(2 rozmowa) Rozmowy ciąg dalszy.
Mama przychodzi gdyż chcę porozmawiać.
Mówi że się boi że sobie nie poradzę bo czyta książki na temat tego jak mężczyźni zostają w domu po 40 i rozmawiała z Ciocią psychiatrą o tym jak ludzie są niedojrzali itp.
Odpowiadam, że to ja nie jestem nimi i dobrze się radzę i powtarzam jak do dziecka że zawarliśmy umowę.
Tłumaczę jej że teraz żyję tak jak uważam za słuszne i jestem szczęśliwy.
Ona zaczyna mnie porównywać do moich sióstr, że one w moim wieku już same chciały się wyprowadzić, a ja na to że to żadne porównanie gdyż one w moim wieku miały od rodziców mieszkania. Zadaje pytania czy załatwią mi mieszkanie? bo jeśli tak to ja się chętnie wyprowadzę już dzisiaj. Mówię szczerze bo uważam że finansowo nie dam rady dzisiaj się utrzymać ale po pierwszym stycznia tak.
Ona na to że miałem mieszkanie jak mieszkałem z żoną. Ja na to że nie miałem mieszkania, tylko miała je moja żona i mnie z tego mieszkania wywaliła. Ponadto uważam że jedna z moich siostr ciągle stoi w miejscu bo nie prubuje zmienić swojego życia, siebie i uczynić siebie szczęśliwą tylko wciąż szuka szczęścia na zewnątrz w sukcesach, osiągnięciach tym jak inni jej traktują. Dodaje że ja takiego błędu nie popełnię. znalazłem sposób na to jak być szczęśliwymi czuć się dogrze i będę się tego sposobu trzymał.
Pojawia się niepokój i strach że ulegnę. Rozmowa się kończy gdyż ją przerywam i wychodzę
Dodaje jeszcze czy mama sobie zdaje sprawę z konsekwencji tego co do mnie mówi i jaki to ma wpływ na innych ludzi a w szczególnosci dzieci. Dodaje że widzę że mama przenosi swoje obawy i niepowodzenia z własnego życia na mnie i nie zdaje sobie sprawy że jeśli się jej posłucham to powielę te same porażki które spotkały ją.
Przemyślenia w pokoju. Strach wynika z tego że jestem zły na mamę bo chciałbym jej akceptacji i zaufania a otrzymuje brak wiary i ciągle nieracjonalne rady które uczynią mnie nieszczęśliwym. Prubuje mnie na siłę przekonać bo się boi, a ja wiem że jej przekonywanie mnie sprowadzi na manowcę. Niby mnie kocha, a tak naprawdę mimo że mówię jej co czyni mnie szczęśliwym i czego chcę ona dalej naciska i uważa lepiej. Postanowiłem tą złość wyrazić w sposób konstruktywny ale jeszcze nie wiedziałem jak a na razie zająć się moją dzisiejszą pracą którą chcę wykonać. Ponadto zdałem sobie sprawę że znów zabiegam o akceptacje zamiast skupić się na tym co jest naprawdę dla mnie istotne. Że przecież ja jej akceptacji nie potrzebuję by być szczęśliwym i że sam jestem swoim największym wrogiem gdy wda mi się do głowy zwątpienie. Ponadto już nigdy więcej nie dam zamknąć swoich ust gdy to co mówię i uważam jest słuszne, nawet jeśli ktoś ważny dla mnie będzie ode mnie tego wymagał manipulując, zmuszając mnie lub inne formy nacisku.
Wyczułem swoje emocje i swoje prawdziwe intencje -> + dla mnie
Nie dałem się sprowokowac i wyprowadzić z równowagi -> + dla mnie
Nie obrażałem mamy -> + dla mnie
Nie kontraatakowąłem tylko zbijałem argumenty kontrargumenami -> + dla mnie
Podjąłem decyzje co dalej zamierzam zrobić -> + dla mnie
(Trzecia rozmowa). Mam poprosiła mnie o to bym pomógł jej wytrzepać materac. Zgodziłem się i poszliśmy trzepać. Po drodze mama mówi "muszę zrobić to muszę tamto". Tydzień wcześniej prosiła mnie bym zwracał jej uwagę kiedy mówi wciąż muszę, gdyż powinna mówić chcę. Psycholog jej radził by tak robiła. Więc jej zwróciłem uwagę. Ona na to że się tak nie da ciągle mówić chcę, że w życiu są obowiązki. Ja na to że ja nierobię rzeczy które nie chcę, robię to co chcę albo wcale tego nie robię (to nowa umiejętyność jaką wyćwiczyłem pracując nad sobą). Ona na to że się tak nie da. Ja nato że przecież zawsze można renegocjowac warunki z szefem czy osobą z rodziny. ona że nie będzie więcej o tym rozmawiać bo ja wiem lepiej i ciągle uważam że ja mam zawsze rację
.
Wytrzepałem materac i znowu zdałem sobie sprawę że prubóję ją na siłę na coś przekonać bo zabiegam o jej akceptację i poczułem złość. Postanowiłem powiedzieć co myślę, ale spokojnym głosem i tym razem poczułem że chcę być złośliwy że to najwłaściwsze co mogę zrobić. Powiedziałem że uważam, że mama nie zna się na życiu gdyż jestem nieszczęśliwa a ja snam się lepiej bo jestem szczęśliwy i umiem uszczęśliwiać ważne dla mnie osoby. Potem jeszcze dodałem żę jestem na nią zły gdyż czasem chciałbym by ona wierzyła we mnie i mi ufała, a nigdy tego od niej nie otrzymuje. Że to budzi moją złość i frustrację. Po tych słowach wróciłem do pokoju by zająć się pracą dla klienta (i spisaniem tego postu) bo to są dla mnie ważne kwestie które chce robić i dzięki którym jestem szczęśliwy
Zachowałem się złośliwie wyrażając swoją złość ale w taki sposób by uciąć dyskusję pokazując prawdę -> + dla mnie pierwszy raz w życiu od kiedy pamiętam byłem złośliwy i czułem z tego powodu satysfakcję
Postąpiłem tak jak wynikało z mojego wnętrza, posłuchałem siebie i działałem w zgodzie ze sobą -> + dla mnie
Powiedziałem co uważam wierząc w to -> + dla mnie
Nie dałem się wyprowadzić z równowagi i nie podniosłem głosu -> + dla mnie
Dobrze się czuję ze sobą -> + dla mnie
Mama nie została obrażona jakoś dotkliwie niesprawiedliwie -> + dla mnie
Generalnie sam jestem zdziwiony że udało mi się to i nie dałbym rady gdyby nie wszystkie moje rozmowy na forum.
Dziękuje wam bo się naprawdę dużo dzięki wam nauczyłem w ostatnich dwóch tygodniach
(3 rozmowa) Rozmowy ciąg dalszy.