"zatańczę jak mi zagrasz..."
pewnego razu tańcząc sama z sobą padłam ofiarą piątkowemu obserwatorstwu, jednostka usadowiona sztywno przy barze bacznie przyglądając się temu co wyczyniam na parkiecie nie werbalizując swoich myśli zauroczyła mnie kiedy przejęła stery nad wydobywająca się melodia z głośników
zgadując co mi w sercu gra...dosłownie i w przenośni w każdym słowa tego znaczeniu i tak sie poznaliśmy...
rozumiemy się świetnie kawał drogi do zwerbalizowania tego co się po miedzy nami dzieje ... ale mimo wszystko jest to dość czytelne, taniec jest formą wypowiedzi, taniec to język ciała, na różne sposoby staram się z nim rozmawiać ....
iskrzy bardzo iskrzy mimo ślamazarnemu postępowi "to" rozkwita na duża skalę ... i nie tylko porzez taniec ma się rozumieć
nurtuje mnie czy na miejscu było by zaproponowanie owej piątce pójścia do "szkoły tańca"?
czy zabije mnie śmiechem, czy zamknie się w skorupie?
osobiście zaliczam się do typu 9 ze wszystkimi tego typu wadami i cechami po prostu wypisz wymaluj może tylko nie co obce jest mi stadium przechodzenia stresu
czasem jestem tez czwórką ale to chyba przez tą piątkę właśnie przechodzę przemianę
dla mnie taniec niemal graniczy z obnażaniem rozbieraniem się z emocji i jeśli już przyjdzie mi tańczyć to podchodze do tego bardzo osobiście
dlatego nigdy przenigdy nie godzę się na przypadkowe podrygiwanie nawet jeśli zbliża się przyjaciel czy przyjaciółka i po przyjacielsku się przy mnie giba po prostu aż się odechciewa, zabierają mi wolność i swobodę nie mówiąc już o takim tańcu ciało przy ciele ... kajdany
bo taniec to taniec i wole to robić sama niż z nie "właściwą osobą"
plotę chyba trzy po trzy nie mam pojęcia czy jestem właściwie rozumiana
a chodziło mi tylko o to że z ta piątką mogłabym tańczyć juz do końca moich dni...
tylko jak wiadomo z piątkami nigdy nic nie wiadomo ...