Piątka a szkoła

Dyskusje na temat typu 5
Wiadomość
Autor
tyurangalila
Posty: 59
Rejestracja: piątek, 21 października 2011, 08:11
Enneatyp: Obserwator

Re: Piątka a szkoła

#46 Post autor: tyurangalila » czwartek, 27 września 2012, 14:56

Trochę się w życiu naprzeprowadzałam, więc w sumie byłam w 2 podstawówkach, 2 gimnazjach i (na szczęście) 1 szkole średniej. W podstawówkach radziłam sobie całkiem nieźle, miałam swoje grono koleżanek pomimo, że nie byłam aż tak skłonna do zabaw itd (jakieś takie poważne dziecko ze mnie było :roll: ). O ile w pierwszym z gimnazjów sytuacja była 'całkiem spoko', sama klasa była ogólnie pojętą 'elitą', ulubiona grupka zawęziła się do 3 osób łącznie ze mną, ale z tym towarzystwem utrzymuję kontakty, więc na prawdę utworzyłam piękne przyjaźnie :).
Za to już po 4 przeprowadzce wychodziłam z własnej skóry: trafiłam do bandy rozszalałych dzikusów owładniętych pseudowysoką samooceną, którzy stwierdzili że nerdy to ich najwięksi wrogowie. z racji, że byłam 'tą nową', znalazłam się na samym końcu łańcucha pokarmowego, potem, już pod koniec, udało mi się wcisnąć do grupy nowobogackich kujonów, ale tylko po to by mieć od kogo lekcje brać gdy miałam grypę i mieć święty spokój od osób, którym, nie wiedzieć czemu, na prawdę przeszkadzała moja obecność -.-
Za to w szkole średniej mieliśmy niezgraną kompletnie klasę i chodziłam do psychologa, który mi pomagał wyjść z tej całej aspołeczności 'wyuczonej' w tym drugim gimnazjum. Jak tylko mi się udało z tego wyjść, nabrałam więcej śmiałości, asertywności i ogólnie rzecz biorąc społecznej odwagi, często to mnie proszono o wykonanie jakiś skomplikowanych rozmów z nauczycielami itd.

Jeśli chodzi o przedmioty i naukę? Cóż, o dziwo zawsze ze wszystkiego szło mi dobrze, w szkole średniej już się to nieco zmieniło i spośród klasy przyszłych architektów wyłoniło się takie 'nie wiadomo co', które pozostaje do dzisiaj i stara się w życiu łączyć dwie, niezbyt dobrze łączące się ze sobą profesje. Na studiach idzie dobrze, ale wierzę że pewnie da się lepiej, gdyby nie to że za bardzo wciągam się w analizowanie szczegółów :P Uczyć się lubiłam zawsze i lubię nadal, choć nie zawsze to się wiąże z wysokimi wynikami. Wiem i rozumiem, że oceny w jakiś tam sposób są potrzebne itd, ale to wg mnie nieco upłyca i stępia podejście dzieciaków do nauki


5 z dwoma skrzydłami, sp/so/sx
INXX
Global 5: sloan RCOAI

Awatar użytkownika
Tsilusa
Posty: 20
Rejestracja: poniedziałek, 1 sierpnia 2011, 23:02
Enneatyp: Obserwator

Re: Piątka a szkoła

#47 Post autor: Tsilusa » piątek, 28 września 2012, 23:12

Moja przygoda z edukacją jest bardzo przeciętna. Średnia trzyma się na poziomie 3,5 do 4,9. W podstawówce było ok, trochę problemów z czytelnym pisaniem, trochę z matmą, wtedy zresztą ciężko mnie było nazwać piątką. Nie miałam wówczas przyjaciół. Raczej kilka koleżanek których nie lubiłam i nie miałam nic wspólnego. W gimnazjum nauka również całkiem przeciętnie, z zainteresowania wybiłam się z biologii, ale lubię gdy wiedza jest nie wymuszona. Nie lubię się uczyć na sprawdzian, na konkurs, na cokolwiek. Lubię się uczyć bez przymusu, gdy chce, a doprawdy, bywa tak że mam ochotę. A byłoby tak częściej gdybym nie miała komputera ani internetu. Co do towarzystwa - żal o tym opowiadać. Nigdy nie byłam jakoś terroryzowana, ale też i nie w pełni akceptowana. Nie wiem co to powodowało, ale coś we mnie musi być, że nikt nigdy nie widział we mnie ofiary i nie starał się niej ze mnie robić. To mnie cieszyło i wciąż cieszy. W moim gimnazjum nie znałam nikogo (!) kto czytałby z przyjemności. Szok. Jak ktoś czytał, to wstydził się przyznać. Tylko jak byłam dziwakiem, bo czytałam dla odprężenia. Dostałam się do dobrego liceum, tu średnia nie przekroczyła 4,0, ale jest bliska. Zasadniczym problemem jest to że długo nie miałam pomysłu na siebie, więc nie wiedziałam jak się mam realizować. To moja wielka wada. Niezdecydowanie. Nie jestem głupia, ćwierć inteligentna ani nie domyślna, po prostu diabelnie niezdecydowana. Chorobliwie obiektywnie szukająca we wszystkim złotego środka, najlepszego wyjścia.

Uczyć się nie lubię, ale lubię za to poznawać nowe rzeczy. Gdy coś mnie zainteresuje, niemal bezwiednie zgłębiam temat, dowiaduję się wszystkiego co się da. Chociaż to się nie często zdarza.

Mam ciekawą przygodę z matematyką. Od podstawówki byłam z niej dość kiepska - 3, czasem 4, czasem 2. W 3 gim. poszłam na korepetycje. Na koniec 4, no bo ile można nadrobić w jeden rok? A w liceum? Aż polubiłam matmę, oczywiście na tyle ile się da. Jest tak przyjemnie logiczna. Wystarczy pomyśleć.
No a teraz biorę się za nadrabianie chemii. Bardzo mi się nie chce, ale muszę. Czasu mało, a ja mam poważne zaległości. I mam nadzieję że i w tym wypadku uda mi się tak jak z matematyką :)

Znajomych w liceum mam dużo lepszych niż gdziekolwiek, ale szczerze mówiąc, oprócz dwóch osób z klasy, nie ma tu żadnej innej, z którą miałabym ochotę utrzymywać kontakt. Jedna z osób jest potwierdzoną szóstką, drugą podejrzewam o bycie piątką, i doskonale się dogadujemy we wszystkim, nigdy żadnych różnicy zdań czy spięć. Aż ciężko uwierzyć. No i znajomość o dziwo wcale nie jest nudna ani monotonna. Rozumie moją potrzebę milczenia, gadania głupot, marudzenia, i skrajnymi momentami antyspołecznego podejścia do świata.

Odbiegłam od tematu; W szkole wykazuję zazwyczaj tendencję że nic mnie totalnie nie obchodzi, prócz terminów. Nie lubię żadnych konkursów, bo jak ktoś szedł na konkurs, to miałam go za bufona, a moją wiedzę zazwyczaj trzymam i trzymałam w ukryciu. Średnio na tym wychodzę, ale to matura mnie obchodzi a nie oceny. Jak ktoś pyta to powiem ale zgłaszać się nie lubię, chyba że widzę jak ktoś się męczy to go poratuję.
5w4, INTJ

ODPOWIEDZ