#523
Post
autor: Fi5heR » wtorek, 21 maja 2013, 16:42
Dobra to ja może opiszę cała sytuację...
Na wstępie: dziewczyna jest czystą 5, a ja 9w1.
Z dziewczyną poznaliśmy się na studiach gdzie przez 5 lat byliśmy w jednej grupie. Od samego początku bardzo mi się podobała nie tylko pod względem wyglądu, ale przede wszystkim charakteru- skryta, niezwykle inteligentna, nie walcząca o nowe znajomości... Poznałem ją jednak jako dziewczynę w związku, więc zakładałem że nasze relacje do końca studiów będą czysto koleżeńskie. W międzyczasie dziewczyna zaręczyła się, a ja byłem kolegą który raz na jakiś czas prowadził z nią niezobowiązujące rozmowy. Urokiem naszych relacji było to, że potrafiliśmy się porozumiewać bez słów- wystarczyło, że na siebie spojrzeliśmy wiedzieliśmy co jest w naszych głowach. Na piątym roku te relacje niespodziewanie dla Nas (a w szczególności dla niej) nabrały tempa- w sumie z dnia na dzień zaczęliśmy wymieniać ogromne liczby SMSów, zaczęliśmy częściej rozmawiać i spotykać się. Jak się okazało dziewczyna była w trakcie kryzysu, który wraz z początkiem lutego zakończył się w postaci zerwania zaręczyn. Z tego co później udało mi się od niej usłyszeć jej związek tak naprawdę nie trwał od ponad 1,5 roku a ona sam się oszukiwała, że można to jeszcze uratować- jej ówczesny partner przez 4 lata ją oszukiwał. Tym samym dziewczyna rozmawiając ze mną- tu nadmienię, ze nigdy nie starałem się rozbić jej związku- uwierzyła, że może być lepiej, że jej życie może być lepsze.
Tym samym od początku lutego nasze relacje nabrały niesamowitego i intensywnego tempa określanego przez nią jako "nad_koleżeństwo" (w teorii), a w praktyce (para). Będąc ze sobą potrafiliśmy rozmawiać dosłownie o wszystkim- od budowy silnika samochodu, przez seks, po wspólna przyszłość. Jak to sama określiła- w ciągu 3 miesięcy podjęła ze mną więcej życiowych decyzji niż przez 8 lat związku z poprzednim facetem. Mimo to każde moje zachowanie i mówienie jej kim dla mnie jest określała mianem: "dziwnego", a w szczególności otwarte przyznanie się, że jesteśmy parą. Warto tutaj nadmienić, ze w kwestii uczuć to ja byłem osoba: czynną, ona zaś bierną. Nie chciałem jednak na cokolwiek naciskać, bo w perspektywie niedawnego rozstania i jej osobowości może się to źle skończyć.
Wszystko było idealnie, aż do połowy kwietnia. Gdy otrzymałem od niej SMSa o treści: "Masz mnie już dość?" (dziewczyna od początku naszych bliższych rozmów miała tendencje do pisania: masz mnie już dość? już nie przeszkadzam, nie warto itp.), nie ukrywam- coś we mnie pękło, więc chciałem sprawdzić co chce takimi pytaniami/stwierdzeniami osiągnąć. W tym celu podczas następnego spotkania udawałem (pierwszy raz) strasznie niedostępnego i obrażonego. Skończyło się tym, ze dziewczyna zadała mi pytanie: czy już się nią znudziłem? Odpowiedziałem, że nie i mam nadzieje ze nigdy tak nie będzie, ale mam wrażenie, iż to ona się mną znudziła bo zadaje po raz n-ty takie pytania. Wtedy ta zaczęła tłumaczyć, że tak nie jest, że ma pewne lęki których musi się wyzbyć. Ja pospiesznie ją wtedy przytuliłem i powiedziałem, ze musi zacząć żyć teraźniejszością a nie przeszłością. To był jednak błąd, bo dziewczyna wybuchła płaczem i powiedziała, że musi uciekać. W zdenerwowaniu, nie wiedząc co zrobiłem, zatrzasnąłem jej wtedy drzwi i powiedziałem że nie wyjdzie dopóki nie dowiem się o co chodzi. Wtedy opowiedziała mi historie swojego związku, a ja doznałem strasznego ciosu- poczułem, ze zmusiłem 5 do wyznania jej przemyśleń i emocji. Strasznie wtedy zwątpiłem w siebie i poczułem jakąś taką niemoc. Mimo to widzieliśmy się po raz kolejny, a ja wówczas wątpiąc już w swoje siły totalnie obruszyłem się jak zwykły dzieciak o żartobliwe stwierdzenie "ale ja mam większe potrzeby" (mówione było w kontekście żartu), robiąc jej sprzeczkę o to. Wraz z tym tym zaczęły się nasze ciche dni, gdzie ja byłem aktywny- przepraszając ja za swoje zachowanie i tłumacząc o co chodzi. Niestety na początku maja widzieliśmy się ostatni raz. Wówczas dziewczyna określiła, ze nie chce na razie wchodzić w jakikolwiek związek, że to wszystko ją za bardzo przytłacza i męczy. Choć bardzo dobrze się przy mnie czuła to w pewnym momencie miała wrażenie, że chce ja zagłaskać na śmierć by następnie siłą wymusić na niej miłość. Na chwile obecną "raczej nie będziemy para", "chyba będziemy tylko koleżeństwem"... Po ciężkich próbach tłumaczenia, że to nie powinno tak się kończyć przyznałem jej w końcu rację, ze zostańmy koleżeństwem.
Ot i cala historia. Historia zapewne jakich wiele- powiecie. Dla mnie jednak ta znajomość była wyjątkowa. W swoim życiu "byłem" z 7, 4 i 1, ale to właśnie z ww. 5 najlepiej mi się układało. Tym samym chciałbym to naprawić i wierze, ze walka ma jakiś sens. Tylko pytanie co w tym wypadku nazwać "walką". Pomożecie?