O ile z tym generalnie można zgodzić:
MartiniB pisze:Jeśli zaczniesz olewać i przestaniesz wierzyć w 90% tego co mówią, to sukcesy na tym polu masz murowane.
jeżeli uznamy, że spora część kobiet przyjmuje narzuconą im społecznie rolę* typowej "Dwójki" (ma kochać, pomagać i wspierać swojego mężczyznę, a nawet jeżeli jest kobietą pracującą, to i tak dbanie o dom nadal spoczywa na jej barkach), a więc zaczyna też przejawiać cechy dwójkowe (zdobywanie miłości w specyficzny dla dwójek sposób, bycie uległą etc), o tyle z tym:
MartiniB pisze:Kobiety pieprzą o potrzebie kochania i stałości, a tak naprawdę każda z nich posiada ukrytą ciągote do bycia traktowaną jak szmata, jeśli nie jest to dziwka i zimna suka na pierwszy rzut oka, to owa cecha może się uaktywnić z czasem (w określonych okolicznościach - np. w obliczu bycia w związku z facetem o twoim podejściu) nawet u nawet najbardziej niepozornych cnotek.
zgodzić się nie można. Nie tylko dlatego, że to nadinterpretacja. To jest po prostu jakiś kompleks. Sorry Martini, ale nie jest normalnym podejście, gdzie kobietę z definicji traktuje się jak szmatę; jak kogoś gorszego. Jedną sprawą może być kobieca manipulacja, szczególnie kiedy kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi (bo pewne rzeczy robi podświadomie - instynkty gnają każdego). A drugą jest podejście samo usprawiedliwiające się, które nakazuje wierzyć iż "ona jest szmatą", dzięki czemu jeżeli traktuje się ją jako szmatę, to jest się w pewien sposób usprawiedliwionym; można sobie wtedy wytłumaczyć "ona tego chciała, podświadomie tego pragnęła". Problem jest taki, że wytłumaczyć to można tylko sobie, a czy jej także? Niektóre i owszem, byłyby właściwym odbiorcą takiego tłumaczenia. Ale spójrzmy prawdzie w oczy - przecież nie wszystkie.
MartiniB: zmień nastawienie. Uważasz, że wszystkie kobiety to szmaty, a więc jak będziesz miał kobietę, to z Twojej definicji wychodzi, iż będzie ona szmatą. Zbytnio radykalizujesz pewne sprawy, nie warto
* są oczywiście też i kobity, które takiej roli nie przyjmują, same wiedzą co jest dla nich dobre, nie muszą patrzeć na zachętę swojego Pana i Władcy by jakieś działanie przedsięwziąć. Ba... są też takie, które najchętniej swojego faceta, który zacząłby się stawiać w takiej pozycji, wysłałyby tak daleko, że stałby się Panem i Władcą na krańcu świata
(i to jest to, co tak ciężko
prawdziwemu macho** przyswoić, kiedy to został wychowany w poczuciu, iż to on ma jedyne uprawnienia do władzy, a reszta to puch marny uwagi niegodny)
**
prawdziwego macho pięknie opisuje Cejrowski, jako mężczyznę o groźnym spojrzeniu, mającego wzrost 150cm w kapeluszu; bo chyba tylko tacy uważają, że muszą sobie na siłę coś udowodnić