Absynt, ja już Ci parę razy mówiłam, żebyś sobie typowanie mnie odpuścił, ale nie, Ty dalej musisz to ciągnąć. Nie pisałam w tym temacie po to, żeby znowu rozkminiać czym to ja jestem, a czym nie jestem, tylko dlatego, że spodziewałam się tutaj odrobiny zrozumienia. A nie założyłam tematu u Czwórek, bo tam raczej byłaby reakcja: "ojaaa też tak mam, nikt mnie nie rozumie, świat jest zły, wszystkich nienawidzę łeeeeeeeeeeee", a ja takich odpowiedzi nie chciałam nie dlatego, że one mnie denerwują, tylko dlatego, że sama mam to w głowie, natomiast tutaj zauważyłam, że Szóstki pomimo paranoi wypowiadają się dość merytorycznie, nie użalają się tak bardzo nad sobą i pod innym kątem spoglądają na ten problem, i uznałam, że takiego spojrzenia mi trzeba.
Jak kiedykolwiek będę chciała usłyszeć Twoje zdanie na temat mojego typu, to napiszę w
odpowiednim do tego temacie.
Absynt pisze:
I tu pewnie tez sie zgubisz bo odnajdziesz w sobie te same cechy, po czym odnajdziesz inne, zaprzeczysz i w kolko Macieju... "Kim ja kur.wa jestem?!". Skad ja to znam
.
Dlatego też czasem w desperacji człowiek chwyta się tożsamościowej brzytwy, mówiąc sobie po prostu "jestem borderlinem", za co ostatnio zostałam tak skopana. Ale nie mówmy już o tym, bo i tak jak zwykle do niczego nie dojdziemy, tylko usłyszę wyliczankę tego, że za dużo myślę.
___________
A wracając do tematu....
qqq pisze:Jeśli jeśli jeśli to wynika z tego, że na tych ludziach Ci wyjątkowo zależy to nie stawiaj ich takim zamartwianiem się ponad siebie. W zdrowej koleżeńskiej czy tam przyjacielskiej relacji powinniście być na równi.
No właśnie tak jest, że wynika to z tego, jak bardzo mi na kimś zależy, bo różne negatywne opinie osób trzecich (a ostatnio jest ich sporo) coraz częściej po mnie spływają - nie mam po prostu siły się na nich skupiać.
A stawiam siebie niżej od innych, bo często mam wrażenie, a w zasadzie to jestem pewna, że tak naprawdę to ja ich bardziej potrzebuję niż oni mnie, dlatego czuję się być na niższej pozycji. I to mnie w sumie bardzo boli, bo mam wrażenie, że osoby, bez których ja nie umiem żyć bardzo dobrze by sobie poradziły beze mnie, a może nawet radziłyby sobie lepiej, niż ze mną. A najlepsze jest to, że w rozmowach z tymi osobami za żadne skarby się do tego nie przyznam i jeszcze ściemniam, że ja liczę tylko na siebie, i że jestem samowystarczalna... A to chyba dlatego, że nie chcę, żebyś ktoś się zorientował, że jestem niżej. Heh, udaję, że nikogo mi nie potrzeba, a w rzeczywistości jest odwrotnie.
Absynt, czy ty jesteś świadomy tego, że bombardujesz Se potencjalnego Se polara i skutek może być dokładnie odwrotny do zamierzonego? ;dd
No tak, a ja jak zwykle nie rozumiem tego waszego szyfru ;d
Rinn pisze:Rzecz w tym, że osoba, którą dręczy coś takiego, wątpi w swoją percepcję rzeczywistości. Wątpi w to, że może takie sygnały dostrzec i odpowiednio zinterpretować. Stąd taka panika.
Otóż to.
To jest o tyle trudne, że pytanie o to oznacza wypowiedzenie swoich obaw na głos, a wtedy wydają się one kompletnie absurdalne, mimo że wciąż silnie oddziałują na umysł. To budzi bezradność, człowiek czuje się jeszcze głupszy, jeszcze gorszy, jeszcze bardziej gardzi sobą we własnych oczach. A do tego dochodzi podejrzliwość, bo przecież to, że ktoś powiedział, że nic nie szkodzi, nie znaczy, że naprawdę tak myśli, może myśleć zupełnie odwrotnie itp., itd.
Dokładnie tak, a na dodatek jeszcze pozostaje paniczny lęk, że usłyszę nie to, co chciałabym usłyszeć, że moje obawy mogą się potwierdzić, a tak to mogę się jeszcze trochę połudzić... Bo nie wiem, jak u innych, ale w moim przypadku obok przekonania, że ktoś jest przeciwko mnie, z drugiej strony stoi przekonywanie siebie, że pewnie przesadzam, takie łagodzenie tego... Tylko to jest taka wewnętrzna kłótnia dwóch głosów w głowie: do lewego ucha jeden mi krzyczy, że przesadzam i wszystko jest dobrze, a drugi krzyczący do prawego ucha, że wcale nie jest, że tamten mnie oszukuje, bo chce zrobić ze mnie idiotkę, a ten krzyczący do lewego mówi mi wtedy, że to on ma rację, a tamten chce mnie tylko zdołować i wpędzić znowu w kolejne załamanie nerwowe i tylko o to mu chodzi, a wtedy odzywa się ten drugi, że po prostu mówi prawdę, że czas spojrzeć realistycznie na to i przestać się łudzić, a ten pierwszy na to, że to wcale realistyczne nie jest, na co drugi, że co ten pierwszy może wiedzieć o realizmie, skoro żyje w wiecznej utopii, a pierwszy wtedy, że co ten może wiedzieć o realizmie, skoro żyje w wiecznym koszmarze...
Dokładnie tak. W takich rozważaniach myślimy sobie jako o tych gorszych, tych godnych pogardy, w przeciwieństwie do wszystkich innych.
No właśnie, ale najdziwniejsze jest to, że wydaje mi się, że w przeciągu roku udało mi się trochę swoje poczucie wartości podbudować, staram się częściej powtarzać sobie pozytywne rzeczy o sobie, i nie tylko sobie, bo również staram się częściej mówić o swoich zaletach niż o wadach innym, a mimo to jak dochodzi co do czego, to jestem w swoich oczach niewartym zainteresowania gównem... Ech.
boogi pisze:impos animi pisze:Innym razem siostra opowiadała mi jak na uczelni koleś się do niej przyczepił i mówiła, że idzie się uczyć do biblioteki, a on nachalnie szedł za nią i pierwsze co, to przyszła mi do głowy sytuacja, kiedy ja byłam z kimś na spacerze, rozpadało się, on musiał pisać pracę i mówi, że trzeba się zbierać, na co ja że dobra to go odprowadzę, i od razu zaczęłam się zastanawiać, że może byłam tak samo nachalna jak ten koleś z uczelni, może on chciał sobie sam wrócić, a ja go namolnie odprowadzałam...
Miewałem tak. Zauważyłem to u siebie i zadałem sobie pytanie: WTF?!? Doszedłem do wniosku, że się czepiałem innych, bo się czułem samotny, i po prostu innych potrzebowałem by mnie po główce pogłaskali, byli przy mnie, bo wtedy będę szczęśliwy.
Aha, czyli to tak naprawdę nie była z mojej strony paranoiczna interpretacja, tylko ja naprawdę w ten sposób się narzucałam? :[
A co do reszty postu, bez urazy Boogi, ale Ty chyba nie rozumiesz o co tu chodzi. Może właśnie tutaj projekcję stosujesz.