*Nie mówię tu tylko o Bogu katolickim, a ogólnie o "obiektach czci" - pozwoliłem sobie zatem użyć małej litery. Mam nadzieję, iż nikt nie poczuł się urażony.
Jakiś czas temu miałem mały problem, znajdując filozoficzny dowód na istnienie boga/bogów/jakieś tam siły X. Na szczęście udało mi się go obalić.
Ostatecznie poradziłem sobie z tym. Choć skutek nie może być doskonalszy od przyczyny, kilka przyczyn może łączyć się w jednen skutek. Dla przykładu człowiek nie zbuduje maszyny doskonalszej od siebie, ale kilku ludzi może stworzyć coś, co może nie będzie doskonalsze od nich wszystkich razem wziętych, ale od każdego z osobna - jak najbardziej.Moja wypowiedź z innego forum (www.sanktuarium.fora.pl) pisze:Każdy skutek ma przyczynę, to chyba oczywiste. Uznałem, iż skutek nie może być doskonalszy od przyczyny (człowiek nie zbuduje maszyny lepszej od niego samego). Logicznie rozumując fakt, iż ewolucja wogóle zachodzi oraz obserwując ciągły rozwój świata można uznać, iż czasem skutek i przyczyna są równoważne. Tak czy owak ogólny bilans wychodzi na +. Z drugiej strony rodzi się tu niepokojący wniosek, iż kiedyś ta tendencja może się odwrócić i świat zacznie się degenerować. Zresztą, przyglądając się obecnemu społeczeństwu można uznać, iż proces ten już się rozpoczął. Właściwie tu powinienem skończyć, gdyż zasadniczo o ten wniosek mi chodziło - zastanawiałem się nad tym, dlaczego każde kolejne pokolenie jest... głupsze
Niemniej najzwyczajniej w świecie pociągnąłem ten temat dalej. Jeśli skutek może być co najwyżej równoważny z przyczyną, to cofając się wstecz, dojdziemy do punktu, w którym przyczyna się wogóle pojawiła. Coś idealnego, doskonałego. Tylko co to jest?
Przyczyna pierwotna i doskonała = bóg? Niestety musiałem uznać, iż to rozwiązanie jest niezwykle prawdopodobne. Od tego czasu próbuję znaleźć jakiś sposób by wybrnąć z tego martwego zaułka, ale jakoś mi nie wychodzi.
Teraz małe sprostowanie. Nie mówię tu o bogu w rozumieniu stricto katolickim czy nawet religijnym. Przyczyna pierwotna i doskonała, ok, ale niekoniecznie idealna w sposób, w jaki może to zrozumieć człowiek. Myślę raczej o jakiejś ślepej sile, niekoniecznie nawet świadomej, czymś, czego nie da się pojąć czy zrozumieć, bo nie jest podobne do niczego, z czym możemy mieć kontakt - w efekcie nie jesteśmy w stanie zgłębić jej istoty.
Dlatego też piszę "bóg" z małej litery. Zresztą, tak czy tak to tylko nazwa robocza, gdyż samo to słowo ma zupełnie inny wydźwięk niż ten zamierzony przeze mnie.
Dość, że cały mój światopogląd opiera się o ateizm. Zabawne uczucie, kiedy cały system poglądów, tworzony pracowicie przez lata, wali ci się na głowę .
Tak czy owak chyba będę musiał nazywać siebie deistą. Choć mam nadzieję, że gdzieś popełniłem błąd.
Oczywiście nie jest to dowód na nie istnienie boga. Ale tak czy siak wracamy do punktu wyjścia.