8 i życie towarzyskie

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Paweu
Posty: 297
Rejestracja: czwartek, 20 maja 2010, 00:31
Enneatyp: Perfekcjonista
Kontakt:

8 i życie towarzyskie

#1 Post autor: Paweu » wtorek, 14 września 2010, 14:37

Taka mnie myśl naszła, jak to jest. 8 jest typem lubiącym towarzystwo ale czy jesteście otwarci na poznawanie innych ludzi czy wolicie towarzystwo wypróbowanych znajomych? Potraficie bez problemu nawiązać nowe znajomości, zagadać z kimś i szybko się otwierać czy raczej jesteście zdystansowani, powściągliwi i "badacie grunt"? Nie było chyba jeszcze takiego tematu na forum, więc może się z tego zrobi ciekawa dyskusja. I fajnie jakby wypowiadały się nie tylko 8 ale też inne numerki, jakie one miały wrażenia poznając Ósemki :wink:


Podobno 1w9 LIE

Namida
Posty: 12
Rejestracja: piątek, 25 czerwca 2010, 20:23
Enneatyp: Entuzjasta

Re: 8 i życie towarzyskie

#2 Post autor: Namida » wtorek, 14 września 2010, 16:56

Kolegę 8 najprościej opisałabym jako włóczykija, który jest w stanie poznać praktycznie każdego, kogo chce - pierwsza moja myśl, gdy poznaliśmy się? 'Skurczybyk jest strasznie pewny siebie' :lol:
Z początku otwarty, choć po czasie był w stanie uznać, że 'powiedział o sobie nieco za dużo', więc postawił na wspomniane badanie gruntu.

Awatar użytkownika
lasuch
Moderator
Posty: 731
Rejestracja: sobota, 15 maja 2010, 10:50
Enneatyp: Szef
Lokalizacja: Bydgoszcz

Re: 8 i życie towarzyskie

#3 Post autor: lasuch » wtorek, 14 września 2010, 22:15

Zazwyczaj nie staram się nikogo poznawać, ale zdarzają się sytuacje że trzeba i wtedy radzę sobie bardzo dobrze. Największy problem sprawia mi chyba ten 'pierwszy krok' kiedy trzeba podejść, zacząć rozmowę i nie wyjść na idiotę :D jak się wymyśli coś ciekawego i osoba w miarę pozytywnie nastawiona, to potem płynę jak po maśle ;)
Tak było na rozpoczęciu, na studiach. Większość znała już kogoś, albo były jakieś paczki (nie było mnie nawet na spotkaniu organizacyjnym) a ja zupełnie sam, jak palec :D no więc myślę sobie, kurde trzeba to zmienić, bo będę przez cały czas jak taka pała sam, a wiadomo na studiach w kupie siła :D no i okazało się, że po pewnym czasie jako jedyny spajałem całą swoją grupę na roku, żadnych wypadów nie było dopóki sam nie zarzuciłem propozycji. Fakt jest taki, że jeżeli kogoś nie znam, to ciężko jest się przełamać, trochę jest to stresujące dla mnie, ale jest coś w stylu 'a raz się żyję, zagadam' no i potem jest już zdecydowanie lepiej.

Ogólnie nie zagaduję obcych dziewczyn w klubach, nie zaczepiam ludzi na ulicy żeby porozmawiać...no chyba, że jestem w naprawdę świetnym humorze, to wtedy czuję taki napływ energii, że nie mam z niczym kłopotów, ale to się zdarza raz na jakiś czas :P

Z kolei gdy ktoś zagaduje do mnie, to zazwyczaj nie jest zawiedziony, bo rzadko kiedy kogoś spławiam. Daje mu szansę, samemu się też staram żeby rozmowa się kleiła ;)

Edit: @up mnie też niektórzy nazywają włóczykijem, ale to ze względu na moje włosy :D
8w7 SLE-Ti

Awatar użytkownika
Mietła
VIP
VIP
Posty: 977
Rejestracja: wtorek, 22 września 2009, 16:23
Enneatyp: Szef

Re: 8 i życie towarzyskie

#4 Post autor: Mietła » środa, 15 września 2010, 20:51

A u mnie wszystko zależy od nastroju...

Jeśli mi się chce i aktualny humor na to pozwala, to potrafię się dogadać niemalże z każdym (oprócz zadufanych mruków, do tych nigdy nie mam cierpliwości). Żeby było łatwiej, to zaczynam powielać gesty, ton, częściowo słownictwo rozmówcy (to tylko w przypadku niektórych osób), jednak w większości przypadków nie muszę tak robić, po prostu sobie gadam na luzie i jest ok.
Z tego co mi ludzie później mówią, zależnie od tego, w jakim jestem nastroju i jakie mam do rozmówcy nastawienie, sprawiam pierwsze wrażenie albo pozytywnie nastawionej idiotki (coś w stylu "Hejka, jestem Mariolka!", po wejściu na inny temat niż pogoda wrażenie się ponoć zaciera), albo gbura niemiłosiernego (jakby to dawna koleżanka określiła "rany, już myślałam, że nigdy się nie pozbędę o tobie wrażenia, że jesteś takim wstrętnym ogórkiem"; z taką opinią już muszę powalczyć troszkę dłużej...) ;)
Inaczej ma się kwestia, kiedy wchodzę w nowe otoczenie i jest dużo nowych twarzy. Mogę sobie siedzieć i się nie odzywać bardzo długo. Z jedną, czy dwoma osobami sobie radzę szybko, ale jak jest ich więcej, to potrzebuję więcej czasu, żeby poczuć się pewnie. A jeszcze jak ci ludzie się znają dobrze i długo - brrr...

To, co wyżej napisałam odnosi się do sytuacji, kiedy zostaję z kimś zapoznana. Bo sama z siebie do obcych nie zagaduję. Nie mam takiej potrzeby, ani specjalnej ochoty zostać odebrana jako narzucająca się lala. Poza tym, wychodzę z założenia, że jeśli ktoś będzie chciał się do mnie odezwać, to to zrobi.

Towarzystwo generalnie mam dość duże i wciąż powiększające się. Wolę trzymać się z tymi samymi ludźmi, tak jak napisalam: wchodzenie w całkiem nowe towarzystwo to dla mnie nic przyjemnego. Jak przyjechałam na studia, to w nowym mieście byłam samiuteńka. Z perspektywy czasu twierdzę, że było warto i na nic innego bym moich Ciapków z uczelni nie zamieniła, ale wtedy do śmiechu mi nie było (szczególnie, że pierwszy rok upłynął mi pod hasłem "jestem autsajderem, nie potrzebuję ludzi do szczęścia" - oj źle było wtedy ze zdrówkiem enneagramowym, oj źle).

W moim przypadku dziwne jest to (albo to inni są dziwni, sama se ne wiem), że czasem mam za sobą przegadany cały wieczór z jakąś osobą, a potem traktujemy się z tą osobą tak, jakbyśmy się nie znali. Dla mnie to jest ok - ale zawsze zastanawiam się, jak ludzie po jednej rozmowie mogą witać się jak starzy przyjaciele. Trąci mi to lekko sztucznością, ja się w takie coś nie bawię.

A wiecie, co mnie denerwuje najbardziej? Jak mi ktoś uściska rękę, jakby miał zaraz zemdleć (szczególnie u facetów tego nie lubię) na dzień dobry. Resztki nadziei zmuszają mnie do wymiany kilku zdań, ale już bankowo nie będę się silić na zdobycie dobrego kontaktu z takim zdechlaczkiem.

Pablo
Posty: 1892
Rejestracja: piątek, 11 stycznia 2008, 00:12
Enneatyp: Szef

Re: 8 i życie towarzyskie

#5 Post autor: Pablo » sobota, 25 września 2010, 11:42

Życie towarzyskie.... Nigdy nie byłem kolesiem który leciał od razu z otwartymi ramionami do ludzi i będąc z jakiejś grupie chciał się od razu wkręcać - wręcz przeciwnie, najpierw potrzebowałem popatrzyć kto jest kim i potem robić krok. Ale trudniej jest się wkręcić w grupę która jest już zgrana bo zazwyczaj ludzie nie są pod wpływem takiej grupy sobą - na początku jak się ona formuje to tak, ale potem już jak sie znają lepiej - na ogół nie.
Z drugiej strony też nigdy nie byłem wyizolowanym całkowicie od otoczenia gostkiem. Tzn. w pewnym okresie życia (14-17) lat tak, ale wiązało się to wtedy i z wyjątkowo wrogim otoczeniem i potem z niezła deprechą i krokami w mocno niezdrowym kierunku - człowiek był jak bomba atomowa. Potem to przeszło ale wiem z tego tyle że życie w całkowitym oderwaniu od innych jest jak trzeba z życiem brać się za łby cholernie ciężkie. Osłabia - powoduje paranoje (a co za tym idzie uśpioną wrogość), poczucie zagubienia i odizolowania od wszystkiego. Jeden z błędów młodości - teraz nawet jak czasem jestem w takiej sytuacji to mam świadomość że nie jest ona dla mnie takim zagrożeniem jak te 15 lat temu i reaguję na to o wiele spokojniej niż wtedy.

W sumie to nigdy nie miałem problemów typu podejść i zagadać do kogoś, ale po tamtym okresie wiem że o ile można wogóle nie mieć problemów z 1 krokiem to można mieć problem żeby wogóle z kimś o czym móc pogadać, rozmawiać z nim tak, żeby chciał następnej gadki i nawiązać jakiś dobry kontakt który się w czasie potem rozłoży i nie brać do siebie zbyt wiele
Rada dla "nieśmiałych" zakompleksieńców (nie mam na myśli Ciebie Mem ;) ) - nieśmiałość sama w sobie to nie problem (u wielu łączy się z zajebiście bogatą osobowością i zainteresowaniami [5-tki, 6-tki, 4-ki też zresztą czasem] a może mieć masę różnych podstaw nie tylko w obawie przed rozmową z kimś obcym ale wogóle w tym że nie z każdym da się porozmawiać a rzadko zdarzają się i na tyle ogarnięci życiowo ludzie i na tyle bezpośredni że z każdym praktycznie udaje im się gadać - poza tym, moim zdaniem - nie do to trzeba dążyć) Nie każdy może mieć też uniwersalny charyzmatyczny sposób bycia działający jak magnes na innych - jak tego nie masz to nie przejmuj się, nie musisz mieć - nie jesteś skazany przez to na same ochłapy w kontaktach z innymi - paiętaj że sam wybierasz z kim się zadajesz.

W ciągu ostatnich 3 lat zmieniło się u mnie trochę. Studia skończone, stare grupki studenckie się poluzowały, ludzie zaczęli się zaręczać, hajtać - mnie też się niektóre priorytety trochę pozmieniały.Był to okres przejściowy trochę smętny przez pewien czas, ale jakiś czas temu okolicach ostatniego sylwestra zjechała się zgraja znajomych mojej kumpeli ze studiów o trochę podobnym klimacie jaki w mojej grupce studenckiej był. Ale jakoś tak jak pobyłem z nimi ten tydzień na wyjeździe to.... kxxxx wyrosłem przez te 3 lata z wielu rzeczy. Z chlania, z ciętych wygłupów, z nieodpowiedzialności za to co się gada i czasem robi - mimo że żadnego z nas to nie urażało jakoś nie chcę do tego wracać, nie te czasy - mam to już za sobą.

Jak sobie tak przemyślę to gdzie bym w życiu na dłużej nie polazł - czy do pracy, czy na jakieś 2 miesięczne szkolenie, czy na studia, czy w jakąś grupkę związaną z moimi zainteresowaniami - prawie za każdym razem poznawałem tam 1- 2 osób z którymi dało radę się dogadać. Czasem podtrzymywałem kontakt, czasem nie. Czasem wracam do tych znajomości czasem nie - ale najważniejsi są dla mnie ci ludzie których znałem najdłużej i z którymi przez ten czas i świrowaliśmy i poważnie gadaliśmy i pomagaliśmy sobie nawzajem. Co do nowych znajomości to podchodzę do nich ze średnią otwartością, najbardziej pasują mi małe grupki ludzi do 4 osób, albo kontakt 1 na 1. Żeby zaistnieć w większej musisz ją jakoś nagiąć, zwrócić na siebie uwagę w tłumie i jakoś się przebić przez innych dominantów a tego nie lubiłem z luźnych towarzyskich gadkach nigdy.

Mietełka pisze:W moim przypadku dziwne jest to (albo to inni są dziwni, sama se ne wiem), że czasem mam za sobą przegadany cały wieczór z jakąś osobą, a potem traktujemy się z tą osobą tak, jakbyśmy się nie znali. Dla mnie to jest ok - ale zawsze zastanawiam się, jak ludzie po jednej rozmowie mogą witać się jak starzy przyjaciele. Trąci mi to lekko sztucznością, ja się w takie coś nie bawię.
Zależy o czym ci ludzie z Tobą gadają ;) jak kogoś weźmie na zwierzenia bo sobie lekko popije albo nagle spotka na wydziale w masie nieznanych osób w atmosferze nieimprezowej i zacznie się wygadywać anonimowo a sama podejmiesz podobną gadkę starajac się jakoś mu pokazać ze nie jest tak źle i że może być gorzej :P to potem zazwyczaj podchodzi potem jakby Ciebie znał ;) zresztą czasem i ja tak podchodzę chociaż potem jak masz kontakt z kimś takim to jest to "pokrewieństwo od dupy strony zaczęte" i nie łączy z tym człowiekiem ponadto nic, nawet sposób bycia, humorek, poglądy nie muszą was łączyć - dlatego nigdy sam nie zaczynam gadki z kimś obcym w ten deseń.
Mietełka pisze:A wiecie, co mnie denerwuje najbardziej? Jak mi ktoś uściska rękę, jakby miał zaraz zemdleć (szczególnie u facetów tego nie lubię) na dzień dobry. Resztki nadziei zmuszają mnie do wymiany kilku zdań, ale już bankowo nie będę się silić na zdobycie dobrego kontaktu z takim zdechlaczkiem.
O ranyyyyyyyy :roll: wiem co masz na myśli :twisted: ale rzadko się tacy trafiają.

Awatar użytkownika
Paweu
Posty: 297
Rejestracja: czwartek, 20 maja 2010, 00:31
Enneatyp: Perfekcjonista
Kontakt:

Re: 8 i życie towarzyskie

#6 Post autor: Paweu » piątek, 1 października 2010, 22:27

Sam założyłem temat, a teraz siedzę cicho:P
Pablo pisze:Życie towarzyskie.... Nigdy nie byłem kolesiem który leciał od razu z otwartymi ramionami do ludzi i będąc z jakiejś grupie chciał się od razu wkręcać - wręcz przeciwnie, najpierw potrzebowałem popatrzyć kto jest kim i potem robić krok.
Mam podobnie, z tym że to ja czekam na inicjatywę. Ktoś podejdzie, zagada, to ok. Nie jestem typem człowieka który unika innych, a jeśli z kimś rozmawia to jak najbardziej zdawkowo jak tylko się da, jednak nigdy nie było tak, żebym to ja podchodził do kogoś i tak po prostu zaczynał z nim nawijać.
Jeśli już zacząłem z kimś rozmowę, to na samym początku mogę sprawiać wrażenie, że jestem małomówny czy nieśmiały, ale po prostu staram się jakoś "wyczuć" tę osobę. Jaki jest etc., przy czym staram się być maksymalnie grzeczny uprzejmy i bardzo uważam na to, żeby nie powiedzieć czegoś nie tak, nawet do przesady, ponieważ jak coś niechcący walnę to łapię paranoje że już spaliłem potencjalną znajomość. Oczywiście, jak widzę że ten ktoś jest równym, porządnym człowiekiem, to powoli się otwieram. Stopniowo, nigdy od razu, bo już to przerabiałem i wiem że nic dobrego z tego nie wychodzi.
Pablo pisze:Tzn. w pewnym okresie życia (14-17) lat tak, ale wiązało się to wtedy i z wyjątkowo wrogim otoczeniem i potem z niezła deprechą i krokami w mocno niezdrowym kierunku - człowiek był jak bomba atomowa. Potem to przeszło ale wiem z tego tyle że życie w całkowitym oderwaniu od innych jest jak trzeba z życiem brać się za łby cholernie ciężkie. Osłabia - powoduje paranoje (a co za tym idzie uśpioną wrogość), poczucie zagubienia i odizolowania od wszystkiego.
Oj tak, też to przerabiałem. Miałem okres, kiedy byłem bardzo wrogo nastawiony do wszystkich, ale też było to spowodowane tym, że nie miałem żadnych ambicji w życiu, żyłem tak z dnia na dzień. Na szczęście to już mam za sobą, ale jeszcze mi się te czasy czkają tą pozorną nieśmiałością. Jak się temu bardziej przyjrzałem to jest u mnie jeszcze ta ukryta wrogość i wiem, jak jest ona nieprzyjemna dla innych, dlatego chcę sprawić maksymalnie korzystne wrażenie i pilnuję nawet takich pierdołów jak intonacja głosu, aby wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Zauważyłem jeszcze jedną rzecz u siebie która mi przeszkadza i to bardzo, mianowicie mówienie o uczuciach. Ok, z zaufaną osobą jestem w stanie porozmawiać o niemalże wszystkim (oczywiście musimy się już kawałek czasu znać, znaczy się tyle żebym wiedział że to dobry człowiek z którym mogę takie tematy poruszać) ale jak przychodzi do relacji "więcej niż przyjaźń" to zaczynają się schody, bo nie wiem co mam powiedzieć, jak się zachować etc. Po mojemu to wiąże się z bardzo silnym Se oraz PoLR w Fe. Ech... tak mnie wzięło na rozkminki, bo niedawno rozstałem się z panną którą tak bardzo wychwalałem, puściła się z jakimś typem a ja wtedy już wydarłem ryja i wygarnąłem jej co o tym myślę, inne wpadki zresztą też jej wypomniałem. Myślę teraz o tym, czy jakbym był inny, bardziej uczuciowy, emocjonalny to czy byłoby inaczej. Ok, ze wszystkimi utrzymuję równy, życzliwy ton ale jakoś nie umiem zbytnio się rozwodzić nad "jak ja Cię mocno kocham" czy coś, w czym np. 4 świetnie sobie radzą. A jeszcze jak widzę jak niektórym ludziom przychodzi to z łatwością, jaką mają świetną intuicję w tych sprawach, jak potrafią bez oporów zagadać do nieznajomej dziewczyny to mnie po prostu załamka bierze. Echh, 8 się nad sobą użala, do czego to doszło:/
Podobno 1w9 LIE

ODPOWIEDZ