania?
vodka :) pisze: Czułam się po prostu zbędna tej osobie.
Nie wspominając już o zaufaniu (jego do mnie). Szukał na każdym kroku jakiegoś mojego, choćby najmniejszego, błędu. Doszukiwał się ich nawet tam, gdzie ich nie było. To jest męczące dla obu stron...
Skąd ja to znam? Ja i mój chłopak mamy typy 4w3. Zazdrość, niepewność, poczucie, że na pewno udaje, że nie może mnie kochać...
A później, powroty, schodzenie się, słowa o miłości.
Paranoja. Czwóreczki, też tak macie ?:( Czy macie na to jakieś "rady"?
4w3. / Creativity is a drug I cannot live without.
Typ 4
witam serdecznie...podobnie jak Wy ja też jestem 4 tak sobie myslę i w zasadzie moje wnioski co do siebie wyciągnąłem przed testem...
chciałbytm być inny- chłodny, wyrafinowany, "nie myślący", nie rozkłądający wszystko na czynniki pierwsze...
Wyobraźcie sobie, że w dopdatku jestem zodiakalną Panną w czystej postaci... moja jedyna miłość i była partnerka też typ 4 Panna.
W zasadzie to chyba mam przechlapane ..
staram się mieć humor, staram się usmiechać - ja to lubię, ale właśnie to odnoszenie się do przesłżości, analizowanie, żal... przyszłośc to tylko marzenia... tak sobie myślę - czy ja umiem żyć? to co jest napsiane odnośnie typu 4 zgadza się w dużej większości.. w zasadzie to szukam celu w zyciu... dopóki byłem z moją miłością(od 16 roku zycia do dzisiaj i nie miałęm różowo) to było moim celem...aż zapomniałem o przyziemnych sprawach... nie wiem jak sobie z tym radzić.. mam w głowie huragan... myśli różne..zmiana nastroju.. itp.
kurde- lubię się odrózniać..lubię być inny...świecić przykłądem..staram się być gentelmanem.. ale czy to wewnętrzna potrzeba czy na pokaz nie wiem...
jestem dobrym uśmeichniętym facetem... ale we wnętrzu nieraz smutek nostalgia...
moja wypowiedz jest chaotyczna bo chcę tyle napisać i porpostu uwielbiam rozmawiać... mam 25 lat... jestem pedantem.. dokąłdnie wiem co lubię i co sprawia mi radość... mam coś w sobie z narcyza... staram się być pokorny..nie wiem co się stało- zyję nadzieją, że będziemy razem.. to jest chyba przeszkoda albo to "coś"
Pewnie na tym forum ktoś będzie wiedział co mi jest...jeśli tak to prosze o diagnozę..
ps. odpowiem na wszelkie pytania...
Pozdrawiam
chciałbytm być inny- chłodny, wyrafinowany, "nie myślący", nie rozkłądający wszystko na czynniki pierwsze...
Wyobraźcie sobie, że w dopdatku jestem zodiakalną Panną w czystej postaci... moja jedyna miłość i była partnerka też typ 4 Panna.
W zasadzie to chyba mam przechlapane ..
staram się mieć humor, staram się usmiechać - ja to lubię, ale właśnie to odnoszenie się do przesłżości, analizowanie, żal... przyszłośc to tylko marzenia... tak sobie myślę - czy ja umiem żyć? to co jest napsiane odnośnie typu 4 zgadza się w dużej większości.. w zasadzie to szukam celu w zyciu... dopóki byłem z moją miłością(od 16 roku zycia do dzisiaj i nie miałęm różowo) to było moim celem...aż zapomniałem o przyziemnych sprawach... nie wiem jak sobie z tym radzić.. mam w głowie huragan... myśli różne..zmiana nastroju.. itp.
kurde- lubię się odrózniać..lubię być inny...świecić przykłądem..staram się być gentelmanem.. ale czy to wewnętrzna potrzeba czy na pokaz nie wiem...
jestem dobrym uśmeichniętym facetem... ale we wnętrzu nieraz smutek nostalgia...
moja wypowiedz jest chaotyczna bo chcę tyle napisać i porpostu uwielbiam rozmawiać... mam 25 lat... jestem pedantem.. dokąłdnie wiem co lubię i co sprawia mi radość... mam coś w sobie z narcyza... staram się być pokorny..nie wiem co się stało- zyję nadzieją, że będziemy razem.. to jest chyba przeszkoda albo to "coś"
Pewnie na tym forum ktoś będzie wiedział co mi jest...jeśli tak to prosze o diagnozę..
ps. odpowiem na wszelkie pytania...
Pozdrawiam
Skoro byłeś z nią tak długo (prawie 1/3 życia!), to nic dziwnego, że teraz tak się czujesz... Ech, to szukanie celu - wiem coś o tym. Do tej pory dzieliłeś z kimś swoje życie, a nauczyć się żyć od nowa - tak po prostu, tylko dla siebie, nie jest łatwo.w zasadzie to szukam celu w zyciu... dopóki byłem z moją miłością(od 16 roku zycia do dzisiaj i nie miałęm różowo) to było moim celem...aż zapomniałem o przyziemnych sprawach... nie wiem jak sobie z tym radzić.. mam w głowie huragan... myśli różne..zmiana nastroju.. itp.
Skoro lubisz - nie zmieniaj tego, bo i tak prędzej czy później do tego wrócisz. Poza tym nie ma nic złego w takiej postawie..lubię się odrózniać..lubię być inny...świecić przykłądem..staram się być gentelmanem.. ale czy to wewnętrzna potrzeba czy na pokaz nie wiem...
Chyba sam wiesz, z jakiego powodu..jestem dobrym uśmeichniętym facetem... ale we wnętrzu nieraz smutek nostalgia...
ha, witaj w klubie!moja wypowiedz jest chaotyczna bo chcę tyle napisać i porpostu uwielbiam rozmawiać
wiesz.jestem pedantem.. dokąłdnie wiem co lubię i co sprawia mi radość... mam coś w sobie z narcyza... staram się być pokorny..<b>nie wiem co się stało</b>
Naprawdę potrzebujesz diagnozy?zyję nadzieją, że będziemy razem.. to jest chyba przeszkoda albo to "coś"
Pewnie na tym forum ktoś będzie wiedział co mi jest...jeśli tak to prosze o diagnozę..
Wydaje mi się, że sam dobrze wiesz, co Ci jest (choć może odrzucasz od siebie te myśli...). Twoja wypowiedź jest ilustracją modelu zagubionego człowieka, po rozpadzie związku. Jest bardzo dużo takich ludzi, jak Ty. Sama do niedawna czułam się, jakby czołg po mnie przejechał. Nie wiem, czy to Cię pocieszy, ale najlepszym lekarstwem jest tutaj czas. Albo, skoro ta sytuacja miała na Ciebie, aż taki wpływ, to może postaraj się jeszcze coś naprawić...?
mój stan to takie dryfowanie...czasem się odbijam od jakihś ciał niebieskich i tak dalej....
byłem z nią 2,5 roku znam i kocham od 16 roku
ostatnio wyznała mi że też jestem miłością jej zycia... ale co z tego [London]
i co jeszcze rozstalismy sie rok temu i nie wiem.... moze to próba..
tak czy inaczej uśmiecham sie o smieję się cały czas...a smutki to jak jestem sam...
pozdrawiam
byłem z nią 2,5 roku znam i kocham od 16 roku
ostatnio wyznała mi że też jestem miłością jej zycia... ale co z tego [London]
i co jeszcze rozstalismy sie rok temu i nie wiem.... moze to próba..
tak czy inaczej uśmiecham sie o smieję się cały czas...a smutki to jak jestem sam...
pozdrawiam
- Basketcase
- Posty: 716
- Rejestracja: czwartek, 12 października 2006, 23:09
Jak tak czytam te wasze problemy miłosne to sie zastanawiam czy jest sens sie w to pakować skoro ja też jestem 4. Jak już wcześniej pisałem jest pewna osoba, od ponad 4 miesięcy w zależności od nastroju daje znaki, że mi sie podoba lub zamykam sie w sobie (strach, jestem do niczego itp.). Ostatnio czuje, że coraz ciężej jest mi do niej podejść. Przekłada sie to na inne części mojego życia. W temacie "Wykorzystać co się da z czwórki" szukam propozycji i przedstawiam swoje co zrobić, aby nie zmarnować tej znajomości. Jeżeli nawet nic z niej nie wyjdzie (samo zwyciężenie ze sobą sukcesu nie gwarantuje, potrzeba jeszcze chęci z drugiej strony), to będę miał satysfakcję z tego, że sie nie poddałem, że próbowałem i będzie mi sie to mogło przydać przy następnej okazji (oby nie).
4w5
no 9 lat w tym tylko 2,5 roku mozna powiedziec spełnionej... ta miłośc to część mnie i dlatego uciekam od kobiet...nic mi w nich nie pasuje... nie chcę ich ranic i uciekam... oczywiście w kulturalny sposób przy zachowaniu kultury i oświaty
jeśli chodzi o kobiety...do czasów studiów byłem cholernie niesmiały( myślę sobie ze przez tą miłość)... później wiadomo, inne towarzystwo itp i jakieś tam kontakty z kobietami były...
ale dopiero mój pierwszy raz dał mi pewności siebie...kobieta starsza odem mnie, doświadczona, piękna...
podnosi to na duchu...
później już tylko analityczny umysł Panny i indywidualne podejście 4 + psychologia sukcesu i stałęm sie pewny siebie... jednak chciałem zachowac pokorę aby ta pewnośc siebie była taka jaka ma być...
nazwałem to samorozwój....
w końcu do 20 roku zycia siedziałem w domu, słuchałem Lionela Richie i rozmyślałem....
na coś się to przydało, nie załuje ze nie chodziłęm wtedy na radnki, nie piłem, nie spotykałem się tak czesto ze znajomymi...
to lekcja....dzięki temu jestem teraz mądrzejszy, wiem czego chcę i znam swoją wartośc...
jednak jestem przekanany że nie dla każdego to sposób...
nieraz myślę, że nie chcę już kochać... to dla mnie nieraz ciężar...
ps. rozsstanie i wcześniejsze nieprzyjemne skutki tej miłości prowokowane były w większości przez kobietę... oczywiście wiele w tym mojej winy...ale ogólny trend to był taki ja-dobry, ona -zła... jednak kochać nie przestałem...
w następnym poście coś napisze odnośnie moich i jej kontaktów teraz po roku od rozstania
wyniki są zaskaujące z uwagi na to że mówiła ze mnie już nie kocha jak mężczyznę i znalazła sobie innego.... wiecie co jak tro piszę to ogarnia mnie złość... to raczej problem niż miłość... ale nie moge soboie tego wytłumaczyć...
pozdrawiam
jeśli chodzi o kobiety...do czasów studiów byłem cholernie niesmiały( myślę sobie ze przez tą miłość)... później wiadomo, inne towarzystwo itp i jakieś tam kontakty z kobietami były...
ale dopiero mój pierwszy raz dał mi pewności siebie...kobieta starsza odem mnie, doświadczona, piękna...
podnosi to na duchu...
później już tylko analityczny umysł Panny i indywidualne podejście 4 + psychologia sukcesu i stałęm sie pewny siebie... jednak chciałem zachowac pokorę aby ta pewnośc siebie była taka jaka ma być...
nazwałem to samorozwój....
w końcu do 20 roku zycia siedziałem w domu, słuchałem Lionela Richie i rozmyślałem....
na coś się to przydało, nie załuje ze nie chodziłęm wtedy na radnki, nie piłem, nie spotykałem się tak czesto ze znajomymi...
to lekcja....dzięki temu jestem teraz mądrzejszy, wiem czego chcę i znam swoją wartośc...
jednak jestem przekanany że nie dla każdego to sposób...
nieraz myślę, że nie chcę już kochać... to dla mnie nieraz ciężar...
ps. rozsstanie i wcześniejsze nieprzyjemne skutki tej miłości prowokowane były w większości przez kobietę... oczywiście wiele w tym mojej winy...ale ogólny trend to był taki ja-dobry, ona -zła... jednak kochać nie przestałem...
w następnym poście coś napisze odnośnie moich i jej kontaktów teraz po roku od rozstania
wyniki są zaskaujące z uwagi na to że mówiła ze mnie już nie kocha jak mężczyznę i znalazła sobie innego.... wiecie co jak tro piszę to ogarnia mnie złość... to raczej problem niż miłość... ale nie moge soboie tego wytłumaczyć...
pozdrawiam