Błędy Waszych rodziców

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Mr.Mey
Posty: 137
Rejestracja: piątek, 10 sierpnia 2007, 10:46
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

#106 Post autor: Mr.Mey » wtorek, 6 listopada 2007, 23:47

sarnandynka pisze:A po co zastanawiać się nad ich błędami?
By ich samemu nie popełnić w przyszłości.


There is no you, there is only me.

Awatar użytkownika
Delein
Posty: 71
Rejestracja: czwartek, 11 października 2007, 14:05
Lokalizacja: z Wilczego Dołu
Kontakt:

#107 Post autor: Delein » środa, 7 listopada 2007, 14:19

Mama nadopiekuncza, emocjonalna, przejmuje sie wszystkim, ale ma dobre intencje, stara sie pomagac wszystkim naokolo, choc czesto pomoc nie jest potrzebna. Tata albo przejawia tumiwisizm, albo staje sie porywczy i krzykliwy, ale dobrze mi się z nim rozmawia.
Nie robili testu, wiec nie wiem jakimi osobowosciami są.
Mama ostatnio półżartem powiedziala, że była toksyczną matka, ale ja tak nie uważam. Wiem, że sama potrafie matkować, wiedzieć wszystko najlepiej i być uparta mimo, że nie mam dzieci.
Boję się tylko swojej zazdrości, nie wiem po kim ją odziedziczyłam, ale będę musiała się pilnować, żeby nie popełniać ich błędów...
4w5 100% Pisces

I would rather be with trees, than in the middle of noisy streets...

Midi
Posty: 1
Rejestracja: wtorek, 30 października 2007, 18:24
Lokalizacja: Białystok

#108 Post autor: Midi » sobota, 10 listopada 2007, 19:40

Witam... jestem nowa i raczej nie miałam zamiaru odzywać się na tym forum, ale...

Moi rodzice? Nie mam ojca. Człowiek, który siedzi w tym momencie przed telewizorem jest zwykłym gnojkiem, hipokrytą, osobą przez którą mam zjechaną psychikę. Za to mama jest tak delikatną i dobrą osobą, że żal mi patrzeć na jej męki.

On zawsze, cokolwiek się nie zrobi, zawsze mu się nie podoba, zawsze jest źle. Krzywo ustawione garnki, rozrzucone buty w przedpokoju... żeby jeszcze był pedantą, ale nie, to bałaganiarz. Czwórka za klasówkę? Dlaczego czwórka, przecież stać cię na piątkę! Wieczne wrzaski o siedzenie w łazience. Kiedy mówię 'daj mi jeden argument' odpowiada 'bo ja tak chcę'. Nie wiem jak można być takim chamem... jak można powiedzieć, że nie kocha się własnych dzieci? Jak można powiedzieć dziecku, że nie da mu złotówki na bułkę do szkoły 'bo nie', a później pójdzie się do sklepu i wyda ponad dychę na piwa? Jak można szarpać swoje dziecko, obrzucać wyzwiskami? Jak można dręczyć psychicznie swoją żonę?

Jest lubiany. Sympatyczny, trochę niepokorny, ale taki inteligentny, pracowity...

Nienawidzę tych pozorów, tych drobiazgów o które oni tak dbają! Stwarzają sztuczne problemy a nie widzą tych najważniejszych!

Od kiedy pamiętam, moi rodzice zawsze się kłócili. Wieczne krzyki, trzaskanie drzwiami, czasami rękoczyny... a później znowu 'wszystko dobrze'... Staram się kochać chociaż mamę, ale to takie trudne, kiedy widzę że ona mimo wszystko dalej chce żyć z człowiekiem przez którego jej dzieci są na straconej pozycji. Syn ćpuń, bez szkoły, córka, która nie umie okazywać uczuć.

Kiedyś, kiedy miał pijackie halucynacje powiedziałam mamie, że się chlastam, przez niego, że przerasta mnie sytuacja. Dała mi maść na blizny i nie ma sprawy. Jesteśmy szczęśliwą rodziną. I niby ich teksty 'są ludzie którym jest gorzej'.

Już tego nie robię. Kocham swoje ciało, swój umysł... wiem jak to brzmi, ale to jedyna rzecz która trzyma mnie przy życiu. Nikt mnie tak naprawdę nie zna, nie umiem otwierać się przed ludźmi. Gram silną osobę, a tak łatwo mnie zranić...

Ostatnio jest jakby lepiej, spokojniej... tylko na jak długo? Staram się unikać rozmów z ojcem, mijam się z nim kiedy tylko mogę. Pomaga.

Rozpisałam się, ale jest mi jakby lżej...

Awatar użytkownika
Graham
Posty: 194
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 21:13
Lokalizacja: miejsce na oryginalną odpowiedź dotyczącą lokalizacji

#109 Post autor: Graham » sobota, 17 listopada 2007, 12:24

Mi się wydaje, że błąd to popełniają teraz. Czuje się nieakcpetowany i nierozumiany. Moje problemy są błache, bo nie płace rachunków itd., nie moge się zachować swobodnie w domu, nie mogę mówić tego co myślę, bo zazwyczaj to się źle kończy, nie mogę nawet do końca prezentować swoich poglądów, bo jeśli nie pokrywają się z poglądami mojej mamy, to wszystko kończy się wielkim rozpizdem pt. "czemu myślisz inaczej niż ja?". Dla mojej mamy-ja jestem chamem i wszyscy moi znajomi. Dlaczego? Ponieważ moja mama to taaaaakie wyyyysoookie sfery, że jak któryś kolega je samym widelcem i nie używa noża to znaczy że jest prostym człowiekiem, to że któryś kolega pali oznacza że jest prostaczkiem...no ogólnie ma moje otoczenie za chołotę. Kiedy ja wyrażam jakiś swój pogląd, albo mówie jej co o niej myślę, jestem chamem, obraża się, nie chce ze mną rozmawiać, mnie widzieć itd.
Jesteśmy kompletnie różni. To jest męka, że codziennie musze we własnym domu na każde pytanie myśleć 5 razy jak odpowiedzieć, żeby usatysfakcjonować matkę, że muszę być ostrożny, na każde zawołanie, że moje sprawy są mniej ważne, a ja wiecznie jestem nie-taki-jaki-powinienem. Choć właściwie ten dom nie jest moim domem. Właściwie jestem bezdomny, nie czuje się tu dobrze (tylko czasem), nie czuję się swobodnie, beztrosko. Dochodziło już do takich absurdów, że nie mogłem skorzystać z ubikacji na górze w porze wieczorowej, bo wtedy moja mama chce się kąpać, więc powinienem się tego domyślić i skorzystać z tej na dole. Albo:
-ile razy mam Cie wołać!
-nie słyszałem, przecież wiesz, że ćwicze na gitarze, nie słyszę nic.
-nie obchodzi mnie to, jak ja wołam to masz słyszeć!
-dobrze.
-dość mam tego "dobrze", jak nie słyszysz, to masz mieć otwarte drzwi do pokoju!
-no ale gram na gitarze, specjalnie zamknąłem, żebyście nie mieli wątów.
-no to nie będziesz grał na gitarze. itd.
To są takie dialogi. Zwróćcie uwagę na wykrzykniki.
Jest jeszcze tak, że nie mam prawa się wypowiedzieć, np. jak się kłócimy. Najważniejsze jest to co chce powiedzieć mamusia. Jak już wszystko powie, mówi, że już nie chce jej się ze mną rozmawiać i że mam jej zniknąć z oczu. Ja pier*ole, tak jest zawsze. Zaczyna prawić kazanie, a potem jak ja się odzywam, bo chcę coś wytłumaczyć, powiedzieć co ja o tym myśle, to nie mogę. Kiedyś się spakowałem i uciekłem, ale kazała mi wracać pod poważną groźbą (nie śmierci), której tu nie przytoczę. Nauczyła się uzależniać mnie od siebie różnymi sprawami finansowymi i zawsze jak jest jakiś konflikt, to momentalnie mnie wszystkiego pozbawia.
Poza tym zawsze mówi mi przy okazji kłócenia się, że po maturze mam (ładnie mówiąc) "opuścić ten dom", bo ona mi nie będzie studiów opłacać i mnie utrzymywać. Ja mówie: "skąd ten pomysł? Myślisz, że ja podczas studiów będę chciał tu dalej mieszkać? Poza tym nigdy Cie nie prosiłem o opłacanie studiów. Sam sobie poradzę." Bo tak jest. Choćbym miał się zajechać pracując, studiując w tym samym czasie, zajmując się różnymi sprawami, to raczej na to pójde. Znaczy - chce się uniezależnić. To jest moje marzenie. Żeby nie musieć się więcej spowiadać, mówić gdzie idę, o której wrócę, nawet jeśli chce wyjść ot tak, bez celu i konkretnego planu (to nie wchodzi w gre!). Żeby nie słuchać ciąglę jakim jestem nierobem i że ktoś na mnie ciężko pracuje. Żeby poczuć się wreszcie swobodnym, nie stresować się wyjściem do łazienki, nie słuchać krzyków, mieć wreszcie święty spokój. Potrzebuje przestrzeni, wolności, jakiejś odrobiny wolnej powierzchni, prywatności (zarzucali wam kiedyś rodzice, że macie za dużo tajemnic? Chcieli np. przeczytać wasze teksty pisane na wordzie? Wyciągali was przymusem na zwierzenia? Bo ja tak niestety miałem)
Takim jestem typem człowieka. Nie pasuje do mojej matki wcale a wcale.
Szczerze mówiąc, od jakiegoś czasu myślę, czy by nie uciec przed nią, może nawet do innego kraju. Wiele jej zawdzięczam, to fakt. Ale nasze osobowości się ścierają z wielkimi fajerwerkami, a ja jestem już tym zmęczony.

I jeszcze jedna refleksja: wydaje mi się, że moja mama nie potrafi oddzielić pracy od domu. Ale to tylko moje odczucie. Ona się z tym nie zgadza. Według mnie, to że w pracy mówi ludziom co mają robić, że jest ważna, odbija się na jej zachowaniu względem mnie (i brata). Nie słyszę "mógłbyś umyć naczynia?" - tak prosto powiedzianego, spokojnego, zachęcajacego swoją formą, tylko ostre, głośne, mocno zaintonowane, brzmiące jak rozkaz: "Umyj naczynia". To oczywiście przykład z tymi naczyniami. Zmierzam do tego, że czasem czuje się nie jak syn, a jak podwładny. Nie mówie, że latam ze ścierką i cały czas sprzątam, nie lubię tego, robie to rzadko, ale poprostu tak wygląda nasza komunikacja. Rozkaz, wykonanie rozkazu. Konkrety, raz-dwa-raz-dwa- odmaszerować.
Pewnie kiedyś będę się z tego śmiał, ale teraz wcale mi nie do smiechu. Pogląd mojej mamy na to jest taki: -potrzebujesz kopa w dupe, jak Ci się powie spokojnie to nie zrobisz, albo będziesz odwlekał, jak na Ciebie krzykne, to chodzisz jak w zegarku. Może to i prawda...aczkolwiek krzyk działa na mnie nienajlepiej. Czasem jestem nim zmotywowany i wykonuje rozkaz, a czasem przebiera sie miarka, budzi się godność, mam już dość, włącza się agresor i zaczyna się wojna.

Awatar użytkownika
metje
Posty: 253
Rejestracja: niedziela, 17 czerwca 2007, 22:40
Lokalizacja: Londyn

#110 Post autor: metje » sobota, 17 listopada 2007, 13:22

Ach ci rodzice...
Bez nich źle... z nimi niedobrze...
4w5 INFP + 4w5

Awatar użytkownika
minou
Posty: 275
Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 14:52

#111 Post autor: minou » sobota, 17 listopada 2007, 14:05

Zmodyfikowałabym... Bez nich średniawo... Z nimi koszmarnie... (no przynajmniej czaaaasaaami :P )
-
"Prawda leży zazwyczaj pośrodku, najczęściej bez nagrobka."

Awatar użytkownika
Grzegorz.C
Posty: 109
Rejestracja: wtorek, 14 października 2008, 16:44
Lokalizacja: Łódź

#112 Post autor: Grzegorz.C » czwartek, 23 października 2008, 09:42

Wychowywałem się sam,podobnie jak sam staram się leczyć swoje dysfunkcje psychiczne.

Ja jak mój ojciec nie będę akurat,ale czy będę dobrym tatą..? Chciałbym. Naprawdę bym chciał.

(...)Dzieci dekadentów,alkohol mamy we krwi(...)
Jestem głęboko wierzącym ateistą

4w5 / INFp Fe / DDA

Eternium
Posty: 59
Rejestracja: niedziela, 26 października 2008, 22:51

#113 Post autor: Eternium » poniedziałek, 27 października 2008, 15:22

Ostatnio zmieniony niedziela, 25 października 2009, 10:09 przez Eternium, łącznie zmieniany 1 raz.

Eternium
Posty: 59
Rejestracja: niedziela, 26 października 2008, 22:51

#114 Post autor: Eternium » niedziela, 16 listopada 2008, 12:02

Ostatnio zmieniony niedziela, 25 października 2009, 09:54 przez Eternium, łącznie zmieniany 2 razy.

Perwik
Posty: 3600
Rejestracja: czwartek, 3 stycznia 2008, 23:08

#115 Post autor: Perwik » niedziela, 16 listopada 2008, 15:05

Eternium pisze:
greywolf pisze:jesli jest sie jedynakiem i do tego Piatka to widzi sie jak na dloni bledy wychowawcze wlasnych rodzicow.po 19 latach doswiadczania ich na wlasniej skorze dochodze do jednego wniosku;nie chcem miec dzieci.w sumie to jednak zawdzieczam rodzicom,ze dzieki nim do takiego wniosku udalo mi sie dojsc.
tak... też jestem jedynaczką i także doszłam do podobnego wniosku... NIGDY.
e, ja nie chcę mieć dzieci, bo to największa odpowiedzialność jaka może spaść na człowieka i cholernie boli przez kilkanaście a czasem i więcej lat :|

ale można też moją niechęć do posiadania własnych dzieci tłumaczyć w inny sposób: patrząc w lustro widzę, że moje geny się nie nadają :D:D dlatego nie chcę ich dalej przekazywać ^^

nie wiem które podejście jest bardziej słuszne :P

Awatar użytkownika
grin
Posty: 8
Rejestracja: środa, 15 października 2008, 16:35
Lokalizacja: warszawa

#116 Post autor: grin » wtorek, 18 listopada 2008, 11:59

odkąd skończyłam osiemnaście lat czuję się w domu jak podczas jakiejś wojny. kolejno wrzaski, złośliwości, potem cisza. taki okres zazwyczaj przechodzą 16latki podczas buntu, że `jak zwykle nic nie mogą, a wszyscy inni tak`, ale teraz? bez przerwy słyszę, że jestem dorosła i jak się nie podoba, to się mogę wyprowadzić. coraz bardziej się przekonuję, że rzeczywiście to zrobię jak tylko skończę liceum.
jakie błędy popełnili moi rodzice? po pierwsze nigdy nie usłyszałam od nich ani jednego `kocham cię, córeczko`, matka często zarzucała mi winę za wiele rzeczy, nigdy nie byłam chwalona. jestem jedynaczką, rozpieścili mnie, przyzwyczaili do tego, że jak coś chcę to mi to kupią. paradoksalnie dla pozarodzinnego otoczenia jestem osobą, która chętnie się dzieli i nie ma specjalnych życzeń.
inną kwestią jest to, że prawdopodobnie matka rozpieszczała mnie rzeczami materialnymi, bo stan psychiczny naszej rodziny był dosyć niezdrowy. jak miałam 10 lat wyprowadziłam się z matką od ojca. wcześniej były jego pijackie awantury, pamiętam te wrzaski, chociaż nigdy mnie nie uderzyli.
no i jak razem z matką zamieszkałam u babci to już nikt nie trzymał mnie choćby średnią ręką. matka pracowała, słabo kontrolowała co się dzieje w domu, a babcia robiła za mnie dosłownie wszystko, podstawiała pod nos i sprzątała. nie miałam żadnych obowiązków domowych, uczyłam się zawsze średnio, co mi zostało zresztą do dzisiaj.
no i nie praktycznie w ogóle nie okazywali mi uczuć, o co chyba mam teraz do nich największy żal, bo sama nie potrafię tego robić. nie umiem się otworzyć przed nikim, nie umiem zaufać, nie zbliżam się do ludzi, boję się odrzucenia, braku akceptacji.

nie wiem czy potrafiłabym być dobrą matką, nawet nie lubię dzieci, więc tym bardziej nie chcę mieć swoich.

Awatar użytkownika
Crystal
Posty: 62
Rejestracja: wtorek, 7 października 2008, 23:05
Enneatyp: Indywidualista

#117 Post autor: Crystal » piątek, 21 listopada 2008, 00:40

Tata pił, dziadek pił, kobietom się za to obrywało, generalnie dzięki temu wytworzyłam sobie pewien radar ochronny - czasem przeczulony, ale po co obdarzać byle kogo zaufaniem ;]
bla bla
4w3

Meyishi
Posty: 13
Rejestracja: środa, 18 czerwca 2008, 08:50
Lokalizacja: Wrocław

.

#118 Post autor: Meyishi » sobota, 22 listopada 2008, 11:37

Rodzice zrobili ze mnie człowieka którym teraz jestem. Błędów było mnóstwo. Nie szanowali mnie i mojego zdania, prawa do mojej przestrzeni i prywatności, wszystko chcieli wiedzieć, co z kim robię i gdzie jestem. ZAWSZE! Brat nie musiał robić nic, jako mężczyzna w domu był usprawiedliwiony że nie umie sobie kanapki zrobić(nadal nie do końca umie a jest już przed 30), że nie sprząta i nie pomaga, ja za to miałam spełniać zachcianki rodziców i brata. Jak czegoś chcieli miałam rzucać wszystko i lecieć bo to co ja wtedy robiłam było nieistotne.
Pozbawili mnie woli i chęci, bo moje pomysły były złe, moje pasje były kiepskie, więc całe liceum przesiedziałam w pokoju słuchając muzyki za głośno i wyjąc do księżyca. Bez woli, wolności, bez możliwości zmiany czegokolwiek. Taki chomik w klatce, który ma być ładnie wytresowany aby spełniał zachcianki, ambicje, i uczynił ich szczęśliwymi.
Kierunek studiów nie był moim wyborem, sukces ze je skończyłam i teraz na siebie zarabiam i dopiero teraz mogę żyć na własnych zasadach!. Pierwsze co zrobiłam za swoje pieniądze to poszłam do psychiatry żeby nauczyć się żyć.
Cały czas płacę wysoką cenę za ich błędy w życiu ale teraz wiem że nie mają na mnie już wpływu, muszą się ze mną liczyć bo jestem niezależna i jeśli nie chce to nie muszę z nimi rozmawiać, odbierać telefonów, jechać na święta. Nie mają już władzy, zabieram im ją.

Błędy rodziców, ich spojrzenie na życie, na związki przekazują nam całe dzieciństwo i gdy dorastamy mamy w żyłach ich błędy ale nie w genach i możemy to zmienić jeśli mamy na tyle siły by stanąć w twarz z prawdą o nich i o nas. Ciężkie ale pomaga.
4 w 5.
'Nie popędzaj mnie, nie dalejwięcuj mnie...'

Eternium
Posty: 59
Rejestracja: niedziela, 26 października 2008, 22:51

Re: .

#119 Post autor: Eternium » sobota, 22 listopada 2008, 11:58

Ostatnio zmieniony niedziela, 25 października 2009, 09:50 przez Eternium, łącznie zmieniany 1 raz.

jasma
Posty: 8
Rejestracja: wtorek, 28 lipca 2009, 14:00

#120 Post autor: jasma » wtorek, 28 lipca 2009, 20:23

Moi rodzice popełnili wiele błędów, jednak nie potrafię winić ich za to jaka jestem.
Myślę, że byłabym dobra matką, jednak wiem, że najpierw muszę się wyleczyć ze wszystkich zaburzeń i fobii, bo inaczej przekazałabym je dalej.

ODPOWIEDZ