Skąd ja to znam... Nie potrafię pierwsza zagadać, nie udało mi się jeszcze do tego zmusić by wszcząć rozmowę z osobą która mi się podoba. Zauważyłam u siebie kilka etapów tej całej fascynacji która mnie ogrania, bo miłość to nie jest. to duże słowo, takimi się nie rzuca na byle kogo
EDIT: Właściwie, to miłość/fascynacja nie spełniona dodaje dużo uroku jej obiektowi. Czasem fajnie jest poczuć to trzepotanie serca
Na początek zwraca moją uwagę coś w wyglądzie, coś w sposobie bycia. Na nieszczęście są to osoby zbyt podobne do mnie, by coś z tego wyszło. Zazwyczaj introwertyczni, patrząc z boku, tajemniczy, mający w spojrzeniu coś, czego nie potrafię ująć słowami. No i uśmiech. To działa na mnie jak magnes. Oceniam chłopaków po sposobie w jaki się uśmiechają. Kiedyś to było bezwiedne, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę
Kiedy już zwrócą na siebie moją uwagę, wtedy zaczynam obserwować. Jak bym miała na tego kogoś radar, totalnie. Obserwuję raczej po kryjomu, w grupie. Słucham, z czego się śmieje, co mówi, jakich ma znajomych, o czym mówi z pasją. Kiedy wciąż jestem zainteresowana tym kimś, o dziwo, bo mało chłopaków w całości przechodzi drugi etap, wtedy zaczynają się schody, bo nie umiem wykorzystać wiedzy, którą zdobyłam podczas obserwacji. Boję się jej użyć. Panicznie. Nie wiem czego się właściwie boję, przecież oni nie gryzą, często są milsi od dziewczyn. Najłatwiej otworzyć mi usta, gdy jesteśmy sam na sam. W niezobowiązującej sytuacji. Np. Na nudnej lekcji, pytając o pracę domową i płynnie przejść do pogawędki. Albo też jak spada ze mnie maska, czasem się zdarzy. Zazwyczaj jak coś mnie wybije z mojego rytmu, nudnego rytmu życia. Kiedy coś lub ktoś mnie zaskoczy, kiedy słyszę piosenkę od której mam dreszcze. Wtedy jestem tak wyluzowana jak tylko potrafię być na trzeźwo xD W niniejszej sytuacji potrafię się odezwać, a nawet zagadać. Ale to się rzadko zdarza. Jak się za bardzo na początku odkryję, to mam wrażenie że zbytnio zalałam kogoś swoimi emocjami, zakłopotałam. I w rezultacie unikam ponownej rozmowy. Mam jak gdyby wyrzuty sumienia. Okropne. Nie żebym była brzydka, chociaż 'tap madl' też nie jestem. Jestem zbyt zamknięta w sobie, posiadająca zbyt wiele tajemnic, by ktokolwiek marnował na mnie czas. Mogła bym być ulicznym człowiekiem-posągiem. To była by dobra praca dla mnie xD
A już podrywać kogoś w towarzystwie innych?! to już wolne żarty.
Klucz: Niecodzienna sytuacja (rozemocjonowanie) + Konkretne zapytanie ( w rękawie temat do pogawędki o wspólnych zainteresowaniach) = sposób na mnie, typową, jak sadzę piątkę ze skrzydłem 4
Sporo uwagi warto poświęcić też podtrzymaniu kontaktu. Miałam jednego przyjaciela, ale olał to. Wiem że on mnie lubił, a nawet się podkochiwał, bo pisywał w tej sprawie do znajomych, co moim zdaniem jest tchórzostwem, to potem nie pisał bardzo bardzo długo, potem odezwał się jak gdyby nigdy nic myśląc że nadal jesteśmy przyjaciółmi. Pogadałam, kilka tygodni, ale już nie zaczynam rozmowy, nie usiłuję jej wszczynać. Przyjaciele są na zawsze. Nie z doskoku. Gdyby zapytał mnie, czy może czuję to samo, powiedziała bym że tak naprawdę nie wiem. Ale biorąc pod uwagę tchórzostwo, wiele stracił w moich oczach. Nie powinien był tego robić. Myślał że co? że nasza wspólna przyjaciółka, bardziej przywiązana do mnie, utrzyma ten sekret? A może o to własnie chodziło, żebym, niby przez przypadek się dowiedziała? Sama nie wiem, kiepski pomysł, serio. Kompletnie się zawiodłam. Lubię go, byłam lekko zauroczona, ale to był mały test. Chciałam sprawdzić, czy jest mi przyjacielem, bez względu na wszystko. Nie był. Jest 3w4. Związki ludzi sukcesu, i introwertycznych tajemniczych romantyczek (utajnionych) są jak zderzenie komety z ziemią. W ziemi zostaje dziura, a kometa spala się we własnym ogniu, tym ukrytym. To nie miało by sensu
A jaki z tego monologu wniosek: będę starą panną z 15 kotami, albo lesbijką wychowującą adoptowane dziecko.
Nie przeczytam tego jeszcze raz, bo zmienię zdanie i nie wyślę :p