Samotność
Samotność
Zagłuszam to uczucie jak mogę - muza, filmy, gry, ale i tak czasem mnie dopada i tak jak teraz oddech mi przyśpiesza, twarz się wykrzywia a oczy zaczynają się pocić. A wiecie co jest najgorsze? Że jakby ktoś teraz do mnie przyszedł to myślałbym tylko o tym kiedy już sobie pójdzie. Czasem jest ok jak jestem sam, czasem jest ok jak jestem z kimś, ale ogólnie w obu przypadkach czuję się źle i chcę być gdzieś indziej.
Powinienem już się do tego przyzwyczaić. To trwa już tak długo. Jednak ciągle potrafi zakłuć. Nie chcę być sam, ale nie potrafię być z innymi. Pieprzone błędne kółko.
Zdziwiło mnie, że nie było jeszcze tematu o samotności a chciałem to z siebie wyrzucić, więc założyłem nowy.
Powinienem już się do tego przyzwyczaić. To trwa już tak długo. Jednak ciągle potrafi zakłuć. Nie chcę być sam, ale nie potrafię być z innymi. Pieprzone błędne kółko.
Zdziwiło mnie, że nie było jeszcze tematu o samotności a chciałem to z siebie wyrzucić, więc założyłem nowy.
______________________________________________________________________________________________
Zawsze gdy myślę o samotności to przypomina mi się żałosny śpiew Osła ze "Shreka".
"...znów jestem sam, jak plaec albo... coś tam..."
Zaśpiewane tak żałośnie i tak prawdziwie że zrobiło mi się smutno. Ja jestem takim osiołkiem właśnie. Mam znajomych mam rodzinę ale w tym wszystkim czuję się taki sam. Uczucie samotności w tłumie ludzi.
"...znów jestem sam, jak plaec albo... coś tam..."
Zaśpiewane tak żałośnie i tak prawdziwie że zrobiło mi się smutno. Ja jestem takim osiołkiem właśnie. Mam znajomych mam rodzinę ale w tym wszystkim czuję się taki sam. Uczucie samotności w tłumie ludzi.
-
- VIP
- Posty: 2251
- Rejestracja: sobota, 24 marca 2007, 17:09
- Lokalizacja: z nikąd
Mam podobnie i to chyba wynika z tego, że nie wiem czego chcę. Z jednej strony nie chcę być samotna, mam dosyć, a z drugiej, gdy ktoś próbuje się do mnie przybliżyć, zawsze odpycham. Kiedyś wyrzuciłam to na w swym kącie wyżeleń.
Ech jakieś jałowe to wszystko.
Więcej chyba nie mam do dodania.Cały czas jestem na nie, do każdej zmiany, nowej sytuacji, nowej znajomości z góry jestem negatywnie nastawiona nawet, jeśli zdrowy rozsądek mówi mi co innego. Coś sprawia, że we wszystkim jestem nieufna, źle nastawiona, z góry spisująca na straty, przekonana, że nic dobrego wyniknąć nie może, ciągle na nie. Cały czas odpycham, oddalam, odrzucam, chociaż to ja czuję się odepchnięta, oddalona, odrzucona.
Ech jakieś jałowe to wszystko.
Czy zdanie okrągłe wypowiesz,
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.
czy księgę mądrą napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę samą pustkę i ciszę.
ostatnio rzadko wychodzę z domu, czasami mam cholerną ochotę się z kims spotkać, ale gdy to już nastąpi tez odliczam czas do konca spotkania.. chcę jak najprędzej wyjść i byc sama. przytłacza mnie czyjakolwiek obecność.. staje sie to uciążliwe.. chcialabym miec kogos, przez kogo nie czułabym się przytłoczona
Ostatnio zmieniony piątek, 2 listopada 2007, 18:12 przez Anathema, łącznie zmieniany 1 raz.
Kiedy mi doskwiera samotność, spotykam się z przyjaciółmi. I z kobietami, które to uczucie skutecznie zagłuszają, przynajmniej na jakiś czas. Zamiast siedzieć w domu i katować się niewłaściwą muzyką wolę wyjść życiu naprzeciw i być z ludźmi. Zaręczam, to najlepsze lekarstwo
"And if you look at your reflection, is that all you want to be?"
4w5
gg 5042588 - jak ktoś chce pogadać, zapraszam
4w5
gg 5042588 - jak ktoś chce pogadać, zapraszam
Ja czuję się najlepiej, jeśli wszystko jest w odpowiednich proporcjach. W ciągu tygodnia szkolnego, wszystko jest w porządku, przez pół dnia jestem w budzie wśród kumpeli i jest okey, przez następne pół dnia jestem w domu sama i też jest mi dobrze.
Gorzej jest w weekendy, kiedy nie mam zbyt wielu okazji do spotkań z przyjaciólmi i samonośc zajebiście mi doskwiera.
Ale przegięcie w drugą stronę jest jeszcze gorsze. Niedawno pojechałam z przyjaciółką na tydzień na wycieczkę szkolną. Przebywałyśmy ze sobą non stop, i mimo że wcześniej nie potafiłam się nacieszyć tą osobą, w takiej sytuacji zaczęłam być drażliwa, starałam się izolować od niej... Jezu, jakmyśmy sie gryzły... O wszystko... Masakra.
Gorzej jest w weekendy, kiedy nie mam zbyt wielu okazji do spotkań z przyjaciólmi i samonośc zajebiście mi doskwiera.
Ale przegięcie w drugą stronę jest jeszcze gorsze. Niedawno pojechałam z przyjaciółką na tydzień na wycieczkę szkolną. Przebywałyśmy ze sobą non stop, i mimo że wcześniej nie potafiłam się nacieszyć tą osobą, w takiej sytuacji zaczęłam być drażliwa, starałam się izolować od niej... Jezu, jakmyśmy sie gryzły... O wszystko... Masakra.
100% of 4w5
Kiedy jestem z kimś, marzę o samotności. Wydaje mi się, że inni ludzie tylko przeszkadzają, denerwują brakiem zrozumienia albo przekonaniem, że wszystko rozumieją. Nawet kiedy ktoś deklaruje się, że chce słuchać i pomagać, ciągle mam wrażenie, że to tylko poczucie obowiązku. "Bo tak wypada".
Kiedy jestem całkiem sama, szybko zaczynam się dusić. Samotność mnie wykańcza, bo ciągle walczę ze sobą, by nie myśleć o innych. Nie odzwywać się, gdy ktoś nie zadzwoni/przyjdzie/napisze pierwszy. Potrafię godzinami wpatrywać się w telefon, sprawdzać skrzynkę pocztową. To, za czym tęsknię wśród ludzi, tak naprawdę mnie dobija.
Owszem, dawkowana samotność, którą mogę przerwać w każdej chwili, cieszy mnie. Lubię spędzić ze sobą kilka dni, nie odzywać się do nikogo, zamknąć na cztery spusty. Kiedy jednak staje się to koniecznością, samotność mnie przeraża.
Najbardziej chciałabym mieć cichy, ciemny kąt w pokoju pełnym ludzi.
Kiedy jestem całkiem sama, szybko zaczynam się dusić. Samotność mnie wykańcza, bo ciągle walczę ze sobą, by nie myśleć o innych. Nie odzwywać się, gdy ktoś nie zadzwoni/przyjdzie/napisze pierwszy. Potrafię godzinami wpatrywać się w telefon, sprawdzać skrzynkę pocztową. To, za czym tęsknię wśród ludzi, tak naprawdę mnie dobija.
Owszem, dawkowana samotność, którą mogę przerwać w każdej chwili, cieszy mnie. Lubię spędzić ze sobą kilka dni, nie odzywać się do nikogo, zamknąć na cztery spusty. Kiedy jednak staje się to koniecznością, samotność mnie przeraża.
Najbardziej chciałabym mieć cichy, ciemny kąt w pokoju pełnym ludzi.
4w5 / INTP (...INFP?)
Pisanie jest sztuką skreślania
– Julian Przyboś
Pisanie jest sztuką skreślania
– Julian Przyboś
Generalnie nie czuję się samotna. Pewnie dlatego, że mam sporo znajomych i zawsze jest ktoś, do kogo mogę zadzwonić, napisać SMS, puścić sygnał, pogadać na GG. I to wystarcza bym czuła, że ludzie przy mnie są. Poza tym: lubię być sama ze sobą.
Tylko czasem staję w oknie, z którego rozpościera się widok na pół Warszawy, aż po horyzont i myślę, że wszyscy ludzie są tak cholernie daleko ode mnie. Fizycznie daleko.
Do niedawna też myślałam, że jak mam problem, to zawsze jestem sama. Akurat w tych momentach nikt nie ma dla mnie czasu. Ale okazało się, że jedynie źle dobrałam przyjaciółkę. Gdy ta osoba skrzywdziła mnie, masa innych ludzi była przy mnie i dopytywała się, jak się trzymam.
Tylko czasem staję w oknie, z którego rozpościera się widok na pół Warszawy, aż po horyzont i myślę, że wszyscy ludzie są tak cholernie daleko ode mnie. Fizycznie daleko.
Do niedawna też myślałam, że jak mam problem, to zawsze jestem sama. Akurat w tych momentach nikt nie ma dla mnie czasu. Ale okazało się, że jedynie źle dobrałam przyjaciółkę. Gdy ta osoba skrzywdziła mnie, masa innych ludzi była przy mnie i dopytywała się, jak się trzymam.
Emo i dumna z tego
4w3 , ENFP
4w3 , ENFP
- Kwiecia
- Posty: 213
- Rejestracja: czwartek, 14 grudnia 2006, 15:54
- Lokalizacja: z Puszczy Kozienickiej
Żeby polubić samotność, trzeba przebywać z ludźmi. Kiedy masz samotność na okrągło, to rzeczywiście - wychodzi ci to uszami, nienawidzisz tego... Ale jeśli jesteś towarzyskim człowiekiem i ciągnie cię do innych człowieków, to ta odrobina samotności, którą masz od czasu do czasu, jest wspaniała... jest w sam raz.
A żeby przebywać z ludźmi, trzeba i to polubić, trzeba się tego nauczyć. Jak? Może przez przełamanie się, przez wyjście do ludzi, choćby na początku było to na siłę? Może przez odrobinę pozytywnego myślenia i kilka afirmacji? Ja zawsze lubiłam być wśród ludzi, chociaż generalnie w mniejszym towarzystwie, jedno, dwu, trzy czy czteroosobowym. W większym, paradoksalnie, najbardziej czuję samotność, bo coś mnie strasznie hamuje.
Najlepszym lekarstwem na samotność, kiedy już naprawdę nikogo nie mogę z domu wyciągnąć, nie są dla mnie gry ani filmy, tylko spacer. Nie zagłusza niczego, a pomimo to uspokaja, zajmuje, daje świetny efekt.
A żeby przebywać z ludźmi, trzeba i to polubić, trzeba się tego nauczyć. Jak? Może przez przełamanie się, przez wyjście do ludzi, choćby na początku było to na siłę? Może przez odrobinę pozytywnego myślenia i kilka afirmacji? Ja zawsze lubiłam być wśród ludzi, chociaż generalnie w mniejszym towarzystwie, jedno, dwu, trzy czy czteroosobowym. W większym, paradoksalnie, najbardziej czuję samotność, bo coś mnie strasznie hamuje.
Najlepszym lekarstwem na samotność, kiedy już naprawdę nikogo nie mogę z domu wyciągnąć, nie są dla mnie gry ani filmy, tylko spacer. Nie zagłusza niczego, a pomimo to uspokaja, zajmuje, daje świetny efekt.
4w5
Może to dlatego, że jestem skrzydło 3, ale raczej nie odbieram obecności innych ludzi jako męczącej. Lubię przebywać z ludźmi i dopiero w grupie rozkwitam. Jak mam doła, to oczywiście zapadam się w siebie... ale jednym z najlepszych sposobów rozładowania napięcia jest dla mnie właśnie pogadanie z kimś, to może być zupełnie obca osoba.
A dziś doświadczyłam czegoś zupełnie nowego. Dodałam znów na listę kontaktów w GG człowieka, który kiedyś powiedział mi, że mu się podobam, a ja przestraszyłam się i zerwałam kontakt. I widzę, że opis ma skierowany wybitnie do jakieś pięknej i bliskiej jego sercu damy. Znalazł sobie kogoś innego, jest szczęśliwy. A ja siedzę sama w domu, liżę rany po Bartku i zamykam się jeszcze głębiej w skorupie własnych lęków.
Nie żebym była zazdrosna... ale to takie dziwne uczucie.
A dziś doświadczyłam czegoś zupełnie nowego. Dodałam znów na listę kontaktów w GG człowieka, który kiedyś powiedział mi, że mu się podobam, a ja przestraszyłam się i zerwałam kontakt. I widzę, że opis ma skierowany wybitnie do jakieś pięknej i bliskiej jego sercu damy. Znalazł sobie kogoś innego, jest szczęśliwy. A ja siedzę sama w domu, liżę rany po Bartku i zamykam się jeszcze głębiej w skorupie własnych lęków.
Nie żebym była zazdrosna... ale to takie dziwne uczucie.
Emo i dumna z tego
4w3 , ENFP
4w3 , ENFP