Czy Piątki mają pewnych przyjaciół?
Re: Czy piatki maja pewnych przyjaciol?
W pytaniu Debory nie chodzi o przyjaciół (bo tych w sumie też nie mam). Ona napisała:
Tak, dostrzegam. Ale myślę, że to wynika właśnie z mojego charakteru - ciężko jest utrzymywać znajomość z osobą, która nigdy sama pierwsza nie przyjdzie, nie zagada itd. Więc nawet ich rozumiem (ale choć rozumiem ich, to siebie zmienić nie umiem i koło się zamyka).Debora pisze:Kto jest piatka niech mi powie, czy dostrzega w swoim otoczeniu smutny fakt, ze wszystkie osoby ktorym sie chodz troche ufa opuszczja cie lub rania?
5w4
-
- Posty: 207
- Rejestracja: niedziela, 6 maja 2007, 19:01
Re: Czy piatki maja pewnych przyjaciol?
...
Ostatnio zmieniony czwartek, 29 stycznia 2009, 23:04 przez OtherTruth, łącznie zmieniany 1 raz.
Odrywam się od przeszłości.
Jeżeli chcesz-próbuj szczęścia i napisz do mnie.
Jeżeli chcesz-próbuj szczęścia i napisz do mnie.
- Orest Reinn
- Posty: 190
- Rejestracja: czwartek, 10 maja 2007, 16:30
Re: Czy piatki maja pewnych przyjaciol?
Nie. To ja wszystkich ranię.Debora pisze:Kto jest piatka niech mi powie, czy dostrzega w swoim otoczeniu smutny fakt, ze wszystkie osoby ktorym sie chodz troche ufa opuszczja cie lub rania?
Z przyjaźnią jest ciężko, dla mnie to wielkie słowo, a zaszczycenie kogoś tym mianem jest według mnie dużą odwagą lub głupotą.
Często moja "przyjaźń" wyglądała tak, że ja byłem milczącym golemem, nie oceniającym działań drugiej strony, nie przerywającym mu, a zatem świetnym słuchaczem. Niestety działało to w jedną stronę, bo ja nie byłem słuchany, a już na pewno nie mogłem liczyć na drugą stronę. Nasuwa się pytanie, dlaczego pozostawałem w takich relacjach. Ano dlatego, że to był mój jedyny kumpel na osiedlu.
Podobne sytuacje się powtarzały i doszedłem do wniosku, że albo ja wyolbrzymiam słowo przyjaźń, albo z nimi jest coś nie tak. Przyjąłem pierwsze wyjaśnienie, bo od ludzi nie można zbyt wiele wymagać, zwłaszcza od tych płytszych i mniej rozumnych ode mnie.
Brzmi to jak ponura akceptacja, ale mimo to nadal nie zawieram przyjaźni z nikim, bo w głębi serca tego nie da się zaakceptować, a jeśli się da to nie jest to łatwe.
Często moja "przyjaźń" wyglądała tak, że ja byłem milczącym golemem, nie oceniającym działań drugiej strony, nie przerywającym mu, a zatem świetnym słuchaczem. Niestety działało to w jedną stronę, bo ja nie byłem słuchany, a już na pewno nie mogłem liczyć na drugą stronę. Nasuwa się pytanie, dlaczego pozostawałem w takich relacjach. Ano dlatego, że to był mój jedyny kumpel na osiedlu.
Podobne sytuacje się powtarzały i doszedłem do wniosku, że albo ja wyolbrzymiam słowo przyjaźń, albo z nimi jest coś nie tak. Przyjąłem pierwsze wyjaśnienie, bo od ludzi nie można zbyt wiele wymagać, zwłaszcza od tych płytszych i mniej rozumnych ode mnie.
Brzmi to jak ponura akceptacja, ale mimo to nadal nie zawieram przyjaźni z nikim, bo w głębi serca tego nie da się zaakceptować, a jeśli się da to nie jest to łatwe.
1w9
-
- VIP
- Posty: 2251
- Rejestracja: sobota, 24 marca 2007, 17:09
- Lokalizacja: z nikąd
Mal, Lex mam bardzo podobnie. I wczoraj się właśnie zastanawiałam, czy to ze mną jest coś nie tak i zbyt poważnie traktuję kontakty międzyludzkie oczekując bezgranicznego zaufania, zrozumienia i porozumienia i jestem w tym boleśnie naiwna, czy to z inni podchodzą do tego zbyt lekkomyślnie?
Może poprostu za dużo poezji się naczytaliśmy?
Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.
...
Mimo wszystko czasem widuje się takie przyjaźnie, w których można dostrzec coś prawdziwego. Takie, które nie wynikają jedynie z aktualnych okoliczności i chwilowej potrzeby zwalczenia samotności. Chodzi mi o znajomości, które ciągną się latami, a trwałość jest tu chyba ważniejsza od intensywności... Patrząc na kontakty, które utrzymują moi rodzice, jestem przekonany, że jest to osiągalne (choć ograniczeń należy być świadomym).