#33
Post
autor: Minka » poniedziałek, 9 sierpnia 2010, 18:46
Paradoks, zawsze zajmowałam się innymi, żeby zapomnieć tylko o własnych problemach, sobie zostawiając tylko: "szczyptę czasu". A później marudziłam, jak bardzo nie wiem, kim jestem i jak bardzo każdy ode mnie czegoś chce. Jak bardzo jestem biedna, bo wszyscy się ode mnie odsuwają. I jak bardzo chciałabym być tak zajebista, za jaką się często postrzegam. W pewnym momencie zaczęłam wprowadzać w życie szczyptę manipulacji i lizusostwa. Wiedziałam, co komu powiedzieć, żeby zaskarbić sobie jego dobre uczucia. Następnie zauważyłam, że moim ciałem mogę wzbudzać pożądanie. Że sobą mogę wzbudzać pożądanie, dlatego przyjęłam maskę zimnej suki, która rani każdego z samców, zasłaniając się swoją niezależnością i trudnością w angażowaniu się. Aż wreszcie - wchodziłam do każdej z grup, pragnąc utrzymać z każdym z nich jak najlepsze kontakty i zbliżyć się do osób, które sobie wybrałam. Właściwie już od początku wiedziałam, jak wybierać sobie osoby, które w grupie są silne lub nowe. Żeby móc pokazać siebie z jak najlepszej strony. Nie bałam się w szóstkowym tego słowa znaczeniu (właśnie dlatego zawsze uważałam, że jestem szóstką). Bałam się po prostu, że od tych wszystkich masek, od tego wszystkiego, tak naprawdę jestem w środku pusta. I już wszystko, co mogło znaczyć coś, przestało to znaczyć. Dlatego próbowałam "przyodziewać" różne maski. Najbardziej mojej przyjaciółki, następnie brata. Dlatego miałam trudności ze "zdiagnozowaniem". I nagle, nagle zdałam sobie sprawę, że żyłam tak, by być obrazem kogoś, kogo sobie "narysowałam". Naczytałam się tylu opisów, dlatego zaczęłam używać swojego umysłu, żeby tym wszystkim manipulować, a przy okazji się podkładać, twierdząc, że na nic mnie nie stać, tylko po to, żeby ludzie pokazywali jeszcze bardziej, jak mnie kochają, jak bardzo jestem dla nich ważna i jak bardzo jestem zajebista. To było w stylu małych dziewczynek, które mierzą ubrania i mówią: "jak brzydko w tym wyglądam!", a Ty musisz powiedzieć: "wcale nie, przestań". I dzisiaj zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem tą szóstką, ani siódemką. Chociaż tak bardzo chciałam być jednym z tych typów, że sama sobie wymyślałam, że mam te projekcje. Sama układałam następną maskę do szafy. Jedną z miliona, tak bardzo męczących masek, które pokazują, że tak naprawdę nie wiem, kim naprawdę jestem. I dzisiaj dorwałam e-booka Helen Palmer. Przeczytałam opis dwójki, dokładnie. Jej drogę rozwoju. I tak, cholera jasna, aż przykro mi to mówić, jestem dwójką. Chociaż nie pasuje do mnie w 100% (zresztą, żaden typ nigdy nie pasował w tylu). Szóstka ma zupełnie inne motywy. Teraz zauważyłam, że od zawsze musiałam... zrobić coś więcej dla kogoś, żeby dostać od tego kogoś więcej.
I tak, jestem dziwna. Ale, niestety, nie jestem szóstką. Chociaż wiele razy będę tutaj jeszcze powracać, bo polubiłam i przywiązałam się do tego miejsca. Jak jakiś kot. I do ludzi też.
"Podejrzliwość w stosunku do wszystkich jest męcząca, trzeba komuś ufać, bo trzeba przy kimś odpocząć."
sp/so