Boogi mnie namawia od długiego czasu do napisania posta tutaj, jako ciekawy obiekt badawczy, więc w końcu, korzystając z L4 i nadmiaru czasu, się zabieram do tego.
boogi pisze:
Co sądzicie?
1. czy takie coś w ogóle istnieje?
2. czy jest uwarunkowane genetycznie, czy wychowaniem?
3. czy ma związek z innymi cechami, jak introwertyzm czy ekstrawertyzm?
4. czy zauważacie u siebie że generalnie w różnych godzinach macie różny poziom energii, niekoniecznie zgodny z trybem rano/wieczór, ale np. zmienny co kilka godzin?
5. czy można to zmienić, i jeżeli tak, to jak i czy warto podejmować taki wysiłek? a może jest to łatwe?
1. Tak, sądzę, że coś takiego istnieje.
2. Możliwe, że to uwarunkowane genetycznie, ale tez nie koniecznie.
3. Nie, nie brałabym tu pod uwagę introwertyzmu, czy ekstrawertyzmu. Aczkolwiek co do innych rzeczy, to wzięłabym też pod uwagę wiek. Patrząc po sobie widzę różnice w tym jak było kiedyś, a jak jest teraz. Aczkolwiek nie jestem pewna, czy moje "teraz' nie jest tylko po prostu kwestią wypracowaną przez wiele, wiele lat.
4. Tak, zauważyłam u siebie coś takiego. Zazwyczaj w godzinach 17-18 robię się senna i muszę albo walnąć sobie kawę, albo walnąć się na łóżko i śpię maksymalnie godzinę. Potem wstaję i jestem jak nowa.
5. Tak, można, ale jest to męczące i trzeba chcieć, poza tym nie wiadomo jakie "skutki uboczne" cię dopadną.
A chodzi mi o to, ze ja od zawsze byłam prawdziwą sową. Mogłam normalnie funkcjonować do praktycznie rana i iść spać, a wstawać najchętniej w południe, a nawet i później. Pora nocna, to była moja pora. Nie miałam problemu, zeby spać po 12h, albo, żeby przespać cały dzień. Wstawanie do szkoły to była dla mnie droga przez mękę, zawsze było dla mnie za wcześnie, nigdy o takiej porze nie potrafiłam nic przełknąć, bo moje ciało jeszcze spało. Żeby się jakoś przestawić, to musiałam siebie bardzo pilnować, żeby chodzić wg zegarka spać, nawet jeśli spać nie mogłam, to leżeć w łóżku i czekać, aż zadzwoni budzik rano. Tym systematycznym sposobem potrafiłam sobie wypracować poranne wstawanie, kiedy to nie byłam padnięta i mogłam w miarę szybko zacząć nowy dzień. Jednak wystarczyła jedna zarwana noc, by wszystko popsuć, a ja bardzo łatwo znów wchodziłam na nocne tory.
Jednak w ciągu ostatnich lat coś się zaczęło zmieniać. Aktualnie moje pory aktywności zmieniły się. Po pierwsze najlepiej śpi mi się 8h. Często wstaję rano sama z siebie bez problemu, po porannej kawie jestem gotowa do działania, nie mam problemu ze zjedzeniem śniadania (jeśli chce mi się je robić). Koło godziny 17-18 dopada mnie senność. Nie mam jakiejś ustalonej pory, kiedy idę spać, bywa różnie (przed północą, po północy, choć raczej nie dłużej jak do 3). Zauważyłam, że jeśli nawet pójdę późno spać, czy zawalę noc, to nie wpadam od razu na "nocne tory" (zakładając, ze następny dzień jest dniem wolnym od pracy i nie muszę wstawać). Pośpię dłużej niż zazwyczaj, ale pewnie obudzę się i wstanę koło godziny 9. Często też jak się budzę rano sama z siebie i postanawiam, że jeszcze pośpię, to mam uczucie, że mnie boli już całe ciało od leżenia i naprawdę pora wstać, bo się zamęczę. Co jest przykre.
Czasem się zdarza, że śpię dłużej snem kamiennym, nie wstaję rano, a jak otwieram oczy to jest po 12. Ale są to sytuacje sporadyczne, kiedy jestem czymś tak zmęczona, że śpię, aż się zregeneruję w pełni.