@maroz: Tak, z tym się zgadzam (tj. z tym z 10 maja 2012, 23:49, bo właśnie przybyło coś więcej). Przy bliskich można, w samotności też. Przez publicznie miałam na myśli odstawianie histerii przy bogu-ducha-winnym przypadkowych osobach.
A jeszcze jeden wątek, który wcześniej mi uciekł:
@cotta. Cieszę się że to widzisz bo rozumiejąc postępowanie osób kontrfobicznych lepiej sobie z nimi poradzisz w relacji
Tj. mimo, że rozumiem, nie zawsze wiem, jak sobie ułożyć relację. Np. jakiś czas temu miałam sytuację, gdzie zostałam zaatakowana przez niezdrowe kontrfobiczne 6. Takie małe zajęcie typu nonprofit, w które było zaangażowane trochę osób, w tym wspomniane 6 i ja. Miałam prowadzić stronę na FB i umieszczać tam informacje, w tym pozbierane z lokalnych stron. Najpierw się umówiliśmy, że ja będę wrzucać te informacje. Ok, robiłam to, ale zauważyłam, że on zaczął na tej stronie samodzielnie wrzucać informacje o swoim regionie. Umieszczał je na swojej stronie lokalnej i od razu (odstęp kilku sekund) na stronie głównej. Nie protestowałam, bo pomyślałam, że skoro chce, to spoko - informacje w ten sposób trafią szybciej do szerszego kręgu odbiorców. Tylko że jakiś czas potem mnie zaatakował, że umyślnie ignoruję jego region i nie umieszczam informacji na temat tego, co się tam dzieje. Zdębiałam. Jak miałabym zdążyć to zrobić w ciągu kilku sekund, jakie mi na to zostawił? (Pomijając, że żeby się zorientować, że w ogóle coś u siebie wrzucił i zareagować natychmiast, musiałabym być przyklejona do kompa 24/dobę.) Spokojnie wyjaśniłam, że nie umieszczałam tych informacji, bo on je umieszczał, a po co to samo ma być dwa razy. Ale on strasznie się nakręcił, zaczął mnie oskarżać, rzucać się że specjalnie go pomijam i w ogóle było nieprzyjemnie. Było widać, że po prostu chce walki za wszelką cenę, a nie rozwiązania sprawy. Kilka osób wcześniej miało z nim podobny problem - aranżował sytuacje tak, żeby wyszło, że wszyscy przeciwko niemu spiskują (chociaż to on tak organizował bieg wydarzeń), a potem ich atakował (w swoim odczuciu pewnie broniąc się przed tym domniemanym spiskiem). Ucięłam to komentarzem, że już wyjaśniłam mój punkt widzenia i że wmawianiem mi motywacji, których nie mam porozumienia nie osiągniemy. Zapytałam też, co uznałby za rozwiązanie problemu. Tego się już nauczyłam - nie pytać takich osób, w czym widzą problem, bo wtedy zaleją człowieka pretensjami i jeszcze bardziej się nakręcą. Lepiej zapytać "jakie widzisz rozwiązanie?" lub coś w tym stylu. Błyskawicznie się uspokoił i wycofał. No ok, siebie obroniłam. Ale mi nie tyle chodzi wyłącznie o obronę siebie, ile o to, jak skłonić taką osobę do przyjęcia normalnej postawy, nieobarczonej obroną przed domniemanym spiskiem (który w rzeczywistości nie istnieje). Bo to, że się uspokoił to fajnie, ale że się wycofał już nie (nie podał rozwiązania, o które pytałam, a jedynie cośtam zamarudził, że mniejsza, bo on i tak niedługo zamierza zrezygnować z prowadzenia tej swojej strony). Masz jakiś pomysł na to, co działa na takich delikwentów?