Strona 9 z 13

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 21 grudnia 2009, 17:04
autor: NoLeader
@Nate

Czyli jesteś z jednym, a myślisz o drugim?

Re: Piątki a miłość niespełniona

: sobota, 26 grudnia 2009, 15:31
autor: grasshopper
Bez czytania poprzednich postów zaryzykuję stwierdzenie, że jestem rekordzistą niespełnionych miłości. Było ich aż 11 w 18 latach życia! :)

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 28 grudnia 2009, 20:01
autor: Solan
Może niektóre piątki mają to po prostu jakoś wkodowane.
Jestem w tej grupie, joł.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: niedziela, 3 stycznia 2010, 15:57
autor: kama.zielona
Przeczytałam cały ten temat i stwierdzam, że gadacie głupoty.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 4 stycznia 2010, 00:02
autor: bruno dievs
No popatrzcie, na chwilę do siódemek poszła i jak już kozaczy ;]
Przeczytałaś cały temat? Respekt że Ci się chciało? :P

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 4 stycznia 2010, 00:04
autor: Gudrun
Nie mylicie przypadkiem miłości ze zwykłym zauroczeniem? :wink:

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 4 stycznia 2010, 01:25
autor: kama.zielona
No bo gadka o jednej jedynej miłości, o trudnościach... Ja myślałam, że wy piątki jesteście bardziej naukowe, że tak powiem. Jedna, prawdziwa miłość... co za pierdoła.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 4 stycznia 2010, 02:17
autor: Nesquik
kama.zielona pisze:No bo gadka o jednej jedynej miłości, o trudnościach... Ja myślałam, że wy piątki jesteście bardziej naukowe, że tak powiem. Jedna, prawdziwa miłość... co za pierdoła.

Wbrew obiegowej opinii, niestety też jesteśmy ludźmi.
ok, ale bez pomocy alkoholu, raczej bym tego nie napisał.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: sobota, 23 stycznia 2010, 20:46
autor: Kryzysowa_narzeczona
Ja swoich zauroczeń nie nazywam miłością niespełnioną. A zauroczeń trochę było. Wszystkie głupie. I nigdy nie czułam się przez nie tak naprawdę nieszczęśliwa. Ostatnie zauroczenie chyba było najmocniejsze, ale o dziwo przeszło mi. Podejrzewam, że z braku jakichkolwiek kroków z obu stron. Tylko, że tej drugiej osobie nie przeszło. I teraz jest mi go tak strasznie żal. Mam nadzieję, że to nie jest miłość, ale wiem, że zauroczenie także potrafi być męczące, zwłaszcza, że obiekt swoich westchnień widzi się codziennie. Gdyby chociaż był pewny siebie, potrafił zagadać dziewczynę o tak, bez żadnego powodu i nie przeżywał straty bliskiej osoby, wtedy nie odczuwałabym takiego dyskomfortu, bo wiedziałabym, że znajdzie sobie kogoś. A tak, czuję jedynie palące spojrzenie na moich plecach albo gorzej, kiedy spotykamy się wzrokiem. I najgorsze jest to, że jakby w końcu zdobył się na odwagę to ja już nie jestem zainteresowana.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: niedziela, 24 stycznia 2010, 17:36
autor: bruno dievs
Gudrun pisze:Nie mylicie przypadkiem miłości ze zwykłym zauroczeniem? :wink:
Nie rozumiem po co pytasz? Co to za różnica czy będziemy mówić "niespełniona miłość" czy tworzyć fazeologizmy w stylu "niespełnione zwykłe zauroczenie" ? Przecież i bez tego doskonale wiadomo o co chodzi.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: niedziela, 24 stycznia 2010, 17:53
autor: paradoja
Czasem bardzo ciężko jest odróżnić zauroczenie od miłości. Wydaje nam się niby, że kochamy, a po kilku latach, z perspektywy czasu spojrzymy na to jak na zauroczenie. Albo odwrotnie.
Bo nawet bardzo silna niespełniona miłość, nie przestaje być miłością, jeśli faktycznie nią była :)
(jejuu jak ja się dziś niespójnie wypowiadam).

Piątki kochane wymieniacie po kilka, kilkanaście, przypadków niespełnionych miłości. Dlaczego były niespełnione? Wina wasza czy wybranka/wybranki serca? Nie potrafiliście zrobić ważnego kroku naprzód, czy po prostu odtrącała was niechęć?

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 25 stycznia 2010, 00:52
autor: bodzios
paradoja pisze:Czasem bardzo ciężko jest odróżnić zauroczenie od miłości. Wydaje nam się niby, że kochamy, a po kilku latach, z perspektywy czasu spojrzymy na to jak na zauroczenie. Albo odwrotnie.
Jasne, uczucia w danym momencie zawsze wpływają na percepcję, odbiór tego, co w pewnej określonej chwili jakaś osoba dla nas znaczy, oczywiście, dużo łatwiej jest określić nasz stan emocjonalny po upływie jakiegoś czasu, ale... nie wiem, może ja jestem jakiś inny, ale miłość i zauroczenie to dal mnie dwie zupełnie różne sprawy, które potrafię dość dobrze rozgraniczać już wtedy, gdy coś do danej osoby czuję. Jest takie jedno zdanie: "jeśli nie wiesz, czy kochasz, to nie kochasz" i mógłbym się pod nim podpisać, w życiu byłem zakochany dwa razy i doskonale pamiętam, jak te uczucie różniło się od nawet silnego zauroczenia, jak różniły się moje zachowania wobec osoby, którą kochałem od tych pozostałych. Te motylki w brzuchu, gdy się uśmiecha specjalnie dla ciebie, gdy mówi ci coś miłego, wyjątkowego... Romantyzm, wiem, ale jednocześnie te uczucie wali w taką siłą, że cięzko się pomylić. ;)
paradoja pisze:Piątki kochane wymieniacie po kilka, kilkanaście, przypadków niespełnionych miłości. Dlaczego były niespełnione? Wina wasza czy wybranka/wybranki serca? Nie potrafiliście zrobić ważnego kroku naprzód, czy po prostu odtrącała was niechęć?
Raz stchórzyłem, nawet nie spróbowałem. W sumie nie żałuję, bo to nie była dziewczyna dla mnie, albo inaczej, ja nie byłem odpowiednim facetem dla niej. Ot, lubiła mnie, ceniła za inteligencję i poczucie humoru i to wszystko, jestem przekonany, że gdybym spróbował wyznać jej swoje uczucia, to skończyłoby się źle dla mnie, ale w tamtej znajomości jakoś od początku nie miałem złudzeń.
W innym przypadku to druga strona była zakochana, prawie na pewno. Ja ją bardzo lubiłem i ceniłem, to była dość mocna fascynacja z mojej strony, ale doszliśmy do pewnego momentu, gdy ona chciała ode mnie czegoś, czego wówczas (i chyba nigdy) nie chciałem i nie mogłem jej dać, a do tego chciała za bardzo. Przestraszyła mnie tym tak, że postanowiłem sobie całkowicie odpuścić i po jednej z rozmów, w której spróbowałem jej wyjaśnić moje pobudki, uczucia, całkowicie zerwaliśmy kontakt. Mam nadzieję, że zrozumiała, że nie skrzywdziłem jej zbytnio, że mi przebaczyła.
Trzecia sprawa, moja druga prawdziwa miłość - pisałem o niej w wątku o związkach, więc tylko parę słów: nie przestraszyłem się, bardzo się starałem, może aż za bardzo nawet, ostatecznie to ona mnie rzuciła. To była kobieta, z którą mógłbym spędzić całe życie, gdyby tylko zmieniła w sobie jedno - potrafiła sprawić, że miałbym pewność, że ona czuje do mnie to samo, że nie wyrzuci mnie ze swojego życia po jakimśtam czasie... Też w sumie niespełniona miłość, bo jednak już jej nie ma, było więcej niż miło, ale się skończyło.

Re: Piątki a miłość niespełniona

: poniedziałek, 25 stycznia 2010, 16:38
autor: Kryzysowa_narzeczona
A ja się zastanawiam, czy piątki potrafiłyby być szczęśliwe w życiu bez zaznania miłości (bo ogólna teza głosi, że życie bez miłości nie ma sensu) :?:

Re: Piątki a miłość niespełniona

: wtorek, 26 stycznia 2010, 11:50
autor: noobstick
Dla mnie jest to sens życia - chociaż miałem na razie negatywne doświadczenia (nieodwzajemniona miłość) to było to piękne :mrgreen:. Byłem zaskoczony że po samo istnienie, obecność przy mnie, innego człowieka może tak na mnie działać. Samotność jest, co tu nie mówić, bardzo nieprzyjemna - można zwariować. A miłość, źródło szczęścia (tak uważam) jest wspaniała i sprawia że jestem innym człowiekiem (radosnym i taki optymizm ze mnie bije, a nie tylko 'zimny' racjonalizm 5ki) :lol: Czuję też taką potrzebę po prostu, obdarzyć kogoś uczuciem (wielkim!) :wink: A co do złych stron - często przez te sprawy mam doła czy jestem smutny.. Ale każdy kij ma 2 końce :wink:

Re: Piątki a miłość niespełniona

: czwartek, 21 lipca 2011, 21:21
autor: em_ka
Byłem zakochany 13 razy. Jestem mistrzem miłości niespełnionej. :P

Na szczęście po 10, 11 razie zacząłem uczyć się na błędach. Dwunasty raz nie był już taki zły, trzynastemu natomiast bardzo, bardzo niewiele brakowało, by stać się spełnionym. Na tym 13 razie nauczyłem się dziesięć razy więcej, niż na poprzednich 12 razem wziętych. Dlatego też jestem pewny, że 14 raz będzie sukcesem.

Miłość jest jak ogień. Potężna siła przyrody. Daje ogromne szczęście lub ogromne cierpienie. Ale no risk no fun.

Podam wam jeden przypadek z tych 13, żebyście widzieli, jak to u mnie wygląda. Wybrałem sobie jedną dziewczynę, którą znałem tylko z widzenia. Resztę zrobił za mnie mój umysł. Nigdy z nią nawet nie porozmawiałem. Stan zakochania/zauroczenia był jednak prawdziwy - taki sam, jaki odczuwałem w kolejnych "razach", gdy rozmawiałem już (!) a nawet zdarzyło mi się trzymać za rękę (!!) z obiektem moich westchnień. :mrgreen: