... no i właśnie dlatego nie jesteśmy razem, bo ja jej zachowanie przestałem akceptowac...czy bardziej o obupólną akceptację? :
Piątki a miłość niespełniona
...nie rozumiem dwójek i ich nielogicznego podejścia do życia... nie rozumiem także czwórek i ich emocji do końca, za to rozumiem piątki i boleje nad tym że je rozumiem...
...5w4 @.@ INTj...
...5w4 @.@ INTj...
NIE ma takiej miłosci. to iluzja. może na samym początku , w stanie euforii. ale potem zawsze są kompromisy bo jesteście 2 różnymi osobami,z różnymi charakterami i potrzebami.misiek pisze:jak dla mnie miłość jest czymś w rodzaju dobrowolnej niewoli... przynajmniej taka miłość jest dla mnie idealna... jeśli tego nie ma i pozostaje tylko akceptacja i kompromisy to to według mnie nie jest to...
niestety zapewne nigdy mi nie będzie dane być pod wpływem takiej miłości...
to zależy... ja nawet w przyjaźni daje z siebie często maksa na którego pozwalają mi ogólnie pojęte normy... jeśli tylko wiedziałbym że nie usłysze kiedyś z ust innej osoby na której mi zależy "on/ona cię wykorzystuje" to z miłą chęcią dawałbym się wykorzystywać w 100%...
dla kogoś kogo jedyną potrzebą jest bycie potrzebnym sądze że taka miłość jest w pełni możliwa... jak moja dziewczyna choć w części to zaakceptuje i będzie mnie chciała "wykorzystywać" będę szczęśliwy...
dla kogoś kogo jedyną potrzebą jest bycie potrzebnym sądze że taka miłość jest w pełni możliwa... jak moja dziewczyna choć w części to zaakceptuje i będzie mnie chciała "wykorzystywać" będę szczęśliwy...
zwiazki
bardzo silnie przezylam cierpienia mlodego wertera. postanowilam przeczytac ta ksiazke niedawno. zrobilam to i chcialam sie od niej uwolnic, wiec zostawialm ja na przystanku.
ze mna jest tak, ze jak dochodze do etapu w zwiazku, ze czuje sie dobrze i daje mi on radosc to go przerywam. to jest strasznie masochistyczne. mam wraznie, ze musze odpoczac i przemyslec wszystko i sie izoluje, wylaczam telefon i zamykam sie w moim swiecie. nie podejmuje zadnych dzialan. mam wrazenie jakbym regenerowala sily. tak jakby sam zwiazek zbyt bardzo mnie pochlanial.
najlepszy moment zwiazku,a ja sie wycofuje. moge wtedy odejsc i nawet sie nie zastanawiac nad niczym. jest mi to bez roznicy, jakbym byla pozbawiona uczuc. przyjmuje to co daje mi los.
jak sie w kims zakocham, jestem z ta osoba, rozstaje sie z nia kiedy jest dobrze, pozniej zaczynam analizowac i powracac do uczuc ktore mi towarzyszyly, one sie krystalizuja dopiero wtedy, kiedy tej osoby przy mnie nie ma. zastanaiwam sie wtedy jak to by bylo pieknie byc razem i zaluje. zastanaiwam sie wciaz jak by bylo, gdybysmy nadal byli razem.
to jest wszystko takie zawile, sama siebie nie rozumiem, dlaczego tak robie jak robie. ale w koncu sie rozgryze, jestem na dobrej drodze, skoro uswiadomilam sobie, ze istnieje jakis schemat, ktory powielam. moze sie naucze go zmieniac.[/list]
ze mna jest tak, ze jak dochodze do etapu w zwiazku, ze czuje sie dobrze i daje mi on radosc to go przerywam. to jest strasznie masochistyczne. mam wraznie, ze musze odpoczac i przemyslec wszystko i sie izoluje, wylaczam telefon i zamykam sie w moim swiecie. nie podejmuje zadnych dzialan. mam wrazenie jakbym regenerowala sily. tak jakby sam zwiazek zbyt bardzo mnie pochlanial.
najlepszy moment zwiazku,a ja sie wycofuje. moge wtedy odejsc i nawet sie nie zastanawiac nad niczym. jest mi to bez roznicy, jakbym byla pozbawiona uczuc. przyjmuje to co daje mi los.
jak sie w kims zakocham, jestem z ta osoba, rozstaje sie z nia kiedy jest dobrze, pozniej zaczynam analizowac i powracac do uczuc ktore mi towarzyszyly, one sie krystalizuja dopiero wtedy, kiedy tej osoby przy mnie nie ma. zastanaiwam sie wtedy jak to by bylo pieknie byc razem i zaluje. zastanaiwam sie wciaz jak by bylo, gdybysmy nadal byli razem.
to jest wszystko takie zawile, sama siebie nie rozumiem, dlaczego tak robie jak robie. ale w koncu sie rozgryze, jestem na dobrej drodze, skoro uswiadomilam sobie, ze istnieje jakis schemat, ktory powielam. moze sie naucze go zmieniac.[/list]
5 obserwatorka
Re: zwiazki
Nie martw się ja się dokładnie tak zachowuje w stosunku do wszystkich. Taka karuzela, dochodze do punktu w którym jest już nieźle(nie pisze tu o miłości ale o przyjaźni) wydaje się że już teraz tylkko z górki, to odcinam sie od świata po 2 tygodniach (czasem krócej, ale i czasem dłużej) wychodze z ukrycia i cienia i staram sie przywrócić stan relacji w którym skończyłem, gdy się to udaje to nastepnie robie to samo i znowu uciekam, tak w kółko.GreenLady pisze: Ze mna jest tak, ze jak dochodze do etapu w zwiazku, ze czuje sie dobrze i daje mi on radosc to go przerywam. to jest strasznie masochistyczne. mam wraznie, ze musze odpoczac i przemyslec wszystko i sie izoluje, wylaczam telefon i zamykam sie w moim swiecie. nie podejmuje zadnych dzialan. mam wrazenie jakbym regenerowala sily. tak jakby sam zwiazek zbyt bardzo mnie pochlanial.
5w4, LII (INTj)
Od jakiegoś czasu już nie. Przeszłość spłonęła i jestem wolny. Mądrzejszy o parę doświadczeń wiem jaką krzywdę mogę zrobić drugiej osobie wiążąc się z nią, a ciągle myśląc o innej, A nie mam ochoty krzywdzić nikogo. Mam za dużo luster w domu i wolałbym nie unikać tego co mogę w nich zobaczyć. Dlatego najpierw upewniam się, że stare uczucie wymarło. Pomagają mi tu symboliczne gesty (upicie się z przyjaciółmi i wyrzucenie wszystkiego z siebie, symboliczne całopalenie) Nie chcę aby przeszłość krępowała moją przyszłość. Wyciągnąć wnioski, nauczyć się co zrobiłem źle i żyć dalej. Wierzę, że dzięki temu staje się coraz lepiej przygotowany dla tej osoby, która pozostanie w moim życiu do końca.
Mam inne pytanie. Jak byłem młodszy leczyłem jedno zauroczenie drugim. To znaczy wzdychałem i cierpiałem, wspominałem, ciągle rozmyślałem, względem jednego obiektu moich uczuć dopóki nie pojawił się następny i tak w kółko. Brakowało tej chwili kiedy nie byłem zaangażowany emocjonalnie. Tak jakbym się bał samotności, lub tego że nie jestem w stanie już coś takiego odczuć i musiał sobie wciąż udowadniać, że jest odwrotnie. Teraz już to minęło, choć może nie do końca. Mieliście/macie coś podobnego?
Chaos w mojej wypowiedzi dominuje, ale mam nadzieję że uda się wam jakoś ją zrozumieć.
Mam inne pytanie. Jak byłem młodszy leczyłem jedno zauroczenie drugim. To znaczy wzdychałem i cierpiałem, wspominałem, ciągle rozmyślałem, względem jednego obiektu moich uczuć dopóki nie pojawił się następny i tak w kółko. Brakowało tej chwili kiedy nie byłem zaangażowany emocjonalnie. Tak jakbym się bał samotności, lub tego że nie jestem w stanie już coś takiego odczuć i musiał sobie wciąż udowadniać, że jest odwrotnie. Teraz już to minęło, choć może nie do końca. Mieliście/macie coś podobnego?
Chaos w mojej wypowiedzi dominuje, ale mam nadzieję że uda się wam jakoś ją zrozumieć.
5w4 INTP, ale tak poza tym po prostu Mleczak
-
- Posty: 207
- Rejestracja: niedziela, 6 maja 2007, 19:01
...
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 6 września 2010, 14:29 przez OtherTruth, łącznie zmieniany 1 raz.
Odrywam się od przeszłości.
Jeżeli chcesz-próbuj szczęścia i napisz do mnie.
Jeżeli chcesz-próbuj szczęścia i napisz do mnie.
naukowe spłycanie... każda miłość która była silniejsza od poprzedniej w moim słowniku jak do tej pory nosiła miano pierwszejMetafizyczne biadolenie. Miłość to kwestia tzw "chemii" i przywiązania. Każda będzie prawdziwa, z tym, że z różna siłą będą działały związki chemiczne ;]
chemia chemią ale towarzyszą jej preżycia, różne myśli i inne takie
jeśli pierwsza miłość nie wyjdzie zostaje wspomnienie... później niejednokrotnie wspomnienie jest idealizowane a następnie zdarza nam się porównywać i stwierdzać "a szkoda że..."
ja miałem już takie punkty odniesienia ale jak spotkałem taką która mimowolnie nie dawała mi myśleć o przeszłości uznałem ją za moją pierwszą miłość...
jeśli kiedyś się zakocham to na chwilę obecną jestem przekonany że nie obejdę się bez porównań ale zdaję sobię sprawę że jeśli nie będę myślał w kategoriach "szkoda że..." to zapewne uznam moją pierwszą miłość za zauroczenie a obecne uczucie za tą pierwszą