Grin_land pisze:Czy w sytuacjach normalnie wywołujących smutek zdarza Wam się odczuwać coś innego- gniew, ekscytację, lub nie odczuwać nic?
Raczej nie. Ewentualnie, mojemu smutkowi może towarzyszyć coś w rodzaju zawodu, żalu, bądź swego rodzaju bólu.
Nie wyobrażam sobie połączenia ekscytacji ze smutkiem, a złości doświadczam wyjątkowo rzadko (miałam ochotę, ale małym kłamstwem byłoby powiedzieć, że 'w ogóle' : > ).
Grin_land pisze:Czy odczuwacie smutek z opóźnieniem?
Te złe emocje niemalże nie mają miejsca w moim życiu, jednak każdemu z nas zdarza się czasem bardzo ciężka sytuacja, coś krzywdzącego i przykrego do tego stopnia, że zostajemy dotknięci i będzie nam mniej lub bardziej smutno przez krótszy, bądź dłuższy czas. Nie miałam wielu okazji do jego obserwacji, ale myślę, że smutek pojawia się u mnie od razu, jeśli po takim incydencie mam okazję zostać sama ze sobą. Jeśli jednak mam dużo rzeczy do zrobienia i atrakcji tuż po, to ten moment odsuwa się w czasie do chwili, kiedy wszystko się uspokoi i jak wspomniałam, zostanę sama ze sobą. I taki odsunięty smutek jest ofkoz słabszy, bo to wszystko gaśnie w czasie, odchodzi : )
Grin_land pisze:Czy typowe dla Was jest tłumienie nagłych i mocnych emocji, czy też nie stawiacie oporu i przeżywacie "wszystko na raz"? Czy tłumiony smutek ma na Was wpływ długofalowy?
Śmieję się głośno i nieprzewidywalnie, jeśli tylko środowisko, w którym się znajduję na to pozwala. To samo dotyczy każdej innej, dobrej emocji. Dlaczego np miałabym nie uronić łez wzruszenia lub radości, skoro cisną mi się na oczy? : >
Smutku również nie tłumię, jednak w przeciwieństwie do tych dobrych rzeczy, nie wyrażam go głośno. Mam przyjaciółkę i partnera, na których pomoc i wysłuchanie zawsze mogę liczyć w tych gorszych chwilach i za co jestem im nieopisanie wdzięczna : ) kochający ludzie są największym skarbem! Dzięki nim udaje mi się bezboleśnie pozbyć smutku, odzyskać spokój ducha, harmonię... dotyczy to chyba każdej innej, złej emocji, jeśli już we mnie wtargnie; jakiejś drobnej irytacji, albo tak rzadkiej u mnie złości.
Grin_land pisze:Czy jak byliście młodsi (zwłaszcza w okresie nastoletnim) przeżywaliście swój smutek inaczej?
Kiedy byłam dzieckiem, zdecydowanie częściej wybuchałam, po czym nagle odpuszczałam i wszystko bardzo szybko grzebałam w sobie na długo... i zaczynałam płakać. Rozpadałam się samotnie. Wiecznie płakałam.
Nadal zdarza mi się płakać, ale teraz już tylko czasem, z powodu smutku (pomijam tu płakanie z powodu radości, czy wzruszenia : p), a kiedyś był to też płacz ze złości, rozpacz z bezsilności i z powodu wielu innych, niedobrych odczuć.
Grin_land pisze:
Czy sposób przezywania smutku zmieniał się u Was przy zmianie poziomu zdrowia/rozwoju ? Jeśli macie takie spostrzeżenia- jak się zmieniał? Czy przy niższych poziomach tłumicie smutek, negujecie go, czy też przeciwnie, częściej się mu poddajecie?
Długi, wręcz bardzo długi czas plasowałam się na przeciętnych poziomach zdrowia. Często zamiast wyrażać swój smutek i wszelkie złości, które dopadały mnie wtedy zdecydowanie częściej, głębiej i na dłużej, uciekałam od nich i znajdowałam mnóstwo rzeczy do zrobienia i mnóstwo potrzebujących ludzi, co powodowało tylko tyle, że zapominałam o sobie. Chciałam za wszelką cenę przekonać siebie i innych, że jest mi dobrze, ale to nie był dobry sposób na świetne samopoczucie, bo złe rzeczy lubiły zabierać głos wieczorami, kiedy nie miałam już gdzie uciekać i w efekcie niewiele spałam. Zdecydowanie za dużo rzeczy brałam za bardzo osobiście, w gorszych chwilach jedno krzywe spojrzenie przerażało mnie do tego stopnia, że rozmyślałam nad nim i obawiałam się go przez długi czas, zadając sobie pytania, w czym zawiniłam, co zrobiłam coś źle i tym podobne.
Dziś wystarczy mi pokrzepiająca, oczyszczająca rozmowa : ) nawet sam gest pocieszenia, ciepły uścisk i poczucie, że mimo wszystko nie jestem sama.
Od ewentualnego winowajcy wystarczy mi jedno szczere "przepraszam" i właściwie od ręki jestem w stanie wybaczyć wszystko, skasować, nie pamiętać i cieszyć się, że ktoś wrócił i czuć dużo wdzięczności wobec tego.
Odkryłam tajemnicę wyrozumiałości i wybaczania. Tak jest zdecydowanie łatwiej i przyjemniej żyć : >
W sumie, jak moja przyjaciółka zauważyła, na moją poprawę składa się również to, że mój partner jest moim dualem- to od niego uczę się m.in. dystansu do świata i samej siebie.
Obecnie nabrałam więc dystansu do złych rzeczy, nie biorę ich teraz tak bardzo do siebie, potrafię się przed nimi skutecznie bronić nawet wtedy, kiedy jestem z premedytacją atakowana.
Grin_land pisze:Z jakich powodów się smucicie?
- kiedy kogoś zawiodę, sprawię mu przykrość, albo jakkolwiek go skrzywdzę
- kiedy ktoś, na kim mi zależy, jest ze mną nieszczery
- kiedy jestem bezsilna wobec czyjegoś cierpienia
Grin_land pisze:
Jeśli zauważyliście coś ciekawego związanego ze smutkiem i najlepiej powiązanego w jakiś sposób z Waszym typem o co nie spytałam- piszcie śmiało
Hm. Hm. Hm... pomyślę nad tym, bo właściwie nigdy nie skupiałam się na smutku tak bardzo, a już na pewno nie analizowałam go tak, by od ręki odpowiedzieć : >
O. Właśnie. Nigdy nie analizowałam swoich złych emocji, również smutku. Ja od nich uciekałam. Wypierałam je robieniem dobrych rzeczy, starałam się ich nie zauważać za wszelką cenę nawet wtedy, jeśli wyraźnie mnie uwierały.
Póki co, to to by było na tyle : )
I tymczasem znikam. Miłego popołudnia! : >