Nikt pisze:Ale gdy obecnie jestem jeszcze przez miesiąc z rodziną, codziennie zastaję jedynie chleb, o bułach nie chcę mi się im wiecznie przypominać, więc rano nie jem...
A czym się różni bułka od chleba? To pieczywo i to pieczywo. I dlaczego koniecznie musi być bułka na śniadanie, a nie coś innego? Takie uzależnienie się jest dość smutne, bardzo ogranicza.
Kiedyś na wycieczce szkolnej spotkałam dziewczynę, która przez trzy dni trwania tej wycieczki nic praktycznie nie jadła, bo niczego z oferowanych dań nie lubiła i to do tego stopnia, że nie mogła przełknąć. Zakrawało to wręcz o jakieś zaburzenia, bo ja rozumiem, nie lubić, każdy czegoś chyba nie lubi, ale bez przesady, COŚ jeść trzeba. Jakiś instynkt przetrwania? Cokolwiek? W skrajnych sytuacjach człowiek jest w stanie wypić własne siki, jeść własne buty, by się ratować. A ona po prostu nic nie jadła, bo "to obrzydliwe, niedobre". Wyglądała jak z Oświęcimia. A może była anorektyczką, tylko kto w takich czasach wiedział o anoreksji...
Nie wiem, jak można zazdrościć komuś brak apetytu. Gdy się stresuje, tracę apetyt. Gdy mam dużo ważnych spraw na głowie, zapominam o jedzeniu. To okropne. Chudnę wtedy w oczach. Spodnie się zsuwają, ciuchy wiszą, zegarek lata po nadgarstku. A potem jak ciężko przytyć! Schudnąć mogę przez parę dni- żaden problem, ale na przytycie potrzebuję parę tygodni. Ledwo mi się uda zakryć kości cienką warstwą tkanki, znów przychodzą stresy.
Teraz patrzę w lustro i moja waga mi się podoba. Nie chcę jej stracić. ;( W ogóle nie wyglądam najgorzej. Chyba zaczynam się w miarę akceptować.