Strona 14 z 15

Re: Błędy Waszych rodziców

: czwartek, 5 lipca 2012, 13:46
autor: sexta_espada
Cóż, nie mam już 15 lat, więc nie będę nikogo o nic oskarżać. Jest jak jest. Było, minęło, a to, że jestem teraz Czwórką... Jakoś to przezyję. :lol:

Re: Błędy Waszych rodziców

: czwartek, 5 lipca 2012, 20:56
autor: Nikt
A co ma wiek do oskarżeń?

Re: Błędy Waszych rodziców

: piątek, 6 lipca 2012, 11:27
autor: sexta_espada
a co, masz 15 lat? :mrgreen: żartuję, po prostu podaję to jako przykład, bo mam 27 i mocno zmieniłam zdanie na temat pewnych spraw.

Re: Błędy Waszych rodziców

: piątek, 6 lipca 2012, 16:32
autor: Nikt
No fakt, że z wiekiem zmienia się bardzo pogląd na niektóre kwestie, ale nie odbierajmy 15-latkom prawa do oskarżeń :D

PS. 19 ;)

Re: Błędy Waszych rodziców

: sobota, 7 lipca 2012, 14:02
autor: sexta_espada
Nikt pisze:No fakt, że z wiekiem zmienia się bardzo pogląd na niektóre kwestie, ale nie odbierajmy 15-latkom prawa do oskarżeń :D

PS. 19 ;)
mea culpa, nawyk :mrgreen:

Re: Błędy Waszych rodziców

: czwartek, 2 sierpnia 2012, 11:13
autor: .Anka.
W 2009 roku pisałam o Mamie i jej zasadzie powrotu dobra i zła. Jest rok 2012 i z ręką na sercu piszę: dobro jakie wyniosłam w świat wróciło do mnie. Otrzymałam pomoc, gdy jej potrzebowałam od w zasadzie obcych mi ludzi. Bądźcie dobrzy dla innych, a dobro do Was powróci.

Ojciec miał taki charakter, jaki miał. Jego słowa nic nie znaczyły. Gdy mówił "kocham cię" to wieczorem było "zabiję cię, bo jesteś dziewczynką, a nie chłopcem", "tatuś ci kupi, kupi ci", a potem "nie, kxxxx, nic nie dostaniesz". Jego postawa wzbudziła we mnie bunt. Bunt obietnicy. Gdy obiecuję, gdy używam tego słowa "obiecuję, że..." to MUSZĘ dotrzymać złożonej obietnicy. Muszę, bo słowa się dotrzymuje.
Kiedyś komuś obiecałam milczenie. Ta osoba po pewnym czasie sama chciała, abym złamała obietnicę i wygadała coś komuś obcemu w wirtualnym świecie. A gdy pójdę np. do lekarza - mogła przekazać informacje. Z czystej nadgorliwości, lub ostrożności (zależy jak na to patrzeć) postanowiłam przemilczeć coś u lekarza. Wolałam powiedzieć o czymś obcej osobie z internetu. I zaczynam odczuwać ulgę. Nie z "wypaplanej" informacji, a z faktu, że po pierwsze dostałam przyzwolenie, po drugie sekret ze względu, że mnie bezpośrednio dotyczył uwierał.

Błędem ojca było to, że nie nauczył mnie, że można ufać, można wierzyć w drugiego człowieka. I choć Mama mi to wpajała, przykład ojca górował. Chcę zacząć przestać się bać, ufać. I chcę iść przez życie z ideą chrystianizmu, którą Mama mi wyznaczyła. Nie będzie łatwo, ale jak powiedział Tosżek: "nie, nie umiem", a "nauczę się"!
Więcej zaufania!

Re: Błędy Waszych rodziców

: czwartek, 2 sierpnia 2012, 15:10
autor: panterkamrauu
Są dwie rzeczy które mogę zarzucic mojej mamie w wychowaniu
1. Dawała mi wszystko co chce. Przez to zawsze miałam przebłyski rozpieszczonego bachora. Do tej pory czasami mi się do zdarzy, ale próbuje nad tym panować.
2. Nie poświęcała mi tyle czasu ile ja chciciałam i potrzebowałam od niej. Byłam dzieckiem, które potrzebuje mnóstwo czasu spędzoneo razem, mnóstwo rozmów, mnóstwo czułosc. Myślę,że dostawałam normalną dawkę, ale potrzebowałam jej więcej.

Oprócz tego myślę,że zostałam wychowana na porządnych ludzi ;) Mam 18 lat :roll: , może to młody wiek na taką ocenę,ale myślę,że mogę sobie pozwolic,bo pomimo tak mlodego wieku jestem juz bardzo usamodzielniona. Pozdrawiam :) :*

Re: Błędy Waszych rodziców

: sobota, 1 września 2012, 13:03
autor: Jagolajda
haha, jestem błędem :D
A tak na serio, to widzę wyraźnie, że moi rodzice popełnili sporo błędów w moim wychowaniu. Przede wszystkich pierwszą rzeczą, której nigdy nie chciałabym zrobić mojemu dziecku (jeśli będe je mieć) to niedowartośniowywanie. Moi rodzice (mama najbardziej) nigdy nie chwalili mnie za drobne sukcesy, nie potrafili mnie podbudować wtedy, kiedy miałam typową czwórkom depresję, twierdziłam, że jestem beznadziejna, nie chciało mi się żyć. Zamiast tego przyznawali mi rację, niby żartem mówiąc, że nic nie umiem i powinnam się wziąć do roboty. Nigdy nie usłyszałam od mamy zdania " jesteś wspaniała, nie martw się, wszystko będzie dobrze". Zawsze było tylko: "to twoja wina, to z Tobą jest coś nie tak". Oczywiście wiem, że myślała o mnie zupełnie inaczej, po prostu uważała to za środek wychowawczy, myślała, że mnie tym zmotywuje, a tymczasem jeszcze bardziej spychała mnie na dno. Teraz, nawet jeśli zrozumiałaby swój błąd, jest już za późno, ponieważ przez to stałam się tak zamknięta w sobie i niedowartościowana, że po prostu nie potrafię już rozmawiać z mamą jak z człowiekiem i każdą pochwałę odbieram jako litość i kpinę.
Przykład? Rodzice niby zachęcali mnie do czytania książek, słuchania muzyki, oglądania filmów, ale kiedy odkryłam jakąś "perełkę" i miałam ochotę o tym porozmawiać, zbywali mnie tym, że zamiast czytać i oglądać głupoty, może bym się trochę pouczyła.
Dobija mnie też naiwność rodziców, ogólnie dorosłych. Onie wszyscy myślą, że nastolatki to jeszcze głupie dzieci, nic wiedzą, o niczym nie chcą wiedzieć. A tak naprawdę często jest właściwie na odwrót. Nastolatek w wieku 15/16 lat jest już w większości w pełni świadomy otaczającego go świata i nie powinno się go bronić przed takimi jego aspektami jak: seks, narkotyki, przemoc, śmierć, cierpienie, miłość, bo nastolatek chce i potrzebuje o tym rozmawiać. Ale nie na zasadzie pogrożenia paluszkiem i powiedzenia: "nunu, nie wolno". To powinna być ciepła, oparta na przyjacielskich relacjach rozmowa. Niewiele dorosłych to potrafi. Moi rodzice nie byli wyjątkiem. Mama rozmowę o pierwszej miesiączce i innych "kobiecych sprawach" zbyła wtłaczając mi do mózgu wiedzę z podręcznika biologii, o seksie ze mną nikt nie rozmawiał ( kiedy w trzeciej klasie podstawówki po raz pierwszy usłyszałam to pojęcie, dowiedziałam się że to brzydkie słowo), o miłości tym bardziej, o narkotykach i problemach młodzieży dowiedziałam się tylko tyle, że to złe i brzydkie, oraz, że wszyscy narkomanii to głupcy. Musiałam więc wszystkiego dowiedzieć się sama.
Ale to również nie pasowało moim rodzicom, bo uważali, że skoro nie uświadomili mnie sami o takich sprawach, więc nie powinnam o nich nic wiedzieć. A tymczasem już w czwartej klasie podstawówki wiedziałam praktycznie wszystko o seksie i zaczytywałam się w historiach narkomanów i tzw. "trudnej młodzieży". Rodzice chyba wiedzieli o tym, że ja wiem, ale udawali, że nie wiedzą i tak błędne koło się zamykało :D Tymczasem w wieku dojrzewania bardzo potrzebowałam rozmowy i wsparcia na te tematy, bo ponieważ wiedziałam już o nich sporo, roztrzęsałam właśnie ich filozoficzną i etyczną stronę. Rodzice uważali natomiast, że jestem za mała na takie rzeczy i ciągle dziwili się, dlaczego jestem taka smutna...
Doskonałym przykładem jest sytuacja sprzed paru dni. Miałam ochotę obejrzeć sobie "Zieloną milę", bo dużo słyszałam o tym filmie i lubię taki obrazy z przesłaniem. Zostałam poinformowana, że film jest dla mnie za straszny i nie powinnam go oglądać, bo będe się w nocy bać. Kiedy po obejrzeniu filmu przeryczałam pół nocy i miałam ochotę sobie coś zrobić, usłyszałam tylko, że mama miała rację i, że dzieci nie powinny oglądać takich strasznych rzeczy. Byłam wściekła, bo zrozumiałam, że jedyną walką dorosłych ze złem tego świata jest odciąganie od niego nastolatków, podczas gdy wystarczyła by zwykła, szczera rozmowa. Dorośli mogliby się wreszcie przekonać, że nastolatki nie są wcale takie głupie, na jakie wyglądają i często rozumieją o wiele więcej od nich...
Mogłabym jeszcze długo o tym pisać, ale przerwę teraz, bo i tak porzuciałam wszelką nadzieję, że komukolwiek będzie się chciało to przeczytać :)

Re: Błędy Waszych rodziców

: czwartek, 6 września 2012, 23:41
autor: Friendofafriend
Błędy moich rodziców? W zasadzie nigdy nie czułam, że w ogóle mam rodziców. Do 7 r.ż. mieszkałam z babcią, której to zawdzięczam wiele z obecnych, czwórkowych patologii. Rodzice rozwiedli się, kiedy miałam 3 lata. Dla ojca zawsze byłam tylko zabawką, o której od czasu do czasu sobie przypominał. Nie widziałam go od przeszło 10 lat.

Całe dzieciństwo bawiłam się sama (mam niezwykle bujną wyobraźnię, więc dwie kredki mogły zapewnić mi zajęcie na cały dzień). Nigdy nie miałam możliwości kontaktu z rówieśnikami. Spędzałam czas wyłącznie z dorosłymi. Mam 20 lat, a tak naprawdę czuję się dużo, dużo starsza. Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na bycie "głupim, beztroskim" dzieckiem. Zawsze byłam dorosła.

Gdy zamieszkałam sama z mamą, mając jakieś 7 lat, byłam wtajemniczana we wszystkie jej problemy: finansowe i emocjonalne. Mama cały czas pracowała non-stop, żeby było "na wszystko". Dawała mi wszystko - zwykle to, czego wcale nie chciałam. Schemat zawsze ten sam: poświęca się, żeby dać mi to, co uważa za niezbędne, potem szantażuje, wzbudzając poczucie winy. Nie mogę się z nikim umówić, bo ona się nie umawia, nie mogę mieć znajomych, bo ona nie ma, itd. Prawie codziennie słyszę, że zniszczyłam jej życie.

Byłam zawsze zamknięta w złotej klatce. Czułam się mamy własnością, dłużnikiem, winnym. Musiałam być idealna. Nie mogłam popełniać błędów. Zaczynając od przedszkola, na studiach kończąc nie potrafiłam bawić się z innymi, bo byłam za poważna, za odpowiedzialna, za bardzo zmartwiona awanturą czy długami. Za każdy kontakt z kimś obcym prędzej czy później musiałam zapłacić gigantycznym poczuciem winy.

Od maleńkości ukrywałam wszystko na czym mi zależało, żeby nie było na mnie "haka". Z nikim nie rozmawiałam. Wszystko co było dla mnie cenne musiało zostać wyśmiane i zniszczone. Przez prawie 20 lat prowadziłam 2 życia: jedno swoje, ukryte, a w drugim spełniając mamy oczekiwania, bo przecież poświeciła dla mnie życie. O samobójstwie zaczęłam myśleć mając 8 lat. Pierwszy raz próbowałam w wieku 13 lat. Zawsze na różne sposoby się okaleczałam. Byłam zmuszana do jedzenia (rzygałam jak kot min. raz na dobę) i mam o to duży żal. Nigdy nie jem przy ludziach, bo jedząc czuję się brudna.

Poszłam dla "rodziny" na ciężkie studia, których nienawidziłam. Miałam piekiełko na uczelni, w domu i na treningach, bo nigdzie nie byłam już w stanie spełniać ich oczekiwań i byłam z tym zupełnie sama. Zaczęłam ćpać i już zupełnie obojętnie mogłam patrzeć jak wszystko się wali. Rzuciłam studia i treningi.

Oto w telegraficznym skrócie moje słodkie dzieciństwo :] Sama nigdy nie chciałam i wiem, że nie będę mieć dzieci. Jednak z pewnością, nigdy nie zmuszałabym ich do bycia kimś kim ja chcę, żeby były. Każdy ma prawo do własnego życia. Jeżeli już się dziecka nie wyskrobało w porę, to nie wolno kazać mu być winnym za to, że żyje.

Re: Błędy Waszych rodziców

: niedziela, 25 listopada 2012, 13:13
autor: Lavender
Z tego co widzę, charakter Czwórek wynika raczej ze złego dzieciństwa... to sprawia, że czuję się jeszcze bardziej winna swojej natury. Tak naprawdę nie mam żadnych powodów, bo miałam wspaniałe dzieciństwo, rodzice dawali mi wszystko, czego chciałam. Może jedyny błąd to przelewanie na mnie własnego poczucia wyższości, które we mnie także już jest głęboko zakorzenione. Jednak oprócz tego miałam miłość, uwagę, wszystko. Tak naprawdę powinnam być wesołym lekkoduchem. Nie mam pojęcia, gdzie coś nie zabanglało.

Re: Błędy Waszych rodziców

: niedziela, 24 marca 2013, 23:08
autor: kangur
przypadkiem odkryłam, że to nie rodzice są wszystkiemu 'winni', a rodzeństwo, które interesowało się mną do momentu kiedy zaczęłam mówić. Różnica wieku nie byłą aż tak duża, żeby nie móc się za mną bawić, a jednak zawsze tworzyli własną trójkę do której mnie nie dopuszczali. Pewnie dlatego tak bardzo już od przedszkola przywiązywałam się do przyjaciół i najchętniej spędzałabym z nimi cały dzień. Od rodzeństwa tego nie otrzymałam, zawsze byłam tą najmniej lubianą , nieśmieszną i tak dalej :| .

Re: Błędy Waszych rodziców

: poniedziałek, 25 marca 2013, 12:34
autor: duplo
Ja z perspektywy czasu widzę, że posiadanie licznego rodzeństwa to coś wspaniałego. Coś jak sojusz przeciwko całemu światu. Ale wiadomo, nie było lekko - też powstawały między nami "grupki", niedopuszczanie młodszych do siebie. Jak byłam mała, to starsza siostra wyrywała mi włosy z głowy bo zazdrościła mi tego, że wszyscy wokół się nimi zachwycają.

Prawdopodobnie urodziłam się z genem czwórki, ostatnio znalazłam notatki nauczycieli z przedszkola i było tam napisane że raczej nie integruję się z grupą, jestem zamknięta w sobie i wolę wszystko robić samodzielnie. Ale rodzice również przyczynili się do mojej mrocznej strony 4, w późniejszych latach.

Od dziecka starzy stosowali swoją własną tabelę kar za przewinienia - np. za stłuczenie talerza 10 "pasów", za nieodrobienie pracy domowej bicie gumą, najwyższy wymiar kary to pranie kablem. Za płakanie również się obrywało (np. ojciec w afekcie potrafił bić dopóki nie przestaniemy płakać i krzyczeć co jest dosyć trudne kiedy ma się zdarte dwie warstwy skóry). To tylko jeden z błędów rodziców.

W wieku 12 lat ojciec wyprowadził się do jakiejś dupy zostawiając mnie i moje siostry z chorą na schizofrenię matką. Musiałyśmy znosić jej krzyki, tłuczenie talerzami, darcia na całą ulicę, nałogowe szukanie podsłuchów i kamer po całym domu. Oczywiście żywicielem naszej rodziny był ojciec więc jak nas zostawił to nie było co jeść. Matka sprzedawała nasze pamiątki z komunii i książki by mieć na papierosy, a sąsiadzi z litości dawali nam jakieś jedzenie.
Po paru długich latach moja matka odkryła instytucję pt. sąd i zawalczyła o alimenty. Wtedy ojciec wpadał do domu co jakiś czas na kontrolę. Gdy zobaczył że zaczęłam się malować to wyrzucał wszystkie moje kosmetyki, ciął ubrania bo twierdził że dziewczynie w moim wieku przystoi chodzić w worku na ziemniaki a nie w spódniczkach i że on mi taki worek kupi. Jak się buntowałam jego poglądom to brał nożyczki i ciął mi moje piękne, długie włosy. Istny terror.
Całe gimnazjum przekoczowałam mieszkając u jakiejś patologii (rodzice udawali że tego nie widzą, tak było im łatwiej).
Co do matki to swoją jedynkowością perfekcjonizmem i wieczną krytyką wprowadziła mnie i moje siostry w ostre kompleksy. Starsza patologicznie się obżera, ja pomimo swojej anemicznej (od dziecka) wagi mam ostry lęk przed przytyciem (kiedyś miałam nawet epizody bulimii), no i takie ogólne niedowartościowanie jest :P
Najgorzej wszystko przeżyła starsza siostra, szósteczka. Od wielu lat cierpi na dystymię, nerwicę i inne duperele, od stresu straciła połowę włosów, dopiero ostatnio zaczęła brać leki.
Ja jako czwórka mam twardszą dupę, w pewnym sensie. Jak coś złego się dzieje to zamykam się w swoim świecie i udaję, że mnie to nie dotyczy. Mam coś na kształt znieczulicy społecznej, nie ruszają mnie problemy innych ludzi a wręcz traktuję je ze sporą dawką cynizmu.

Re: Błędy Waszych rodziców

: poniedziałek, 25 marca 2013, 15:37
autor: Snufkin
Dziwne bo ja odniosłem wrażenie, że pochodzisz z tzw. dobrego domu jakichś nowobogackich...Generalnie sprawiasz wrażenie całkiem normalnej i pozytywnej, jakby nie było widać tych wszystkich problemów które opisałaś.

Re: Błędy Waszych rodziców

: poniedziałek, 25 marca 2013, 15:59
autor: Ceres
Byś się Snufie zdziwił, jakbyś się dowiedział, co kto przeżył, a jakim jest teraz człowiekiem..

Re: Błędy Waszych rodziców

: poniedziałek, 25 marca 2013, 19:04
autor: duplo
Snufkin pisze:Dziwne bo ja odniosłem wrażenie, że pochodzisz z tzw. dobrego domu jakichś nowobogackich...
Nigdy nie kojarz dobrego domu z zarobasami. I nie wiem, na jakiej podstawie twierdzisz że z takiego domu pochodzę (w zasadzie to mój stary jest ustawiony i zarobiony. Ale tylko on, nie ja).
Snufkin pisze:Generalnie sprawiasz wrażenie całkiem normalnej i pozytywnej, jakby nie było widać tych wszystkich problemów które opisałaś.
Bo człowiek jest do pewnego stopnia istotą ktorą da się sformatować. Wiadomo, zostają jakieś traumy (przemoc fizyczna - w dorosłym życiu pociąg do agresywnych partnerów, urojenia schizoidalne matki - paranoje i nieufność wobec ludzi, tępiona przez ojca kobiecość - brak poczucia swojej stałej wartości jako kobieta, unikanie bliskości mając na nie ogromne zapotrzebowanie, i tak mogłabym w nieskończoność wymieniać zależności przyczynowo-skutkowe).
Ale po co robić z siebie skrzywdzonego przez życie ponuraka i udawać, że nie ma się na nie wpływu bo "ci i ci takie doświadczenia mi sprezentowali, więc to wszystko ich wina że na dzień dzisiejszy nie mogę tego i tego i chój". To ja decyduję, przez jakie filtry patrzę na rzeczywistość i nikt nie zrobi ze mnie napiętnowanej czy skazanej.
Zresztą inni mają gorzej, moje przeżycia przy ich doświadczeniach to pryszcz. Co przykre dotyczy to wielu polskich domów, w których króluje alkohol i patologia.