Strona 4 z 5

Re: Indywidualizm?

: środa, 3 lutego 2010, 18:18
autor: Pędzący Bakłażan
Koleś Twój nick wymieniły raptem 2-3 osoby.

I Ty mi tu piszesz, że wcale nie czujesz się wyjątkowy?
Popracuj nad sobą lepiej troszkę a potem dyskutuj na temat indywidualizmu.
Nie jesteś sam na świecie. :wink:

Re: Indywidualizm?

: środa, 3 lutego 2010, 21:32
autor: OMG
Czuje się :P Pędzący bakłażanie ;]

Re: Indywidualizm?

: wtorek, 9 lutego 2010, 15:45
autor: .Anka.
O! i wychodzi, że 4-ki są indywidualistami, boi coś tam czują... Coś sobie ubzdurają, coś wyolbrzymią i dlatego są indywidualistami. :arrow: :| to złośliwe ciut, a ciut z przymrużeniem oka.

Re: Indywidualizm?

: niedziela, 14 marca 2010, 22:35
autor: Rilla
Zastanawia mnie, dlaczego taka duża część z was wiąże te pojęcia "wyjątkowość", "wyróżnianie się" i "indywidualizm" razem. Dlaczego? Dlaczego obejmujecie problem indywidualizmu tak powierzchownie?
Wyjątkowy jest ten, kto się wyróżnia, prawda, ale dla każdego człowieka ktoś inny jest tym wyjątkowym. Wyjątkowy jest dla mnie ktoś, kto wyróżnia się swoją wartością. Przyjaciółka jest dla mnie kimś wyjątkowym, bo mogę się jej wyżalić bez obaw, mama jest wyjątkowa, bo przy niej czuję się w pełni bezpiecznie, itd. Nie ma jednej osoby, która byłaby wyjątkowa dla wszystkich.
Wyróżniać się można ze względu na bycie wyjątkowym, mieć wyjątkową wartość dla kogoś, lub po prostu przejawiać cechy inne od otoczenia. Wystarczy wstać w kościele, gdy wszyscy klęczą, by się wyróżnić. Wyróżnia się informatyk w grupie filologów i prawnik w grupie szalonych artystów. To, czy się wyróżniamy, zależy od tego, w jakim otoczeniu się znajdujemy. Rozumiem więc, że niektórzy z was uznaliby mnie za indywidualistkę, bo jedyna na wydziale chodzę w długiej spódnicy. :lol: Nie... chyba nie tędy droga.

Re: Indywidualizm?

: niedziela, 21 marca 2010, 07:07
autor: glutownica
Przeczytałem temat od podstaw. Rilla, bardzo podoba mi się jak piszesz, masz wiele racji. Nie będę mówił o 4 jako typie, napiszę o 4 jako o sobie, ponieważ moje 4w5 jest tak silne, że wręcz niesamowite.

Stwierdzenie o "byciu z grupą, a nie w grupie" jest w 100% trafne. Miałem w życiu sytuacje, w których wolałem oddalić się od źródła bólu (kobieta, którą nieszczęśliwie kocham, znajdująca się w grupie ludzi, z którymi czuję się jak w domu), niż zostać. W momencie, powiedzmy, spotkania i żywej dyskusji siedziałem z boku obserwując i właściwie nie włączając się w rozmowę. Jedna emocja. Zazdrość? Poczucie straty? Tak banalne i tak prawdziwe. Niemoc patrzenia i odczuwania, że jest tak blisko i jednocześnie tak daleko. Powiem szczerze, że nie zastanawiałem się i poszedłem w długą. Czułem potrzebę chwilowej samotności, wewnętrzną, w ogóle nie przyszło mi do głowy, aby myślano o mnie "patrz, jaki samotnik, ale zajebisty gość, poszedł do lasu", co było już sugerowane w tym temacie. Spacerowałem dwie godziny tłumiąc emocje i rozmyślając, dało to jednak skutek zgoła odmienny, gdyż zauważyła moje introwertyczne zachowanie i to, że jej osoba leży u podstaw. Nie rozumiała, a ja nie potrafiłem jej wytłumaczyć. Miała mi za złe, że zamiast cieszyć się ze spotkania we wspaniałej grupie, musi siedzieć ze mną i słuchać bzdur, że zepsułem jej wszystko i nie ma nawet najmniejszej ochoty wrócić do nich w tym momencie. Czwórki, jak byście się poczuły? Nie chcecie zrobić nikomu krzywdy, to Was wpierdalają do ostatniej kostki niekontrolowane myśli, analizujecie, przeżywacie, czujecie ból, po czym zamiast prostego przytulenia, "chodź, siądź obok mnie" czy czegokolwiek innego, co naprawdę załatwiło by sprawę i dało ujście magmie emocji, dostajecie po ryju. Czułem w jej stronę jednocześnie przeogromną miłość, zawiedzenie, odtrącenie... FRUSTRACJĘ I BEZRADNOŚĆ. Chciałem żeby jednym słowem można było o wszystkim zapomnieć i wrócić do stanu sprzed... Nienawidzę tego uczucia, nienawidzę go na wskroś.

Uważałem się za typ obserwatora na długo przed tym jak poznałem enneagram, nie obnosiłem się z tym, bynajmniej.
Teraz również się nie obnoszę, acz uważam siebie (z resztą to widać jak na dłoni) za kogoś zupełnie innego niż większość moich znajomych, choćby ze studiów. Nie daję się poznać w pełni osobom, które mnie nie zrozumieją. Naprawdę mocno analizuję, fragmentaryzuję i badam świat, by później móc pozlepiać te pocięte części w jedność adekwatną do sposobu odbierania i własnej percepcji całość. Bardzo, bardzo często zaglądam w swoje wnętrze, dużo medytuję. To rozwijające, naprawdę, pozwala czasem objąć ogrom spraw, którym w pierwszym, nachalnym podejściu nie dajemy rady.

Była również mowa o twardych poglądach. Owszem, moje są utopijne, ZUPEŁNIE NIEMOŻLIWE DO ZREALIZOWANIA W ZAKRESIE NASZEGO ŚWIATA, ale jednak czuję, że są słuszne. Nie mogę z uśmiechem na ustach iść drogą wyznaczoną przez system, ponieważ nie zgadzam się w większości aspektów jego działania. Buduję więc swój własny, wewnętrzny system, który funkcjonuje o wiele lepiej niż ten, w którym przyszło mi odgrywać swoją rolę. A odgrywam ją nieźle, tak mi się wydaje. Jestem lubiany, nawet bardzo... ponieważ nie uzewnętrzniam się z głębszymi wynurzeniami.

Co do zaprzepaszczenia wartości moralnych. 100% racja. Mam pewien problem, ponieważ rozumiem swoje uczucia, akceptuję potrzeby i realizuję pragnienia, ostatnio nałogowo. To co robię w dużym stopniu nie odpowiada normom moralnym narzuconym przez społeczeństwo (oczywiście zgadzam się z nimi, są słuszne). Oczekują tego ode mnie rodzice, przede wszystkim oni. Potrafię spojrzeć im w oczy, zaprzeczyć, po czym wrócić do siebie i zapomnieć o tym. Znieczulica kompletna, nieszczerość. W tym momencie bierze górę postawa trzecioosobowa wg której "ten gość po prostu robi to czego chce i znajduje najbliżej leżący konsensus, w jednoczesnym poczuciu nieobrzydzenia do siebie". W skrócie, obrazowo. Rodzice "udobruchani", a ja bez ich wiedzy i de facto w oddaleniu od nich, NIE CZUJĄC SIĘ Z TYM ŹLE, jednak czując, że postępuję nieuczciwie - kontynuuję coś, co jest sprzeczne z morałami.

Jeszcze jedno pytanie, trochę nie związane... Czy wszystkie czwórki mają takie rakietowe libido? ;)

Tak, tak, jesteśmy jebnięte.

Re: Indywidualizm?

: czwartek, 25 marca 2010, 01:06
autor: LittleClover
Dorzucę swoje.

Indywidualizm jako poczucie odmienności. Sądzę, że wynika z głębokiej samoświadomości. Nie da się poznać drugiego człowieka tak, jak samego siebie. Możemy posłuchać o jego uczuciach, możemy się z nimi zidentyfikować, ale robimy to na podstawie własnych subiektywnych doświadczeń. Ponieważ wkładamy mnóstwo energii w odkrywanie, badanie swojego wnętrza, otrzymujemy wrażenie indywidualizmu, które głęboko się zakorzenia. Każdy jest indywidualną mieszanką, ale czwórki wyjątkowo głęboko swoją indywidualność eksplorują.

Indywidualizm jako nie poddawanie się normom, niezależność. Spojrzałabym na to inaczej, tzn nie tak dosłownie. Padły opinie, że czwórki nie idą za tłumem, że nie przyjmują wzorców i prowadziły one do konkluzji, jakoby czwórki nie przejmowały się opinią. Nie zgodzę się. Bo chociażby dlaczego jesteśmy tak łase na komplementy? Potrzebujemy uznania, potrzebujemy akceptacji. Tylko w przeciwieństwie do np. trójek, które chętnie się zmieniają w celu uzyskania aprobaty, w nas tkwi przekonanie, że uznanie otrzymamy właśnie dzięki niezależności i oryginalności. Jak już wspominałam, siedzi w nas przekonanie o własnej unikalności (wynikające z badania siebie). W kontaktach społecznych wykorzystujemy je, a raczej wedle niego działamy, aby zdobyć owację publiczności. Tak więc, nie zmieniamy się, ale stwierdzenie, że nie przejmujemy się opiniami jest nadużyciem.

Na pewno tkwi w nas potrzeba swobody myślenia. Bardzo silna. Ale nie każda czwórka koniecznie pragnie mieć swoje własne, jedyne i niepowtarzalne poglądy, chyba że te wyjątkowo przekorne. Mamy potrzebę weryfikowania, nie przyjmujemy niczego bez zastanowienia, ale potrafimy przyznać komuś rację jeśli ją ma :)

Sądzę, że cały ten spór o indywidualizm bierze się z oczywistego faktu, że człowiek jest istotą społeczną. Indywidualizm, jakkolwiek rozumiany, trochę stoi w konflikcie z tą ideą. Dawniej, aby przetrwać, trzeba było się trzymać w kupie (żeby chociażby nie zamarznąć w jaskini), teraz otworzyły się większe możliwości, co skutkuje zarówno rozwojem jak i mentalnym chaosem.

Wychodzi mi, że czwórki chciałyby dzięki swojemu wyniesionemu nad powierzchnię poczuciu indywidualności zaimponować społeczeństwu, choć wolą ten ostatni cel pogrzebać w nieświadomości, bo stoi on w konflikcie z pierwotnym poczuciem niezależności. Ale kto może wiedzieć, co się tak naprawdę za tym wszystkim kryje? Nie ma jednej prawdy. Ile ludzi, tyle prawd.

Re: Indywidualizm?

: środa, 23 czerwca 2010, 20:24
autor: Rilla
Podbijam temat. Może nowe Czwórki coś od siebie dorzucą do tematu.
LittleClover ma świetne spostrzeżenia. Ogólnie zgadzam się ze wszystkim, co napisała w swoim poście, tylko mam jedną uwagę:
LittleClover pisze:Padły opinie, że czwórki nie idą za tłumem, że nie przyjmują wzorców i prowadziły one do konkluzji, jakoby czwórki nie przejmowały się opinią. Nie zgodzę się. Bo chociażby dlaczego jesteśmy tak łase na komplementy? Potrzebujemy uznania, potrzebujemy akceptacji. Tylko w przeciwieństwie do np. trójek, które chętnie się zmieniają w celu uzyskania aprobaty, w nas tkwi przekonanie, że uznanie otrzymamy właśnie dzięki niezależności i oryginalności.
Każdy człowiek mniej czy bardziej potrzebuje uznania i akceptacji. Mimo to jednak ostatnie, o czym pomyślę, robiąc cokolwiek, jest troska, co sobie ludzie pomyślą. Nie szukam uznania za pomocą oryginalności czy niezależności ani też za pomocą dopasowywania się pod gusta innych. Chciałabym, by ludzie zaakceptowali mnie taką, jaka jestem. Chociaż może większość Czwórek faktycznie robi to za pomocą oryginalności i niezależności- tego nie wiem.

Wrócę jeszcze do tego "bycia z grupą", a nie "w grupie". Zadziwiającym zbiegiem okoliczności, parę miesięcy po poruszeniu tego tematu na forum, wpadła mi w ręce książka Antoniego Kępińskiego o schizofrenii. Był tam idealny opis tego braku jedności z grupą, w której się przebywa. Dopiero teraz mam tę książkę z powrotem i mogę ten fragment podać:

[quote="Antonii Kępiński w książce "Schizofrenia"]
Zasadnicza struktura kontaktów społecznych

W interakcji z otoczeniem społecznym wytwarza się swoiste dla człowieka jej uwarstwowienie, które najlepiej oddaje język w zaimkach osobowych: "ja" i "my", "ty" i "wy", "on" i "oni". Bezpośrednie oddziaływanie zachodzi w sferze "ja"-"ty", lub "my"-"wy". W drugim wypadku dochodzi do identyfikacji z grupą; "ja" zostaje zastąpione przez "my". Wspólnota z innymi wzmacnia własna pozycję, człowiek czuje się silniejszy i odważniejszy, bo nie samotny, łatwiej jako "my" wypróbowuje różne nowe sposoby zachowania się.
(...) Natomiast formy "on", "oni" wskazują na sferę dalszą. Ta część otoczenia społecznego nie bierze bezpośredniego udziału w "zabawie". "On" czy "oni" przypatrują się z boku, odgrywają rolę zwierciadła społecznego, są sędziami. "Oni"- to często rodzice, gdy jest się razem z rówieśnikami. Gdy jednak dziecko wróci w krąg rodzinny, rodzice z powrotem wchodzą do sfery intymniejszej "ja"-"ty". W normalnym życiu społecznym często przeskakuje się z jednej sfery do drugiej zależnie od aktualnej sytuacji.
W schizofrenii niedostatek interakcji z otoczeniem społecznym powoduje, iż najbliższa sfera kontaktu z nim nie rozwija się należycie. Sfera "ja"-"ty" i "my"-"wy" ulega jakby atrofii [zanikowi], natomiast hipertrofii [powiększeniu] ulega sfera dalsza: "ja"-"on" lub "oni", "oni" zbliżają się do chorego, zajmują miejsce normalnie przysługujące najbliższym: "ty" i "wy". Nie wytwarza się też "my" , chory czuje się samotny. "Oni" patrzą na chorego, obserwują go, są jego sędziami. Wciąż czuje na sobie "ich" oczy wpatrzone w niego.[/quote]
Byłam bardzo zaskoczona, że tak celny opis mojego problemu, jaki jest brak identyfikacji z grupą, będzie akurat w książce o takiej tematyce.
Do tej pory sporo ludzi napisało, tak jak ja czują się "z grupą", a nie w grupie". Ciekawa jestem, czy w związku z tym podpisalibyście się pod tym fragmentem książki Kępińskiego.

Re: Indywidualizm?

: poniedziałek, 28 marca 2011, 00:30
autor: Rilla
Odkurzam temat. Mam nadzieję, że szybko nie padnie znów w dół listy.
Pablo swoim postem, którego niżej przytoczę, skłonił mnie do powrotu do tematu indywidualizmu Czwórek.
[quote="Pablo w wątku "Rzucanie słów na wiatr"]Nie czytałem wszystkich wypowiedzi ale mam wrażenie po bardzo dobrze znanej mi 4 że ona się jakby wiecznie męczyła. Tzn. dziwne połączenie bo facet miał masę energii ale tylko do uprawiania sportu (czasem wręcz podejmował wysiłki graniczące z masochizmem aż odnosiło się wrażenie jakby sam się na sobie wyżywał) ale jak trzeba było coś zorganizować albo rzucasz nagle w rozmowie "to oddzwoń jak będziesz mógł" to czasem sobie po 2 dniach potrafił przypomnieć, czasem nawet dłużej to trwało (w sensie luźnej gadki bo co do obowiązków to wiedział ale preferował wtedy też pracę samemu - zrobić całą robotę w domowym zaciszu a potem przedstawić grupce co też było nie do końca fair bo czemu ma jedna osoba zapieprzać jak jest ich więcej w zespole?). [/quote]
Mam właśnie taki problem z racji swojego indywidualizmu, że nie potrafię pracować w zespole. Nie potrafię robić czegoś razem. Jeśli już w zespole jestem, muszę mieć konkretne, indywidualne zajęcie. Gdy nikt mi roli nie przydziela, sama jej szukam, a gdy znaleźć nie mogę, gdy widzę, że ktoś już robi to samo, co ja, wycofuję się. Nie potrafię się dzielić, współdziałać. Nigdy nie potrafiłam, co było powodem wielu stresów w szkole, gdy trzeba było zrobić coś razem.
Jak wam idzie praca w grupie? A co z grami zespołowymi? Macie z tym problem? Jesteście indywidualistami, czy lubicie działać w zespole?

Re: Indywidualizm?

: poniedziałek, 28 marca 2011, 07:42
autor: greenlight
Praca w zespole nie jest moją mocna strona, a ten brak współdziałania przejawia się bardzo podobnie jak to opisałaś w odniesieniu do siebie. Lubie realizować własną wizję w spokoju, wykonywać pracę "po mojemu".Jeśli już z jakiegoś powodu muszę działać w zespole to chcę mieć określone zadanie, taki własny obszar do którego wstęp mam tylko ja i w którym działam tylko wedle mojej woli i....nie lubię się dzielić moją przestrzenią, tak już jest ze mną. To samo tyczy się sportów, jak nienawidzę zespołowych tak indywidualne to zupełnie moja bajka :wink:

Re: Indywidualizm?

: piątek, 1 kwietnia 2011, 23:13
autor: maciex
Mam właśnie taki problem z racji swojego indywidualizmu, że nie potrafię pracować w zespole. Nie potrafię robić czegoś razem. Jeśli już w zespole jestem, muszę mieć konkretne, indywidualne zajęcie. Gdy nikt mi roli nie przydziela, sama jej szukam, a gdy znaleźć nie mogę, gdy widzę, że ktoś już robi to samo, co ja, wycofuję się. Nie potrafię się dzielić, współdziałać. Nigdy nie potrafiłam, co było powodem wielu stresów w szkole, gdy trzeba było zrobić coś razem.
Jak wam idzie praca w grupie? A co z grami zespołowymi? Macie z tym problem? Jesteście indywidualistami, czy lubicie działać w zespole?
mam podobnie jak ty, tylko że nie przeszkadza mi przydzielenie przez kogoś zadania, wręcz przeciwnie czuje się wtedy dowartościowany. Najgorsza sytuacja jest wtedy, gdy cała grupa zapieprza a ty nie masz przydzielonego zadania i tylko się przyglądasz (właściwie udajesz, że coś robisz). Jestem wtedy wściekły zarówno na siebie jak i na resztę grupy, ponieważ czuję się bezużyteczny, wyalienowany a co najgorsze w tym jest to, że uświadamiasz sobie, że jesteś zależny od innych i jeszcze do tego powinieneś reszcie podziękować.

Re: Indywidualizm?

: sobota, 2 kwietnia 2011, 20:08
autor: Dziabago
Dlatego w miarę możliwości najlepiej jest być domniemanej grupy przywódcą :D Ja, kiedy daną grupą nie przewodzę, a często tak się dzieje, i nie mam przydzielonego żadnego zadania zawsze lubię coś wtrącić od siebie od tak, co zabawne często okazuje się, że to moje "wtrącenie" ratuje mało zorganizowanej grupie dupę, bo każdy skupia się na otrzymanej części zadania, kiedy ja mogę myśleć nad tym, co mnie w wykonaniu danego zadania interesuję i w czym czuję się najpewniej. Nie zawsze więc taka sytuacja jest niekorzystna.

A i tak na marginesie nienawidzę działać w zespole, w miarę możliwości zawsze staram się być solo.

Re: Indywidualizm?

: niedziela, 10 kwietnia 2011, 21:43
autor: Alisa
Niedawno spotkałam koleżankę z gimnazjum :) Przyznam,że jej pytanie,czy dalej się tak buntuję itd (ja wywaliłam oczy,akurat,nad czym ubolewam, okres buntu gimnazjalnego przegapiłam) a ona że no bo pamięta mnie jako taką buntowniczkę i indywidualistkę :twisted: Tak samo kiedyś pewna dziewczyna z klasy składa mi życzenia i że: "Życzy mi żebym pozostała taką indywidualistką i wyjątkową jaką jestem." :lol: Przyznam,że baaardzo mnie to podbudowało, słyszeć od osób kompletnie nie-bliskich.

Re: Indywidualizm?

: wtorek, 19 kwietnia 2011, 23:23
autor: Rilla
maciex pisze:mam podobnie jak ty, tylko że nie przeszkadza mi przydzielenie przez kogoś zadania, wręcz przeciwnie czuje się wtedy dowartościowany. Najgorsza sytuacja jest wtedy, gdy cała grupa zapieprza a ty nie masz przydzielonego zadania i tylko się przyglądasz (właściwie udajesz, że coś robisz). Jestem wtedy wściekły zarówno na siebie jak i na resztę grupy, ponieważ czuję się bezużyteczny, wyalienowany a co najgorsze w tym jest to, że uświadamiasz sobie, że jesteś zależny od innych i jeszcze do tego powinieneś reszcie podziękować.
Mam dokładnie te same odczucia. Mi też nie przeszkadza mi przydzielenie przez kogoś zadania. Ważne bym jakieś zadanie miała. Mimo to wszystko jednak wolę pracować sama, bo wtedy ryzyko mojego niepowodzenia spada wyłącznie na mnie, nie stresuję się faktem, że jeśli czegoś nie zrobię, reszta grupy będzie miała problem.

Re: Indywidualizm?

: środa, 29 listopada 2017, 12:40
autor: Ael
Odświeżam temat!

Na sam początek idzie pytanie z pierwszego posta:
ders pisze:Co to za indywidualizm jak jest tego tak mnóstwo?
Tocqueville uznawał indywidualizm za efekt egalitaryzacji społeczeństwa. Indywidualizm jest konstruktem społecznym, nie fanaberią jednostki, nic dziwnego, że jest go mnóstwo, bo to TREND W SPOŁECZEŃSTWIE (A konkretniej w społeczeństwach tzw. demokratycznych) :P

Teraz przejdę do wypowiedzi Rilli, bo bardzo fajnie wypunktowała kilka rzeczy.
Rilla pisze:Nie chodzi o to, że Czwórki są jedyne w sowim rodzaju, wyjątkowe, wyróżniające się krzykliwie od ogółu. Takie myślenie do niczego nie prowadzi. Największy ekscentryk w naszym otoczeniu nie koniecznie będzie Indywidualistą. Myślę, że chodzi o poczucie odrębności tkwiące w podstawie ich jestestwa. Ona jest z grupą, a nie w grupie. Jest ona i reszta; jest ona i jej przyjaciółka, ale nie one razem. Nie jest to postawa napuszonego arystokraty odcinającego się od pospólstwa, jak to mogą odebrać przedstawiciele innych typów enneagramu, a przynajmniej nie koniecznie, nie u zdrowej Czwórki. Jest to raczej efekt tego, że nie ma poczucia wspólnoty, nie potrafi w pełni odczuć współistnienia z kimś drugim, złączenia się z nim duchowo.
To uważam za niezwykle trafne, wręcz definiujące Czwórkę jako oddzielny (hehe) typ enneagramu.

Ale już na przykład z tym się totalnie nie zgadzam:
Nie obchodzi ją, co o niej myślą inni, a nawet jeśli tak, to i tak nie zmieni się tylko dlatego, by zdobyć akceptację, a co by zrobiła np. Trójka. Czwórka może cierpieć z powodu odrzucenia przez społeczność, braku akceptacji, ale nawet nie przyjdzie jej na myśl, by się z tego powodu zmienić.
Z mojego doświadczenia ze sobą samą i innymi znanymi Czwórkami wynika raczej, że owszem, zdecydowanie Czwórki są świadome tego, co myślą inni i bardzo je to obchodzi. Po prostu dostosowanie się do grupy jest baaardzo nisko na liście priorytetów, co nie znaczy, że fakt niedopasowania nie będzie odczuwalny. Inna rzecz, że niedopasowanie nie zawsze przeszkadza, a czasem wręcz jest godne pochwały (np. sorry, ale choćby cała Polska się zrobiła rasistowska i antyfeministyczna, ja swoich poglądów nie zmienię na takie, które uważam za niegodne. Mimo to odczuwam głęboki dyskomfort, że otaczająca mnie rzeczywistość często nie jest zgodna z moim tokiem myślenia i postępowania).
Robi coś zgodnie ze standardem zachowania, bo chce, a nie dlatego, że "tak wypada", "tak trzeba". Niektórzy mogą nie widzieć tej różnicy, gdy mamy do czynienia z grzeczną, ułożoną Czwórką, ale ona jest istotna, a jej istota leży w samym motywie wyboru danego postępowania.
Again - uważam za bardzo prawdopodobne, że Czwórka pod przymusem mogłaby się dopasować do "tak wypada", "tak trzeba", które jej nie odpowiada, ale po prostu bardzo by to przeżywała w środku i uznała to za obrzydliwe/niegodne/powód do wstydu (aż mam ochotę pośmieszkować trochę z teorii i powiedzieć, że dla Czwórki każdy powód do wstydu jest dobry :P).
Na to wyjaśnienie indywidualizmu u naszego typu wpadłam dzięki Basket Case, którą spotkałam na zlocie enneagramowców w Trójmieście w tym roku. Było nas parę osób. Wszyscy rozsiedli się wygodnie na trawce, a ja stałam za nimi. Ktoś się spytał, dlaczego nie usiądę. Dlaczego? Hmmm... bo lubię stać. ;P I Basket powiedziała coś, dzięki czemu doznałam tej iluminacji. Powiedziała, że jej byłoby głupio, gdyby stała tak, jak ja, podczas gdy inni siedzą. Byłam zupełnie zbita z tropu, bo mi zupełnie nie mieściło się w głowie, by czuć się z tego powodu dziwnie. Robię to co chcę, lubię i już. Nigdy nie zwracałam uwagi na to, co robią inni w taki sposób, by się na nich wzorować. W sytuacjach, gdy nie wiem, jak się zachować, robię to, co reszta, ale w zwykłych spotkaniach towarzyskich- nie.
Nie wiem, czy ten konkretny przypadek nie jest jakoś bardziej uzasadniony instynktami lub socjoniką... albo właśnie skrzydłem w3 kontra skrzydłem w5. Mi by było głupio stać, ale jakbym czuła potrzebę stania, to bym stała. Jak spotykam się ze znajomymi, to tak w sumie czasem robię, że wstaję i odchodzę na chwilę, bo np. wszyscy chcą siedzieć w cieniu, a ja czuję potrzebę ogrzania się na słoneczku. Albo na odwrót. Ale jednak staram się komunikować ocb, bo wiem, że ludzie mogliby się poczuć z tym dziwnie. A co mi szkodzi kilka słów, żeby wszystkim było miło :)
A w sumie możliwe też, że się tego jakoś nauczyłam po prostu, bo nie jestem pewna, czy to wyczucie konwenansu jest u mnie wrodzone. Z tego, co widzę po sobie, to raczej niekoniecznie.

Re: Indywidualizm?

: sobota, 2 grudnia 2017, 00:19
autor: Rilla
Ael pisze:Ale już na przykład z tym się totalnie nie zgadzam:
Nie obchodzi ją, co o niej myślą inni, a nawet jeśli tak, to i tak nie zmieni się tylko dlatego, by zdobyć akceptację, a co by zrobiła np. Trójka. Czwórka może cierpieć z powodu odrzucenia przez społeczność, braku akceptacji, ale nawet nie przyjdzie jej na myśl, by się z tego powodu zmienić.
Z mojego doświadczenia ze sobą samą i innymi znanymi Czwórkami wynika raczej, że owszem, zdecydowanie Czwórki są świadome tego, co myślą inni i bardzo je to obchodzi. Po prostu dostosowanie się do grupy jest baaardzo nisko na liście priorytetów, co nie znaczy, że fakt niedopasowania nie będzie odczuwalny. Inna rzecz, że niedopasowanie nie zawsze przeszkadza, a czasem wręcz jest godne pochwały (np. sorry, ale choćby cała Polska się zrobiła rasistowska i antyfeministyczna, ja swoich poglądów nie zmienię na takie, które uważam za niegodne. Mimo to odczuwam głęboki dyskomfort, że otaczająca mnie rzeczywistość często nie jest zgodna z moim tokiem myślenia i postępowania).
Tak się dłuższy czas zastanawiałam, co dokładniej miałam na myśli pisząc to, co napisałam, bo w pierwszym momencie też nie byłam przekonana do tego mojego tekstu. Przecież jeśli ktoś cierpi z powodu odrzucenia, to znaczy, że go to obchodzi.
Chodziło mi o to właśnie, co napisałaś, że dostosowanie się do grupy jest bardzo nisko na liście priorytetów. Oczywiście, że Czwórka czuje niedopasowanie, napisałabym, że jest na tym punkcie przeczulona, bo stąd jej charakterystyczne, sławne poczucie inności. Tylko nic z tego nie wynika. Przecież się nie zmieni tylko dlatego, że jest inna od jakichś tam ludzi, których los rzucił jej na drogę. I fakt faktem, z natury nie zastanawiam się, co o mojej inności myślą inni, dopóki mi tego nie powiedzą. Jeśli jestem na koncercie, gdzie wszyscy tańczą, to nie zacznę tańczyć tylko dlatego że tańczą inni. Co mnie interere, co sobie o mnie myślą jacyś tam obcy wokół mnie, że uważają za sztywną, czy może coś tam innego?
Nie chcę specjalnie rozwijać tematu o dopasowywaniu się, bo jest do tego lepszy wątek- o "byciu sobą". Rozpatruję to w kontekście relacji z grupą, z którą się jest: jeśli Czwórka jest z grupą, a nie w grupie, nie jest jej częścią, to się do niej nie dopasowuje. A to widać, gdy się to porówna do ludzi z absolutnie drugiego bieguna, którzy maja bardzo duże poczucie wspólnoty i zachowują się jak kameleony.

Pisałam wtedy na podstawie konkretnego swojego doświadczenia, które przytoczę dla lepszego zobrazowania.
Trafiłam do klasy utworzonej od podstaw z losowych ludzi. Jak to normalnie bywa, najpierw każdy z każdym się zapoznaje, wyczuwa z kim najlepiej mu się rozmawia i przebywa, więc zaczynają się tworzyć lepsze bądź słabsze relacje. Sama sobie też wybrałam miłe mi towarzystwo, z którym czułam się najlepiej, więc głównie z nim przebywałam. Szybko się okazało, że to było jedyne sensowne towarzystwo, a z resztą nie dało się rozmawiać. Dlaczego? Bo cała reszta klasy z niewiadomych mi przyczyn moich towarzyszy nie lubiła. Usłyszałam nawet "przestań się z nimi zadawać, bo ludzie przestaną cię lubić". Tak, poważnie, jakby wszyscy byli ludźmi poza moimi dobrymi koleżankami, które najwidoczniej były podludźmi. Pomysł absurdalny, ale nie śmieszny. Najgorsze w tym całym dziwnym zjawisku było to, że ci wszyscy jedynie słuszni "ludzie" zebrali się wokół jednej niezrównoważonej dziewczyny, która wybierała im ofiary do żartów, owinęła ich wokół palca, a oni słuchali jej jak jakiegoś guru.
I choć bardzo mnie bolało to, co o sobie słyszałam, więc rzeczywiście mnie to obchodziło, mimo że mówiłam sobie gorączkowo, że nie obchodzi, to nic z tego nie wynikło poza upewnieniem się, że wybrałam sobie naprawdę doborowe towarzystwo, a reszta nie jest grosza warta.

I tu rodzi się kluczowe pytanie: po licho się pchać tam, gdzie nas nie chcą, skoro przyjemniej poszukać sobie po prostu lepszego towarzystwa? Jako jednostka, istota zindywidualizowana, nie jestem zszyta z jakąś tam masą ludzi. O ile rodziny się nie wybiera, o tyle towarzystwo możemy sobie znaleźć na szczęście sami.
Ael pisze: Ale jednak staram się komunikować ocb, bo wiem, że ludzie mogliby się poczuć z tym dziwnie. A co mi szkodzi kilka słów, żeby wszystkim było miło :)
A w sumie możliwe też, że się tego jakoś nauczyłam po prostu, bo nie jestem pewna, czy to wyczucie konwenansu jest u mnie wrodzone. Z tego, co widzę po sobie, to raczej niekoniecznie.
I w tym rzecz! Też lubię, gdy jest miło, poza tym chciałabym być osobą "dobrze wychowaną". Nie rozumiem upierania się przy swoim dla samej zasady, jeśli kompromis, czy nawet ustąpienie, nic mi nie szkodzi. Chodziło mi o to, że nie mam zwyczaju papugować ludzi dla samego papugowania, robienie to co oni, tylko dlatego, że robią to, co robią. Żeby robić to, co robią inni, trzeba mieć jakiś lepszy powód, choćby nawet brak pomysłu, jak się zachować, czy poczucie konwenansu. I ten pogląd zwalam na indywidualizm.