Nie otwieram się przed innymi ludźmi. Nie spotkałam nigdy nikogo przed kim byłabym w stanie się otworzyć. Może w podstawówce. Ale tej osoby już nie ma. Owszem, znam ją, czasem wciąż ją widuję, ale ja milczę. Nie mówię o sobie. Mówię o rzeczach, które mnie nie dotyczą. Nie ma "mnie" w tej relacji. Myślę, że łatwiej byłoby mi się otworzyć przed osobą, która ma podobne zainteresowania, jest otwarta i tolerancyjna na różne ludzkie odchyły i rozumie "głębiej". Poznałam jedną taką, internetowo. 4. Idealny dla mnie rozmówca, ale nasze drogi już się rozeszły. Nie wiem czy byłybyśmy w stanie porozumieć się w rzeczywistości. Wątpię. Ale była to osoba, której mogłam powiedzieć o wszystkim. Ona słuchała mnie z zainteresowaniem i nigdy mnie nie oceniła.paradoja pisze:Jak to się dzieje, że postanawiacie się otworzyć przed drugim człowiekiem? Czy musi to być ktoś na prawdę zaufany, kogo długo znacie?
Czy macie po tym wyrzuty sumienia, żałujecie tego?
A jeśli sami nie chcecie, jak was otworzyć? (da się w ogóle?)
Chociaż ja i tak się ograniczałam i żałowałam, gdy powiedziałam "za dużo".
W rzeczywistości tylko z moją rodziną czuję nić porozumienia.
Czasem żałuję, że nie mam przy sobie kogoś bliskiego, kto byłby w stanie mnie słuchać, ale poznanie przeze mnie takiej osoby jest chyba niemożliwe. Wygląda na to, że skazana jestem na samotność.
W kontakcie z innymi ludźmi, moje prawdziwe "ja" ucieka, zostaje tylko imitacja, która powtarza gesty, słowa innych ludzi.