@Przemek
Nie wiem, czy to brzmi strasznie... raczej zwiastuje masę roboty, którą tym razem musimy wykonać sami, wkupianie się w łaski innych nic tu nie da. Osobiście mam takie wrażenie, że w momencie, w którym uświadomiłam sobie, że jestem niezdrowa, zdałam sobie sprawę z istnienia grubego muru oddzielającego mnie od istoty mojego ja. Teraz to jest trochę tak, jakbym przechadzała się przed nim tam i z powrotem, badając go i oglądając z bliska, ale za Chiny nie jestem w stanie dostrzec, co jest za nim. Co tam jest ukryte? Mam wrażenie, że to coś niezmiernie ważnego, ale na chwilę obecną nie jestem w stanie do tego dotrzeć.
Przecinku, jeśli chcesz, to to zrób. ♡ Jako introwertyczka faktycznie mam pewne trudności z wyrażeniem tego, o co mi chodzi, wprost, prosto w twarz. Łatwiej mi jest uporządkować to wszystko - albo przynajmniej zebrać w jakąś sensowną całość - na papierze, niebezpośrednio. Ale nawet to nie rozwiewa moich wątpliwości... Czasem układam sobie w głowie to, co chcę powiedzieć, ale ostatecznie wybieram milczenie. Ze strachu i wstydu. Bywa, że wracam do jakiejś sprawy po kilku miesiącach, o której druga strona zdążyła już zapomnieć, bo dopiero wtedy czuję się wystarczająco pewnie, by mówić o swoich prawdziwych uczuciach. A może wtedy po prostu jestem już o wiele bardziej obojętna i to, co wcześniej by mnie zraniło, po tych kilku miesiącach nie ma już takiej mocy? Uhm... Analizowanie wszystkich możliwych opcji przy jednoczesnym nieodcięciu od uczuć to naprawdę trudna sprawa.
Ach, dzięki, Yarpen. .3.