#51
Post
autor: gadula » sobota, 10 października 2015, 13:58
Z innych typów mam raczej tylko te cechy, które w pewnym sensie się pokrywają z zachowaniem 9,8 lub wynikają z ich spojrzenia na świat...
1 Gdy grupa do której należę dostaje do zrobienia to samo zadanie, a ja czuję, że mogę się wykazać, staram się je zrobić solidnie, nie dopuszczam łamania zasad np. nielegalnego kopiowania. Mogę napisać mniej, ale nie w kółko powtarzano "nie rób tak" i zwyczajnie nie mogę. Zazwyczaj efekt pracy, nie tylko mojej zostaje niesprawiedliwie oceniony i czuję zawód i następnym razem już się nie staram. Gdy odkładam ciągle decyzję, czuję, że ni myślałam nad nią wystarczająco długo. Czasem chcę zrobić gest w kierunku lokalnej społeczności, ale nikt nie docenia tego, co zrobiłam, więc następnym razem robię to tylko dla mniejszego grona, ale to cieszy się tylko chwilę i nie widzę, żeby robiło coś w zamian, więc ostatecznie pomagam tylko zasłużonym. Doceniam drobne gesty, niby ich oczekuję od wszystkich, ale dzieją się tak rzadko, że wyłupiam oczy, gdy ktoś pamięta moje imię, lub stara sobie przypomnieć. Kiedyś przejmowałam się, gdy nie przygotowałam się odpowiednio, ale zawsze wychodziłam cało z sytuacji, więc obawiam się tylko w niewielkim stopniu. Mogę się poświęcić dla ważnej dla mnie sprawy. Lubię zmieniać otoczenie na lepsze, ale gdy reszta nie podziela mojego zapału przestaje mnie to obchodzić, przekazuję swoje pomysły nowym, którzy potencjalnie mogą pomóc w realizacji. W niektórych sprawach mam konserwatywne poglądy, jeśli ktoś na poważną uroczystość idzie w podartych spodniach, ja na lustro poleruję czarne buty i idziemy razem, przy czym zachowuję się jak zwykle lub podobnie do tej osoby, żartuję, próbuję się wyluzować. Moje współczucie jest dość specyficzne. Jeśli moja "pomoc" burzy porządek np. mam argumenty i pewność, że rzucenie monety żebrakowi tak na prawdę nie jest rozwiązaniem, nie czuję nic przechodząc obok niego. Myślę chwilę, co innego mógłby zrobić. Gdy ktoś się we mnie wtula i mówi, że cierpi wiem, że powinnam coś czuć, ale z drugiej strony widzę, że albo wpakowała się w swoje bagno z głupoty, albo wyolbrzymia problem, który da się łatwo rozwiązać. Każdą sprawę rozwiązują szczere przeprosiny, choćby najkrótsze.
2 Czuję potrzebę pomagania, ale ma raczej inne podłoże. Zwykle towarzyszy mi myśl "ten człowiek byłby bardziej pożyteczny w innym miejscu, pomogę mu, żeby szybciej skończył pracę tutaj".
3 Na początku napisałam tu parę cech, ale one bardziej pasują do 8.
4 Dużo z mojego bardzo złego stanu. Wstręt do siebie, myśli samobójcze, poczucie, że nie zasługuję na rzeczy lub osoby. Bywało, że płakałam, gdy ktoś mi dał do zrozumienia, że go zawiodłam. Gdy przechodzę w nieco zdrowszy stan czuję, że mam pełne prawo do pomyłek, są ludzie w moim otoczeniu, którzy nie zostali ukarani za to samo. Nie obchodzi mnie to, że zawaliłam sprawę, bo ja wiele razy nie mogłam polegać na tobie.
5 Tu jest całkiem sporo rzeczy z mojego zdrowego stanu, ale jest też dużo różnic w ogólnym zachowaniu. Nienawidzę, gdy ktoś się czepia o mało istotne szczegóły, które nie zaburzają ani komunikacji ani działania. Lubię konkretne wypowiedzi, argumenty. Lubię, gdy ktoś przestrzega zasad dobrego wychowania, ale gdy jest zbyt miły zastanawiam się, czego ode mnie chce. Gdy ktoś kręci się wokół mojego biurka, dotyka klamki od szuflady czaję się jak drapieżnik. Pieniądze nie są wartością stałą, dlatego nie przywiązuję do nich dużego znaczenia, ale nie robię nieprzemyślanych zakupów. Nie przerażają mnie katastrofy, byłam oczarowana powodzią, cieszyłam się, że ludzie stali się otwarci, czułam się swobodnie, miałam wrażenie, że to jakaś postapokaliptyczna rzeczywistość, a interesują mnie te klimaty. Nie ulegam innym, jeśli mam argumenty, mogę przekonywać do swoich racji nawet jeśli jestem sama przeciwko wielu. Jeśli mam przebywać z kimś dłużej, a dla mnie miły, zastanawiam się jak przeprowadzić taktyczny odwrót.
6 Odpowiedzialność. Nie lubię, gdy ktoś mi przerywa, albo zadaje pytania i nie słucha uważnie tego, co chcę przekazać.
7 Yyy...
8 Bardzo dużo, ale nie wiem, kiedy mi się włącza ten tryb. Wydaje mi się, że wtedy, kiedy panuje ogólna anarchia i dezorganizacja, a chcę uratować sytuację. Uważam, że każdy powinien radzić sobie ze swoimi problemami. Nie mam cierpliwości do ludzi nieporadnych, spróbuję im wytłumaczyć, co i jak mają zrobić. Boję się, że znowu będą mieli problem, więc ich unikam, a jeśli muszę z nimi pracować, to stawiam zbyt wysokie wymagania, próbuję jak mogę, ale widzę, że ludzie zaczynają się mnie bać. Są rzeczy, w których przez długi czas byłam najlepsza w danej grupie i wszyscy byli tego świadomi, gdy pojawiał się ktoś mi równy, czy lepszy czułam się zagrożona. Zaczynało się od niechęci do nowego, a kończyło na współpracy. Przez rozwiązywanie problemów rozumiem też szukanie porady u innych, ale nigdy bezczelne wyręczanie się innymi ludźmi. Potrzebuję konkretnych, bezpośrednich rozmów, jeśli pojawi się problem. Często śmieszą mnie żarty, nawet na mój temat, ale jeśli ktoś plotkuje o mnie lub o kimś, staje się podczłowiekiem. Co innego gdy dotyczy to durnych zachowań ludzi, ale jeśli ktoś tylko zaczyna przekraczać granicę, ograniczam względem niego swoje zaufanie. Czuję ulgę gdy wyrzucę swoją nagłą złość poprzez parę wulgaryzmów. Zawsze jestem spokojna, sama lub z innymi strażnikami chronię tych, którzy się boją. Gdy ktoś wątpi w moją siłę, to dla mnie rzucenie rękawicy i mam olbrzymią potrzebę zaprezentowania moich możliwości. Chciałabym być niezależna finansowo. Pracować już na studiach, ale boję się, że mi się to nie uda. Boli mnie to, że wydaję pieniądze rodziców. Kontroluję, czy wszystko, co jest pod moją opieką ma zapewnione podstawowe potrzeby, ale tak naprawdę reszta mnie tak bardzo nie obchodzi. Jeśli przyjdę do kogoś w odwiedziny, bo potrzebuje pocieszenia, jest mu smutno, a widzę, że w jego umywalce nie spływa woda, to rozkręcam wszystko i priorytetem staje się dla mnie naprawa. Kiedy jest mi źle, nie mam poczucia winy, że ranię bliskich, nie odzywam się w ogóle, a gdy ktoś zadaje mi pytanie odpowiadam z jadem. Czuję, że stoję na uboczu, a jednocześnie prowadzę grupę i że wystarczą dwa słowa, żeby ludzie zmienili zdanie i poszli za mną. Jednocześnie mam potrzebę, żeby wszyscy liczyli się z tym co mówię i żeby był ktoś nade mną, kto zdjąłby odpowiedzialność, ale wspierał w moich decyzjach. "Wszystko albo nic", też się zgadza, bo albo staram się wszystko robić jak najlepiej, albo zaczynam się obijać do granic możliwości. Czasem wybieram zasady, które bardziej mi pasują. Prośbę o pomoc odwlekam do momentu, kiedy staje się naprawdę konieczna i wiem, że sama nie skończę zadania nigdy.