Problem z chodzeniem do szkoły
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
a ja chodziłam do szkoły i teraz myślę, że byłam gupia, bo mogłam sobie wagarować – zmarnowałam tyle wolnego czasu
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
U mnie problem jest zgoła inny - NIENAWIDZĘ wstawania przed 11-12 i zawsze się do tego zmuszam, funkcjonując do minimum dziesiątej jak zombie. Tak było w podstawówce, w liceum, szczególnie w klasie maturalnej skrajna faza + przekręty (autobusy w zimie często nie dojeżdżały/spóźniały się w trasie do mojej górskiej wioski, a że PKS wystawiał wtedy usprawiedliwienia, to się robiło potrójne), na studiach nie inaczej, choć one trochę luzu dają, w pracy oczywiście ciąg dalszy, znaczy jakoś wstaję, myję się, ubieram i wychodzę, głównie dzięki umiejętnemu nastawianiu budzika (mam dwie minuty na wstanie po dzwonku, potem muszę się streszczać ze wszystkim, w innym przypadku się spóźnię). O dziwo działa, bodziozombie z reguły był i jest jednym z pierwszych w szkole/pracy.
Co pomaga w lepszym samopoczuciu rano? W moim przypadku świeże powietrze + słońce. Jeśli sobie pospaceruję w dzień przed, szczególnie przy ładnej pogodzie, względnie dam radę wstać odrobinę wcześniej rano i się trochę przewietrzyć, przede wszystkim, gdy pogoda jest ok, słonko świeci, to mózg zaskakuje mi znacznie szybciej. Stąd miesiące z długimi wieczorami i krótkimi dniami = bardzo poważne ograniczenia ranne w funkcjonowaniu mojej pustej główki, a przez to i ciała.
Co pomaga w lepszym samopoczuciu rano? W moim przypadku świeże powietrze + słońce. Jeśli sobie pospaceruję w dzień przed, szczególnie przy ładnej pogodzie, względnie dam radę wstać odrobinę wcześniej rano i się trochę przewietrzyć, przede wszystkim, gdy pogoda jest ok, słonko świeci, to mózg zaskakuje mi znacznie szybciej. Stąd miesiące z długimi wieczorami i krótkimi dniami = bardzo poważne ograniczenia ranne w funkcjonowaniu mojej pustej główki, a przez to i ciała.
No UPS - no party.
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Miałam to samo. Zawsze lubiłam opuszczać poranne lekcje, ale w klasie maturalnej to zdarzało mi się już nawet częściej niż przyjscie rano do szkoły. Wieczorem zawsze miałam silne postanowienia i ambitne plany, natomiast rano spanie było najważniejsze, zawsze wymyślałam jakiś powód, któy usprawiedliwiał zostanie w łóżku. Jednocześnie nigdy nie miałam problemów z nauką, no i ostatecznie maturę zdałam lepiej niż koledzy z klasy, którzy uczęszczali do przybytku szkoły regularnie. Teraz jestem na studiach i problem się nasilił. Wkażdym semstrze prawie nie zaliczam zajęć ze względu na nieobecności. Jest coraz gorzej i nie mam pojęcia czym moje zachowanie jest spowodowane i jak to zmienić. Na dodatek zawsze jakimś cudem udaje mi sie uniknąć konsekwencji czynów, czyli niczego nie jestem w stanie nauczyć się ze złych doswiadczeń. Zaznaczę też, że nie jestem typewm olewusa, bo zawsze jak sobie napytam biedy tym opuszczaniem zajęć, to potem się bardzo stresuję i tego żałuję.
Czy ktoś jest w stanie jeszcze podzielić się swoim doświadczeniem albo coś doradzić?!
Czy ktoś jest w stanie jeszcze podzielić się swoim doświadczeniem albo coś doradzić?!
INTP 5w4 sp/sx/so
- winterbreak
- Posty: 267
- Rejestracja: sobota, 13 października 2012, 23:49
- Enneatyp: Obserwator
- Kontakt:
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Sama mam zbyt silne poczucie obowiązku, więc nie doświadczyłam tego problemu. Muszę wstać, to muszę. Jeśli nie muszę, to wtedy śpię do 11 lub do 14 (wersja ekstremalna - edycja świąteczna ). Ale znam osoby które mają z tym problem i to jest smutne o tyle, że z moich obserwacji wynika, że jak ktoś straci to poczucie konieczności, to już go nie odzyskuje . Mój chłopak dwa razy nie zdał na studiach (jest dwa lata w dupę), a nadal potrafi zaspać na zajęcia _^___. Mogłoby się wydawać, że jak się zjebie po całości, to człowiek się ogarnie, prawda?
Oczywiście nie życzę niezdania semestru (chociaż wydaje mi sie, że to by mogło pomóc zmienić nastawienie). Inne, co mi przychodzi do głowy, to jakieś ćwiczenia. Sama chodze na zajęcia, ale zwykle się spóźniam, bo wstaję najpóźniej jak się da. Jedyny okres w moim życiu, kiedy byłam w stanie wstać przed czasem, był wtedy, gdy robiłam szóstkę weidera ..
Oczywiście nie życzę niezdania semestru (chociaż wydaje mi sie, że to by mogło pomóc zmienić nastawienie). Inne, co mi przychodzi do głowy, to jakieś ćwiczenia. Sama chodze na zajęcia, ale zwykle się spóźniam, bo wstaję najpóźniej jak się da. Jedyny okres w moim życiu, kiedy byłam w stanie wstać przed czasem, był wtedy, gdy robiłam szóstkę weidera ..
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Ja nigdy nie miałam z tym problemu, może dlatego, że dojeżdżałam do szkoły. Gdy chodziłam do liceum rano był tylko jeden autobus jadący przez moją wieś (jakiś trójkąt bermudzki ) i gdybym chciała się spóźnić musiałabym namówić tatę (a ciężko go namówić) do podwózki na inny autobus jakieś 5 km od domu. Autobus jechał jakąś godzinę, więc trzeba było wstawać o szóstej. Jeśli chodzi o ilość snu, to też nie miało wpływ na wstawanie, choćbym spała 3 godziny, i tak bym poszła. No i dobrze, że mi to weszło w krew, bo teraz na uczelnię mam 15 minut spacerkiem i pewnie niektóre wykłady bym olewała.
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Trochę czasu już minęło, mam nadzieję, że drogi Kabanos jakoś uporał się z problemem. Jednak jeszcze nawiążę do "nie-trafiania" do szkoły, chyba u 5 to dosć częste?
Mam teraz prawie 21 lat, analogiczny problem zaczęłam przechodzić wcześniej, w gimnazjum i dalej lekko się zbiera na płacz. Tak nie-piątkowo Wydeptałam chyba kilometry u psychologów i psychiatrow. W dużej mierze z włsnej woli, bo wszystkim wokół łatwiej było zwalić to na lenistwo - szczególnie mojej rodzinie kultywującej etos człowieka harującego.
Już w podstawówce zaczęłam dostawać silnych migren, mroczki, wymioty, standard. Oczywisćie badania nic nie wykazały, a wszystko nasilało się w gimnazjum. Równolegle przestałam mieć ochotę wstawać, uczyć się, chociaż wcale dużo zakuwania nie potrzebowałam, aż w końcu zaczęłam symulować. Mama wywalała mnie i wtedy, i w autentycznych przypadkach, z domu do szkoły, ale kończyłam na wagarach. Dawna, jeśli nie prymuska, to przynajmniej dobra uczennica się skończyła i oczywiście odtąd same tróje na świadectwach. Problem ciągnął się latami, nie warto wszystkiego opowiadać, ale lekką depresją tego nie nazwę. Poprawiło mi się w liceum, jednak olewczy stosunek do szkoły pozostał. Na zasadzie "o czym nie myślę tego nie ma". A stres dalej był ten sam.
Zdałam maturę, poszłam na studia na uw, może kierunek zdaniem wielu 5 nie taki prestiżowy, politologiczno-ekonomiczny, ale ciekawy. Tylko zaraz po maturze zdałm sobie sprawę, że idąc po najprostszej lini oporu minęłam się z, powiedzmy, lekarskim powołaniem. Właśnie siedzę na dlugim zwolnieniu z powodu nawrotu depresji i próbuję się nauczyc do kolejnej matury.
Ostatecznie powiązałam tą całą nawracającą depresję z jej właściwą przyczyną. I chociaż wiem, że nie powinnam nikogo obarczać winą, ale wściekam się, że przez tyle lat nigdy nie usłyszałam pytania "czy masz jakiś problem?", tylko w domu na okrągło "po prostu jesteś leniwa".
Dlatego przewidywalny morał: zastanówcie się czy jesteście AŻ TAK leniwi, albo czy ktoś inny w takiej sytuacji.
Wyszło bardzo szczerze, trochę mi głupio. (Znowu 5?) :p
Mam teraz prawie 21 lat, analogiczny problem zaczęłam przechodzić wcześniej, w gimnazjum i dalej lekko się zbiera na płacz. Tak nie-piątkowo Wydeptałam chyba kilometry u psychologów i psychiatrow. W dużej mierze z włsnej woli, bo wszystkim wokół łatwiej było zwalić to na lenistwo - szczególnie mojej rodzinie kultywującej etos człowieka harującego.
Już w podstawówce zaczęłam dostawać silnych migren, mroczki, wymioty, standard. Oczywisćie badania nic nie wykazały, a wszystko nasilało się w gimnazjum. Równolegle przestałam mieć ochotę wstawać, uczyć się, chociaż wcale dużo zakuwania nie potrzebowałam, aż w końcu zaczęłam symulować. Mama wywalała mnie i wtedy, i w autentycznych przypadkach, z domu do szkoły, ale kończyłam na wagarach. Dawna, jeśli nie prymuska, to przynajmniej dobra uczennica się skończyła i oczywiście odtąd same tróje na świadectwach. Problem ciągnął się latami, nie warto wszystkiego opowiadać, ale lekką depresją tego nie nazwę. Poprawiło mi się w liceum, jednak olewczy stosunek do szkoły pozostał. Na zasadzie "o czym nie myślę tego nie ma". A stres dalej był ten sam.
Zdałam maturę, poszłam na studia na uw, może kierunek zdaniem wielu 5 nie taki prestiżowy, politologiczno-ekonomiczny, ale ciekawy. Tylko zaraz po maturze zdałm sobie sprawę, że idąc po najprostszej lini oporu minęłam się z, powiedzmy, lekarskim powołaniem. Właśnie siedzę na dlugim zwolnieniu z powodu nawrotu depresji i próbuję się nauczyc do kolejnej matury.
Ostatecznie powiązałam tą całą nawracającą depresję z jej właściwą przyczyną. I chociaż wiem, że nie powinnam nikogo obarczać winą, ale wściekam się, że przez tyle lat nigdy nie usłyszałam pytania "czy masz jakiś problem?", tylko w domu na okrągło "po prostu jesteś leniwa".
Dlatego przewidywalny morał: zastanówcie się czy jesteście AŻ TAK leniwi, albo czy ktoś inny w takiej sytuacji.
Wyszło bardzo szczerze, trochę mi głupio. (Znowu 5?) :p
- Yarpen_Zigrin
- Posty: 304
- Rejestracja: piątek, 9 sierpnia 2013, 23:29
Re: Odp: Problem z chodzeniem do szkoły
To bardzo nie-piątkowe. Szkoła jako miejsce gdzie można zdobyć wiedzę(głowna motywacja 5: wiedza) jest raczej przez ten typ lubiana.viscanori pisze:Trochę czasu już minęło, mam nadzieję, że drogi Kabanos jakoś uporał się z problemem. Jednak jeszcze nawiążę do "nie-trafiania" do szkoły, chyba u 5 to dosć częste?
[...]
Zdałam maturę, poszłam na studia na uw, może kierunek zdaniem wielu 5 nie taki prestiżowy, politologiczno-ekonomiczny, ale ciekawy.
[...]
Wyszło bardzo szczerze, trochę mi głupio. (Znowu 5?) :p
5 się nie skupiają na prestiżu, więc wybór szkoły pod kątem prestiżu jest nie piątkowe.
Głupio, że szczerze? A czemu?
- Ael
- Posty: 941
- Rejestracja: sobota, 10 kwietnia 2010, 00:22
- Enneatyp: Indywidualista
- Lokalizacja: Kraina Czarów
- Kontakt:
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Yarpen, wydaje mi się, że to zależy a) od warunków w szkole b) od tego, jaka wiedza interesuje Piatke.
Np ja (jeszcze nie do końca pewna swojej piątkowatości, nie bij!) uwielbiałam zawsze chodzić do szkoły ale wagary mi się zdarzały. Głównie na przedmiotach, na których czułam, że nie dowiaduję się niczego konkretnego i tylko tracę czas (najczęściej spadało to na WOS). Ważnym czynnikiem było też, jak się dogadywałam z nauczycielem.
Z całą mocą ten problem niestety wrócił na trzecim roku wraz z końcem wszystkich wykładów typu historia Japonii...
Myślę też, że Piątka może czuć wstręt przed przymusem wkuwania na pamięć mnóstwa tak naprawdę niepotrzebnych faktów...zrozumienie > "wiedza".
Poprawcie mnie jeśli się mylę ^^
zduplowany post /boogi
Np ja (jeszcze nie do końca pewna swojej piątkowatości, nie bij!) uwielbiałam zawsze chodzić do szkoły ale wagary mi się zdarzały. Głównie na przedmiotach, na których czułam, że nie dowiaduję się niczego konkretnego i tylko tracę czas (najczęściej spadało to na WOS). Ważnym czynnikiem było też, jak się dogadywałam z nauczycielem.
Z całą mocą ten problem niestety wrócił na trzecim roku wraz z końcem wszystkich wykładów typu historia Japonii...
Myślę też, że Piątka może czuć wstręt przed przymusem wkuwania na pamięć mnóstwa tak naprawdę niepotrzebnych faktów...zrozumienie > "wiedza".
Poprawcie mnie jeśli się mylę ^^
zduplowany post /boogi
- Litowojonow
- Posty: 525
- Rejestracja: piątek, 17 lutego 2012, 19:17
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: punkt orientacyjny Lloyda
Re: Problem z chodzeniem do szkoły
Nie zgodzę się, boYarpen_Zigrin pisze:To bardzo nie-piątkowe. Szkoła jako miejsce gdzie można zdobyć wiedzę(głowna motywacja 5: wiedza) jest raczej przez ten typ lubiana.
iAel pisze:to zależy a) od warunków w szkole b) od tego, jaka wiedza interesuje Piatke
Ael pisze:Myślę też, że Piątka może czuć wstręt przed przymusem wkuwania na pamięć mnóstwa tak naprawdę niepotrzebnych faktów...zrozumienie > "wiedza".
Szkoła miejscami oducza myślenia, zamiast nauczać.
Skądś to znam, z tym, że ja nie miałem tak zaawansowanych problemów jak viscanori.viscanori pisze:wszystkim wokół łatwiej było zwalić to na lenistwo - szczególnie mojej rodzinie kultywującej etos człowieka harującego
Dużo jest w tym prawdy, ale przeważa nieprawda.
- methylene_blue
- Posty: 122
- Rejestracja: poniedziałek, 28 października 2013, 23:04
- Enneatyp: Obserwator
- Lokalizacja: 18. południk
Re: Odp: Problem z chodzeniem do szkoły
Też nie mogę się z tym zgodzić. O ile od dziecka lubiłam dowiadywać się nowych rzeczy, tak za szkołą nie przepadałam w zasadzie na żadnym etapie edukacji. Pamiętam, że moim pierwszym rozczarowaniem zerówką przy szkole (moja przygoda z przedszkolem skończyła się po 3 tygodniach, kiedy to delikatnie, acz stanowczo zasugerowano zabranie mnie stamtąd) było to, że zamiast jakiejś „porządnej nauki” czekały mnie kolorowanki, szlaczki i zabawy klockamiYarpen_Zigrin pisze:
To bardzo nie-piątkowe. Szkoła jako miejsce gdzie można zdobyć wiedzę(głowna motywacja 5: wiedza) jest raczej przez ten typ lubiana.
Nie byłam związana emocjonalnie z żadną klasą, do której chodziłam. Osoby, z którymi utrzymuję kontakt do dziś, można policzyć na palcach jednej ręki. Co do opuszczania, nie wyprę się, zdarzało mi się. A wycieczki klasowe oznaczały zawsze kilka wolnych dni gratis. Ale mimo to obowiązkową edukację ukończyłam bez przeszkód. Teraz, na studiach, jest lepiej, zarówno pod względem motywacji (i nie mówię tu tylko o odgórnym przymusie) jak i relacji z innymi. Może to kwestia mojego poziomu zdrowia, może tego, że mogłam zacząć od nowa, a może po prostu tego, że studia funkcjonują na innych zasadach.
Otóż to - szczególnie egzaminy w ich obecnej formie (testy ϋber alles).Litowojonow pisze:Szkoła miejscami oducza myślenia, zamiast nauczać.
5w4 sp/sx
INTP-T
LII - Robespierre prawie bez głowy
Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. (Oscar Wilde)
INTP-T
LII - Robespierre prawie bez głowy
Nie ma książek moralnych lub niemoralnych. Są książki napisane dobrze lub źle. (Oscar Wilde)